Mąż uznał mnie za złą panią domu po rozmowie z mamą

newskey24.com 3 dni temu

Mąż uznał, iż jestem złą gospodynią – po naradzie z mamą

Z Arturem wzięliśmy ślub nieco ponad rok temu. Wcześniej spotykaliśmy się prawie trzy lata i wydawało się, iż znamy się na wylot. Okazało się jednak, iż prawdziwą próbą nie są romantyczne wyznania przy księżycu, ale wspólne życie codzienne. Do tej pory mieszkaliśmy osobno: ja we Wrocławiu, on u rodziców na przedmieściach. Byłam stanowczo przeciwna zamieszkaniu razem przed ślubem. Uważałam, iż jeżeli ktoś kocha – poczeka. Artur poczekał. Niestety, na więcej cierpliwości mu nie starczyło.

Gdy tylko zaczęliśmy żyć pod jednym dachem, romantyka zniknęła. Pozostały rachunki, sprzątanie i niekończące się pretensje. Najboleśniejsze było to, iż nie tylko od męża, ale i od jego mamy.

Artur jest porywczy, uparty i, jak się okazało, bardzo staroświecki. Dla niego kobieta powinna nie tylko pracować, ale być wręcz wcieleniem wielorękiej bogini: ugotować barszcz, umyć podłogi, uprasować pranie i to wszystko z uśmiechem jak z reklamy.

Próbowałam tłumaczyć, iż żyjemy w XXI wieku, iż ja też mam pracę, zmęczenie i choroby. Nie mogę zamieniać się w sprzątaczkę po ośmiu godzinach przed komputerem. On nie słuchał. Dla niego było oczywiste: sprzątanie to obowiązkiem kobiety, tak samo jak gotowanie.

Przez pierwsze miesiące starałam się milczeć. Cierpliwie wierzyłam, iż to tylko okres adaptacyjny. Sprzątałam, jak umiałam, gotowałam, czasem zamawiałam jedzenie, gdy nie miałam czasu. Ale pewnego dnia Artur wrócił z pracy, mroczny jak burza, usiadł w kuchni i choćby nie patrząc mi w oczy, stwierdził:

— Pogadałem z mamą… i doszliśmy do wniosku, iż z ciebie żadna gospodyni. Nie starasz się. Trzeba częściej sprzątać i gotować porządnie. Tak jak ona.

Zamarłam. To nie tylko jego niezadowolenie – on skonsultował się z mamą, omówił mnie z nią i wydali wyrok. Jakbym była nieodpowiednia. Nie spełniam oczekiwań. Źle sobie radzę.

A czy to nic, iż dokładam połowę do domowego budżetu? iż pracuję na pełnych obrotach i też chciałabym wrócić do czystego mieszkania, gdzie nikt mnie nie krytykuje, tylko czeka z ciepłą kolacją – ale nie ode mnie, tylko dla mnie?

Narzeka, iż u mnie wszystko „nie tak jak u mamy”. Oczywiście, iż nie tak. Jego mama jest na emeryturze, ma wolny dzień, zero deadline’ów i spotkań online. Ja żyję w wiecznym biegu. Ale staram się. Wczoraj na przykład stałam przy kuchence dwie godziny, a on stwierdził, iż kotlety „nie mają takiej skórki jak trzeba”.

Swoją drogą, on też nie spieszy się z obowiązkami. Żarówka w przedpokoju nie działa od trzech tygodni. Z toalety cieknie – i nic. Ale według niego to „drobiazgi”. Za to jeżeli w pokoju jest kurz – to już katastrofa.

Pewnego dnia nie wytrzymałam i zaproponowałam kompromis: rzucam pracę i zostaję idealną gospodynią. Gotuję, sprzątam, prasuję koszule. Pod warunkiem, iż on przejmie wszystkie wydatki.

Na co odpowiedział:
— A dlaczego mam cię utrzymywać za darmo?

Czyli on chce idealną żonę – ale bez wysiłku. Żeby pracowała, sprzątała, gotowała, uśmiechała się i jeszcze była wdzięczna za przywilej życia u jego boku. A jeżeli nie – to rozwód. Bo on, widzisz, nie widzi innego wyjścia.

A ja nie widzę sensu w dalszym ciąganiu tego związku. Miłość nie równa się niewolnictwu. Jestem gotowa na kompromisy, ale nie na samounicestwienie. Nie jestem jego sprzątaczką, darmową kucharką i już na pewno nie tematem do wspólnych ocen z mamą. Jestem kobietą. I zasługuję na szacunek. Nie na reprymendy od męża, który wciąż nie dorósł.

Idź do oryginalnego materiału