Mąż uznał, iż jestem złym gospodarzem – po rozmowie z mamą

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mąż postanowił, iż jestem zbyt kiepską gospodynią – po naradzie z mamą

Z Bartomek wzięliśmy ślub kilka ponad rok temu. Przedtem spotykaliśmy się prawie trzy lata i wydawało się, iż znamy się na wylot. Ale okazało się, iż prawdziwą próbą nie są wyanieli pod księżycem, a codzienne życie pod jednym daciem. Wcześniej mieszkaliśmy osobno – ja we Wrocławiu, on u rodziców na podkrakowej wsi. Zasadniczo byłam przeciw ślubowi bez zamieszkania razem. Uważałam, iż jeżeli ktoś naprawdę kocha, to będzie cierpliwy. Bartek był cierpliwy. Niestety, jego wytrwałość miała swoje granice.

Gdy tylko zaczęliśmy żyć razem, romantyzm zniknął. Zostały rachunki, sprzątanie i ciągłe pretensje. Najboleśniejsze, iż nie tylko od męża, ale też od jego mamy.

Bartek jest porywczy, uparty i, jak się okazało, bardzo staroświecki. Dla niego kobieta nie powinna po prostu pracować – ma być jak wieloręka bogini: ugotować żurek, umyć podłogi, wyprasować ubrania i jeszcze się uśmiechać jak z reklamy telewizyjnej.

Próbowałam tłumaczyć, iż żyjemy w XXI wieku, iż ja też mam pracę, zmęczenie, czasem choruję. Nie mogę po ośmiu godzinnach przed komputerem zamieniać się w sprzątaczkę. On tego nie słyszał. Dla niego sprawa była jasna – sprzątanie to obowiązek kobiety, tak samo jak kuchnia.

Pierwsze miesiące starałam się milczeć. Cierpiałam, wierząc, iż to tylko okres próbny. Sprzątałam, jak umiałam, gotowałam, czasem zamawiałam jedzenie, gdy nie zdążyłam. Ale pewnego dnia Bartek wrócił z pracy, ponieważ jak chmura gradowa, usiadł w kuchni i choćby nie patrząc mi w oczy, rzucił:

– Porozmawiałem z mamą… i doszliśmy do wniosku, iż z ciebie żadna gospodyni. Nie starasz się. Trzeba częściej sprzątać i gotować porządnie. Tak jak ona.

Zamarłam. Nie tylko był niezadowolony – on skonsultował się z mamą, przedyskutował moje wady, i wydali wyrok. Że nie pasuję. Nie spełniam wymagań. Kiepsko mi sprawuję.

A czy to nic, iż dokładam połowę do domowego budżetu? Że haruję na etacie i też chciałabym wrócić do czystego mieszkania, gdzie nikt mnie nie gderze, tylko czeka z ciepłym obiadkiem – ale nie ode mnie, tylko dla mnie?

Narzekuje, iż u mnie „nie tak jak u mamy”. No pewnie, iż nie. Jego mama ma emeryturę, wolne popołudnia, zero deadlinów i korporacyjnych zebrań. Ja żyję w wiecznym biegu. Ale się staram. Wczoraj na przykład, stałam przy garnkach dwie godziny, a on tylko powiedział, iż kotlety „nie mają takiej skórki, jak trzeba”.

A swoją drogą, on nie spieszy się z tym, co należy do niego. Żarówka w przedpokoju nie świeci od trzech tygodni. Z cieknącego kranu robi się już mała fontanna. Ale według jego logiki – to „głupstwa”. Za to, jeżeli kurz jest w salonie – już tragedia.

Prawda wyszła na jaw, gdy pewnego dnia zaproponowałam mu kompromis: rzucam pracę i zostaję idealną panią domu. Gotuję, sprzątam, prasuję koszule. Pod warunkiem, iż on przejmie wszystkie wydatki.

Na co on tylko odpowiedział:
– A dlaczego mam cię utrzymywać za darmo?

Czyli chce idealną żonę – ale bez inwestycji. Żeby pracowała, sprzątała, gotowała, uśmiechała się i jeszcze była wdzięczna za prawo życia u jego boku. A jeżeli nie – to tylko rozwiązać. Bo jak twierdzi, nie widzi innego wyjścia.

Ale ja też go nie widzę. Miłość nie równa się niewolnictwu. Jestem gotowa na kompromisy, ale nie na samounicestwienie. Nie jestem jego sprzątaczką, darmową kucharką i na pewno nie obiektem do oceny przez jego mamę. Jestem kobietą. I zasługuję na szacunek. Nie na reprymendy od męża, który wciąż nie dorósł.

Idź do oryginalnego materiału