Syn tak bardzo podporządkowany jest żonie, iż spotyka się ze mną tylko potajemnie.
Ja, Barbara Nowak, wychowywałam swojego syna, Marcina, sama. Być może sama jestem winna, iż wyrósł na tak zależnego od żony mężczyznę, ale ta świadomość rozrywa mi serce. Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Krystyna, powiedziała mi wprost: „Za bardzo go rozpieszczałaś”. Jej słowa zabolały, ale zmusiły do zastanowienia. Teraz mieszkam w małym miasteczku pod Lublinem, prawie nie widując syna i wnuczki, bo jego żona, Kinga, całkowicie go sobie podporządkowała, a ja stałam się obca w ich życiu.
Marcin urodził się, gdy już zapomniałam o jego ojcu, z którym żyłam w nieformalnym związku przez cztery lata. Mój ojciec, zamożny przedsiębiorca, podarował mi mieszkanie po szkole, abym czuła się niezależna. W młodości moje mieszkanie było centrum imprez, ale wszystko się zmieniło, gdy poznałam jego. Miłość wydawała się wieczna, ale ciąża była niespodzianką. Nie wahałam się ani chwili – we śnie już trzymałam dziecko na rękach. Ojciec Marcina próbował odzyskać moje względy, ale się odsunęłam. Rozstaliśmy się jeszcze przed porodem. Rodzice błagali, by zachować związek dla dobra syna, ale ja uparcie powtarzałam: „Będę mu i matką, i ojcem”. Ojciec tylko machnął ręką: „Twoje życie”.
Gdy Marcin miał siedem lat, mój ojciec zmarł. Do tego czasu niczego nam nie brakowało: zabawki, ubrania, podróże – syn miał wszystko. Nie był rozpieszczony, a przyjaciółki dziwiły się: „Jak wychowałaś takiego spokojnego chłopca, mając tyle pieniędzy?”. Z dumą odpowiadałam: „Po prostu go kocham. On jest moim jedynym mężczyzną”. Wtedy nie przyszło mi do głowy, iż mój „jedyny mężczyzna” dorośnie i wybierze inną kobietę, odsuwając mnie na boczny tor. Byłam pochłonięta jego nauką, później służbą. Aby Marcin nie trafił do regularnej armii, załatwiłam, by służył w komendanturze. Codziennie nosiłam mu jedzenie, by zobaczyć jego uśmiech.
Po służbie Marcin rozpoczął studia, gdzie na trzecim roku poznał Kingę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, serce ścisnęło mi się z niepokoju. Była piękna, ale jej spojrzenie – zimne, władcze – budziło lęk. Od razu wyczułam: ta dziewczyna go zniewoli. I tak się stało. Stał się jej cieniem, spełniał każdy kaprys, wydawał wszystkie oszczędności na prezenty, wymyślał niespodzianki, byleby ją zadowolić. Kinga nie manipulowała otwarcie – po prostu pozwalała mu się kochać, a on zatracał się w niej. Nasze rozmowy sprowadziły się do jego zachwytów nad nią. Czułam, iż tracę syna, ale ukrywałam ból, starając się być uprzejma wobec synowej.
Przed ślubem Kinga przedstawiła swoje wymagania: wesele miało być wystawne. Wydałam niemal wszystkie oszczędności, by jej dogodzić. Ale to nie wystarczyło – przepisałam na Marcina swoje mieszkanie, przeprowadzając się do matki. Ta decyzja okazała się błędem. Gdy Kinga dowiedziała się, iż mieszkanie jest tylko na nazwisko syna, wybuchła awantura. Następnego dnia Marcin pobiegł do notariusza i wpisał ją jako współwłaścicielkę. Zamarłam: moja ofiara nic dla niej nie znaczyła. Od tamtej pory Kinga żywiła do mnie urazę, a ja stałam się nieproszonym gościem w domu, który kiedyś należał do mnie.
Gdy urodziła się ich córka, Zosia, wszystko stało się jeszcze gorsze. Kinga całkowicie podporządkowała sobie Marcina: pracował, utrzymywał rodzinę, a w domu spełniał jej każde życzenie. Wymyśliła pretekst, by zabronić mi widywać wnuczkę. „Zosia ma alergię przez twoje koty – oświadczyła. – Przynosisz sierść na ubraniach, to szkodzi dziecku”. To był absurd, ale Marcin jej uwierzył. Sam poprosił mnie, abym nie przychodziła, unikając mojego wzroku: „Będę wpadał do ciebie czasem”. Jego słowa ciąły jak nóż. Mój syn, którego wychowałam, stał się obcy, posłuszny żonie, która odgrodziła go ode mnie.
Teraz Marcin odwiedza mnie ukradkiem, jak złodziej. Rozmawiamy pół godziny o błahostkach, unika moich oczu, po czym ucieka, bojąc się spóźnić na kolację z Kingą. Rzadko widuję Zosię – tylko na przedszkolnych występach lub pokazach tańca, pod czujnym okiem synowej, która nie pozwala nam się przytulić. Oczy wnuczki zaczynają przypominać chłodne spojrzenie matki, i to mnie przeraża. MMój czas mija w samotności, a każdy ich sekretny telefon to tylko krótka ulga dla serca, które wciąż tęskni.