Ufna żona i zatruta herbata
– Jesteśmy, mamo – Marek otworzył drzwi samochodu przed matką.
Krystyna wysiadła i podniosła wzrok na okna swojego mieszkania. Westchnęła.
– Co, mamo, znowu źle?
– Nie, synku. – Spojrzała mu w oczy, w których była szczera troska. – Całe życie spędziłam w tym mieszkaniu. Najpierw z rodzicami, potem z mężem. Tutaj ciebie przyniosłam ze szpitala. Byłeś takim ślicznym dzieckiem. – Zamilkła na chwilę. – Pamiętasz, jak kupowaliśmy zasłony po remoncie? A teraz… – Znów spojrzała w okna.
Ile godzin spędziła, patrząc przez kuchenne okno, wypatrując swojego Jana. Gdy tylko zobaczyła, iż idzie przez podwórko, od razu sprawdzała, czy obiad nie ostygł. Zawsze zostawiała włączony gaz pod czajnikiem. Jan lubił gorącą herbatę, koniecznie z kostką cukru. Słodkiej z cukierkami nie uznawał – to były jego wiejskie korzenie.
– Chodź, mamo – oderwał ją od wspomnień syn, dotykając jej dłoni. – Ewa pewnie już się niecierpliwi.
– Ewa… – powtórzyła Krystyna cicho. – Ani razu do mnie nie przyszła. Czekała na moją śmierć?
– Przestań, mamo – ostro przerwał jej syn.
Weszli na drugie piętro starej kamienicy w centrum Warszawy. Marek otworzył ciężkie drzwi, na których widać było ślady po śrubach i tabliczkach. Kiedyś widniało tam nazwisko jej ojca: „Profesor Stanisław Kowalski”.
Synowa wyjrzała z pokoju, prychnęła i zniknęła.
– Wchodź, mamo, zaraz zrobię herbatę, z cytryną, jak lubisz – powiedział Marek.
Krystyna przeszła do małego pokoju, który kiedyś należał do syna, a jeszcze wcześniej był jej własnym, panieńskim. Ciężko usiadła na wytartej kanapie, odchyliła głowę i przymknęła oczy.
„Jak teraz będzie?” – pomyślała.
***
Krystyna wyszła za mąż późno. Profesor ojciec widział w niej swoją następczynię, chciał, by kontynuowała jego badania naukowe. Wielu mężczyzn się o nią starało. „Nie śpiesz się, córko. Oni chcą nazwiska twojego ojca, nie ciebie” – mawiała matka.
Ale w trzydziestce zakochała się sama – w nieśmiałym asystencie. Ojciec go uwielbiał, wróżył mu wielką karierę. Pewnie dlatego zgodził się na ich ślub. Rok później ojciec przeszedł na emeryturę, zostawiając katedrę zięciowi. Oni z matką wyjechali na wieś, oddając mieszkanie młodym.
Z Janem żyli dobrze, tylko nie mogli mieć dzieci. Krystyna już traciła nadzieję, gdy w końcu zaszła w ciążę. Jakże się cieszyli! Gdy urodził się syn, o nauce musiała zapomnieć. Jan chciał, by została w domu i wychowywała dziecko.
On sam pracował na katedrze za dwóch. Pisał książki, artykuły. Nie brakowało zawistników. Gdy Marek, nazwany na cześć dziadka, był w siódmej klasie, Jan zmarł na zawał. Nie wytrzymał ataków tych, którzy nazywali go dorobkiewiczem, pseudonaukowcem, który zrobił karierę dzięki małżeństwu z córką profesora. Nie przeżył tego.
Krystyna została sama z synem. Do pracy już nie wróciła – co z niej za naukowiec? Wszystko zapomniała. Sprzedała dom po rodzicach. Pieniędzy starczało na życie. Marek skończył studia, zaczął pracować.
Gdy przyprowadził do domu Ewę, zrozumiała, iż to poważne – odradzanie małżeństwa nie miało sensu. Syn był oczarowany piękną dziewczyną. Matczynym sercem wyczuwała do niej niechęć. Pytała: skąd jest? kim są jej rodzice? Ewa odpowiadała wymijająco. Zakochany syn prosił, by nie dręczyć narzeczonej.
Nie spodobało się Krystynie, gdy na ślub nie przyjechał żaden z jej krewnych.
– Ma trudne relacje z matką i ojczymem, a ojciec jest chory – tłumaczył Marek.
I Krystyna ustąpiła. Ważne, iż syn jest szczęśliwy. Zniesie wszystko, polubi synową, byle jemu było dobrze.
Gotowała dla całej rodziny, ale Ewa krzywiła się i mówiła, iż nie je ciast, dba o figurę. Praktycznie nic nie jadła.
– Dla kogo ja w ogóle gotuję? – denerwowała się Krystyna.
– Mamo, daj jej spokój. Niech je, co chce – bronił żony syn, choć sam często jadał w knajpach.
Ewa niby pracowała. Wychodziła rano, wracała koło południa z firmowymi torbami i nową fryzurą.
Dawniej z synem długo rozmawiali, dzielili się planami. Teraz zamykał się z Ewą w pokoju.
– Ciesz się, iż nie proszą o wymianę mieszkania – pocieszała przyjaciółka.
Krystyna łapała się za serce. Nie chciała stracić mieszkania w centrum, z wysokimi sufitami, gdzie mieszkały pokolenia jej rodziny. A nuż Ewa zacznie podpuszczać Marka, a on dla niej zrobi wszystko, choćby przeciw matce.
Potem syn oznajmił radosną nowinę – Ewa jest w ciąży. Krystyna odetchnęła. Będzie dziecko, potrzebna będzie pomoc – mieszkanie na razie bezpieczne. Wymieniła się z młodymi pokojami – dziecku potrzebna przestrzeń.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż Krystyna coraz częściej zasypiała choćby w ciągu dnia. Budziła się z ciężką głową, jakby wypełnioną watą. Myślała wolniej, zapominała.
Szukała książki telefonicznej, a potem znajdowała ją na wierzchu. Okulary lądowały w najdziwniejszych miejscach – choćby w lodówce. Czyżby sama je tam wkładała? Bała się powiedzieć synowi.
Wraz z pokojem oddała Ewie przywództwo w domu. Wstydziła się wychodzić z małego pokoju. Często zasypiała. Gdy budziła się w nocy, nogi nie słuchały, głowa wirowała. Czasem nie zdążyła do toalety. Wstydziła się – przecież nie była jeszcze starą kobietą.
Pewnej nocy obudziła się i zobaczyła przy łóżku sylwetkę mężczyzny. Wydawało jej się, iż to Jan. Usłyszała śmiech Ewy i odskoczyła.
Gdy syn wrócił z pracy, Ewa rzuciła mu się na szyję, opowiadając, iż teściowa nie może dobiec do toalety, iż wzięła go za nieżyjącego męża.
Krystyna próbowała wyjaśnić, ale język ją nie słuchał. Marek nic nie zrozumiał i wezwał karetkę.
W szpitalu nie znaleźli niczego niepokEwa nigdy więcej się nie pojawiła, a Krystyna zrozumiała, iż prawdziwa miłość przetrwa choćby największą zdradę.