Mąż i jego syn: Jak usunąć źródło rodzinnych napięć?

newsempire24.com 4 dni temu

Siedziałam w naszej ciasnej kuchni w Łodzi, ściskając w dłoniach zimną filiżankę herbaty, gdy poczułam, jak łzy rozpaczy podchodzą mi do gardła. Ja i mój mąż, Marek, mamy dwójkę dzieci i wydawałoby się, iż mamy wszystko: przytulny dom, samochód, stały dochód. Jednak nasze szczęście rozpada się przez jego siedemnastoletniego syna z pierwszego małżeństwa, Kacpra, który mieszka z nami. Często bywa u swojej matki, ale coraz częściej zatrzymuje się u nas, zamieniając moje życie w koszmar.

Kacper jest jak drzazga w sercu. Traktuje mnie jak służącą, rozrzuca rzeczy, zostawia brudne naczynia, a na moje prośby o pomoc tylko przewraca oczami. Najgorzej jednak, iż znęca się nad moim czteroletnim synem, Kubą. Widziałam, jak dał mu klapsa tylko dlatego, iż malec przypadkiem potrącił jego telefon. Moja dwuletnia córeczka, Zosia, śpi z nami w sypialni, bo w naszym dwupokojowym mieszkaniu nie ma miejsca na jej łóżeczko. Gdyby Kacper wyprowadził się do matki, moglibyśmy urządzić pokój dla naszych maluchów.

Ale Kacper nie ma zamiaru się wyprowadzać. Jego szkoła jest tuż obok naszego domu, więc wygodniej mu mieszkać z ojcem. Całe dnie spędza przed komputerem, wrzeszcząc w słuchawki i nie pozwalając Kubie zasnąć. Jestem wykończona: sprzątam, gotuję, zajmuję się dziećmi, a on choćby palcem nie kiwnie, by pomóc. Jego obecność to jak chmura wisząca nad naszym domem, zatruwająca każdy dzień.

Próbowałam rozmawiać z Markiem, błagałam, żeby wytłumaczył synowi, iż lepiej mu będzie u matki. Jego była żona, Sylwia, ma przestronne trzypokojowe mieszkanie, gdzie mieszka sama. A my we czwórkę tłoczymy się w dwupokojowym, gdzie każdy kąt krzyczy o braku miejsca. Czy to sprawiedliwe? Gdyby Kacper chociaż dogadywał się z moimi dziećmi, ale on je traktuje z góry. Kuba, patrząc na niego, zaczął się opryskliwie odzywać i kaprysić, naśladując starszego brata. Boję się, iż mój syn wyrośnie na takiego samego bezdusznego i aroganckiego człowieka.

Marek nie chce nic zmieniać. „To mój syn, nie mogę go wyrzucić” — powtarza jak mantrę, nie widząc, jak jego słowa mnie ranią. Kłócimy się o Kacpra prawie każdego wieczoru. Czuję się jak zmęczony koń, który ciągnie cały dom, podczas gdy mąż przymyka oczy na zachowanie syna. Mam dość jego wymówek, jego ślepej miłości do dziecka, które niszczy naszą rodzinę.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Kacper znowu nakrzyczał na Kubę za to, iż rozlał sok, i wtedy mnie poniosło:
— Dość! To nie hotel, żeby się tak zachowywać! jeżeli ci się tu nie podoba, wracaj do matki!

Tylko się uśmiechnął drwiąco:
— To mój dom, nigdzie się nie wyprowadzam.

Zadrżałam z bezsilnej złości. Marek, usłyszawszy naszą sprzeczkę, stanął po stronie syna, oskarżając mnie, iż „nie potrafię się dogadać”. Wyszłam do sypialni, tuląc płaczącą Zosię, i dałam upust łzom. Dlaczego mam tolerować tego obcego, bezczelnego nastolatka, skoro jego matka żyje w luksusie i choćby o nim nie myśli?

Zaczęłam zastanawiać się, jak rozwiązać ten problem. Może sama porozmawiam z Kacprem? Spróbuję przekonać go, iż u matki będzie mu lepiej, iż do szkoły może dojeżdżać autobusem? Ale boję się, iż tylko się ze mnie naśmieje, a Marek znowu oskarży mnie o okrucieństwo. Marzę, żeby Kacper zniknął z naszego życia, żeby moje dzieci mogły dorastać w spokoju i miłości. Ale każde jego spojrzenie, każdy ostry gest przypomina mi, iż jest tu jak nieproszony gość, którego nie da się odpędzić.

Czasem wyobrażam sobie, jak pakuję rzeczy i wyjeżdżam z dziećmi do mojej mamy, zostawiając Marka sam na sam z jego synem. Ale kocham męża i nie chcę niszczyć naszej rodziny. Pragnę tylko spokoju w naszym domu. Dlaczego mam cierpieć, patrząc, jak Kacper znęca się nad moimi maluchami, gdy jego matka cieszy się wolnością? Jestem zmęczona złością, zmęczona strachem o swoje dzieci. Potrzebuję wyjścia, ale nie wiem, gdzie go szukać.

Idź do oryginalnego materiału