Matka Przenikliwie Rozpoznała Teściową i Zredukowała Jej Ambicje

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mama od razu przejrzała teściową i poskromiła jej ambicje.

Być czyimś dłużnikiem to ciężkie brzemię, ale sto razy gorsze jest, gdy wierzyciel bez przerwy wpycha ci swoje „wspaniałomyślność” prosto w twarz, domagając się wiecznej wdzięczności. Ja, Kinga, i mój mąż, Tomasz, zawsze staraliśmy się żyć oszczędnie, unikając pożyczek. Ale jego matka, Jadwiga Stanisławówna, wciskała nam swoją pomoc, by później bez końca przypominać, jak to nas „uratowała”. Te przypomnienia ustawały tylko wtedy, gdy znów „pożyczała” nam pieniądze. choćby gdy Tomasz brał od niej pożyczkę i oddawał na czas, ona znajdowała sposób, by się pochwalić: „Widzicie, nie musieliście się zadłużać w banku, z ich lichwiarskimi odsetkami, mama was wybawiła!” Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta gra w „dobrodziejkę” zatruwała nam życie.

Gdy pojawiła się sprawa kupna mieszkania, stanowczo odmówiłam przyjęcia pomocy teściowej. Szansa nadarzyła się po śmierci mojej babci. Zostawiła mamie mieszkanie, mama je sprzedała i podzieliła pieniądze między mnie i siostrę. To było prawie połowa potrzebnej sumy. Ale Jadwiga Stanisławówna natychmiast oświadczyła, iż może dołożyć brakującą część – pod warunkiem, iż mieszkanie zostanie zapisane na nią. Osłupiałam: „Dlaczego na panią?” – zapytałam. „A na kogo? To ja daję pieniądze!” – odcięła się. Nie wytrzymałam: „Moja mama też dała pieniądze. Może będziecie współwłaścicielkami?” Teściowa zaczerwieniła się: „Żartujesz sobie?” – „Nie” – odparłam. – „Kupimy mieszkanie i zapiszemy na siebie. A pani pieniądze nie są nam potrzebne. Kredyt hipoteczny nie jest tak straszny, żebyśmy mieli być pani wiecznymi dłużnikami.”

Do tej pory nie milczałam już jak dawniej i nauczyłam się odpierać teściową jej własnym stylem. To ją wściekało i narzekała przed rodziną, iż synowa „całkiem się rozpuściła”. Mimo to wręczyła Tomaszowi pieniądze na mieszkanie, ignorując nasze protesty. Wrócił do domu zmieszany: „Przepraszam, wziąłem od mamy pieniądze. Zaczęła mnie męczyć twoją ‘nieustępliwością’ i gadaniem o kredycie.” Westchnęłam tylko: „No dobrze, będziemy się kłaniać i dziękować.” Ale nie miałam pojęcia, jaki koszmar nas czeka.

Po wpłaceniu swojej części teściowa uznała się za panią mieszkania. Narzucała, jakie tapety wybrać, jakie meble kupić, gdzie postawić kanapę. „Zabierzcie tę kabinę prysznicową, przywiozę wannę. Dla mnie wygodniejsza, a i dzieci wam się urodzą, gdzie je będziecie kąpać?” – rozkazywała. Odganialiśmy jej „dobre rady”, ale to była walka z wiatrakami. Gdy urządziliśmy mieszkanie, zażądała kluczy „na wszelki wypadek”. Czułam, jak gotuje się we mnie złość, ale przystałam, by uniknąć awantury. To był mój błąd.

W pierwszą niedzielę obudził mnie dziwny hałas w kuchni. Poniżej oka, w jednej koszulce, wślizgnęłam się tam i zastygłam: Jadwiga Stanisławówna przekładała naczynia w szafkach. „Co pani robi?” – wyrzuciłam z siebie. Zamiast odpowiedzi wrzasnęła: „Bezwstydna! Nie umiesz włożyć szlafroka?” Moja cierpliwość pękła: „Po co? To mój dom! Mogę chodzić, jak mi się podoba! A pani co tu zapomniała?” – „Twój dom?” – warknęła. – „A kto dał na niego pieniądze?” Nie wytrzymałam: „Nie pani! Kuchnię opłaciła moja mama. Pani pieniądze poszły na łazienkę, to tam niech pani rządzi!” Tomasz, zbudzony krzykami, złapał się za głowę i uciekł do sypialni, zostawiając nas same.

Zrozumiałam, iż sama nie dam rady, i wezwałam posiłki – moją mamę, Marię Janową. Zamknęłam się w łazience i szeptem wyjaśniłam sytuację. Po pół godzinie zadzwonił dzwonek. Teściowa, jak gdyby nigdy nic, otworzyła: „O, Maria Janowa, z torbami? Jaka niespodzianka!” Mama, bez chwili wahania, odparła: „Nudno mi samej, postanowiłam zamieszkać u dzieci na tydzień czy dwa. W końcu dałam pieniądze na mieszkanie, mam prawo. A pani co tu robi?” Teściowa się zagubiła: „Ja… tylko zajrzałam, zobaczyć.” – „Co zobaczyć?” – nie odpuszczała mama. – „Kabinkę, którą pani chce usunąć? Mi się podoba. A pani wanna pewnie jeszcze z PRL-u. Podzielmy się: pani – stara wanna, ja – kabina z muzyką!”

Mama nie pozwoliła teściowej dojść do słowa, a ta zrozumiała, iż spotkała godnego przeciwnika. Zaczęła się wycofywać: „No, swacho, po co tu się kłócić? Chodźmy lepiej do kawiarni na rogu, napijemy się kawy, pogadamy spokojnie.” Wyszły, a my z Tomaszem, przeżegnawszy się, wreszcie zaczęliśmy dzień. Nie wiem, o czym mama rozmawiała z teściową, ale od tamtej pory Jadwiga Stanisławówna przestała się pojawiać bez zapowiedzi. Nie wtrąca się już z „radami” i rozmawia ze mną uprzejmie, wiedząc, iż moja mama mnie obroni.

Moje serce tryumfuje z tej małej wygranej, ale niepokój nie mija. Teściowa chowa urazę i czuję, iż czeka na moment, by przypomnieć o swojej „szlachetności”. Ale teraz wiem jedno: moja mama to moja twierdza. Jedną rozmową postawiła teściową do pionu, chroniąc nasz dom i nasze prawo do życia po swojemu. Jestem jej wdzięczna, ale głęboko w środku boję się, iż Jadwiga Stanisławówna jeszcze spróbuje odzyskać władzę. Mimo to jestem gotowa – z mamą za plecami nie dam się.

Idź do oryginalnego materiału