– Co ty pleciesz, mamo?! – wybuchnęła Alicja, chwytając się oparcia krzesła. – Jaka obca? Przecież jestem twoją córką!
– Nie podnoś na mnie głosu! – Wanda Igorówna machnęła ręką, choćby nie podnosząc wzroku znad gazety. – Powiedziałam, co powiedziałam. A ty w ogóle kim jesteś, żeby mi rozkazywać?
– Mamo, co się dzieje? – do pokoju wpadł Krzysztof, mąż Alicji. – Sąsiedzi już walą w ścianę!
– I niech walą! – burknęła starsza pani. – U siebie w domu mówię, co mi się podoba.
Alicja opadła na kanapę, czując, jak uginają się pod nią nogi. Wszystko zaczęło się od błahostki – poprosiła matkę, żeby nie wyrzucała resztek zupy, chciała jutro odgrzać. A w odpowiedzi usłyszała coś, w co do tej pory nie mogła uwierzyć.
– Mamo, może ciśnienie skoczyło? – ostrożnie spytała Alicja. – Brałaś leki?
– W dupie mam ciśnienie! – Wanda Igorówna wreszcie oderwała wzrok od gazety i spojrzała na córkę lodowatym wzrokiem. – Mówię jasno – jesteś mi obca. I zawsze byłaś.
Krzysztof wymienił spojrzenie z żoną. Przez trzydzieści lat znajomości z teściową widział ją w różnych humorach, ale takiego wybuchu jeszcze nie było.
– Wandeczko, może wezwiemy lekarza? – zaproponował. – Jakoś dziwnie się zachowujesz.
– Mam się świetnie! – wrzasnęła starsza pani. – Mam dość udawania! Koniec z tą rodziną pozorów!
Alicja poczuła, jak brakuje jej tchu. W gardle stanął guzek, a w głowie kołatała się jedna myśl: czy mama naprawdę tak myśli? Czy całe życie udawała, iż ją kocha?
– Mamo, co ty mówisz?! – Jej głos zadrżał. – Zawszе byłam przy tobie. Pielęgnowałam cię, gdy chorowałaś. Pomagałam finansowo, przynosiłam zakupy…
– No właśnie! – Wanda Igorówna zerwała się gwałtownie, gazeta spadła na podłogę. – Wszystko z litości! Myślałaś, iż musisz! Ale po co mi taka opieka?
– Z litości?! – Alicja nie wierzyła własnym uszom. – Mamo, co ty wygadujesz? Przecież cię kocham!
– Kłamiesz! – Starsza pania podeszła do okna i wpatrzyła się w podwórko. – Nikt mnie nie kocha. I ty też nie.
Krzysztof delikatnie ścisnął dłoń żony. Alicja była blada jak ściana, cała drżała.
– Chodź do kuchni – szepnął. – Daj jej ochłonąć.
– Nie. – Alicja wstała. – Mamo, wytłumacz mi, co się dzieje. Dlaczego tak mówisz?
Wanda Igorówna odwróciła się powoli. Na jej twarzy pojawił się dziwny, gorzki uśmiech.
– Co tu tłumaczyć? Myślisz, iż nie wiem, jak o mnie mówisz? Że starucha, chorowita, tylko przeszkadza?
– Nigdy tak nie mówiłam!
– Oczywiście! – machnęła ręką starsza pani. – Słyszałam, jak szeptaliście z mężem w kuchni. Myśleliście, iż nie słyszę. A ja jeszcze dobrze słyszę, na twoje nieszczęście.
Krzysztof zmarszczył brwi. Próbował przypomnieć sobie, o czym mogli rozmawiać, iż tak uraziło teściową.
– O czym mówiliśmy? – spytał.
– Nie pamiętasz? – Wanda Igorówna zmrużyła oczy. – Że trzeba mnie wysłać do domu opieki. Że wam zawadzam.
Alicja aż jęknęła. Rzeczywiście, miesiąc temu poruszali ten temat z Krzysztofem. Ale nie dlatego, iż chcieli się matki pozbyć, tylko dlatego iż się o nią bali. Wanda Igorówna ostatnio często zostawiała włączony gaz, potrafiła nie poznać sąsiadki, z którą przyjaźniła się od lat.
– Mamo, nigdy nie chcieliśmy cię nigdzie wysyłać – próbowała wytłumaczyć Alicja. – Martwiliśmy się tylko…
– Nie rób ze mnie idiotki! – przerwała starsza pani. – Wszystko zrozumiałam! Mam już dość waszej obłudnej troski!
– Wandeczko, przecież wiesz, iż cię kochamy – wtrącił Krzysztof. – Alicja nie odstępowała cię na krok, gdy byłaś chora. Noce przy tobie siedziała.
– Zbyt miłosierna! – warknęła starsza pani. – Bo tak wypada! Ale prawdziwej miłości od niej nie widziałam!
Alicja poczuła, iż łzy napływają do oczu. Jak można tak mówić? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, choćby gdy własne dzieci wymagały uwagi, zawsze znajdowała czas dla matki.
– Mamo, dlaczego tak? – Jej głos załamał się. – Co ci zawiniłam?
– A co dobrego zrobiłaś? – Starsza pani opadła z powrotem na fotel. – Żyjesz swoim życiaAlicja przytuliła matkę mocno, jakby chciała nadrobić wszystkie niezadane pytania i niewypowiedziane słowa, które przez lata dzieliły je jak niewidzialna ściana.