Matka gwałtownie przejrzała teściową i ostudziła jej ambicje.

polregion.pl 23 godzin temu

Mama od razu przejrzała teściową i poskromiła jej ambicje

Być komuś dłużnym to ciężkie brzemię, ale sto razy gorzej, gdy wierzyciel bez przerwy wciska ci swoje „dobrodziejstwo”, żądając wiecznej wdzięczności. Ja, Kinga, i mój mąż, Krzysztof, zawsze staraliśmy się żyć skromnie, bez wpadania w długi. Ale jego mama, Halina Stanisławówna, narzucała swoją pomoc, żeby później bez końca przypominać, jak nas „uratowała”. Te przypomnienia kończyły się tylko wtedy, gdy znowu „pożyczała” nam pieniądze. choćby gdy Krzysiek wziął od niej pożyczkę i oddał na czas, znajdowała pretekst, by się pochwalić: „Widzicie, nie musieliście kombinować z bankami i ich lichwiarskimi procentami, mama was wyciągnęła!” Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta gra w „dobrodziejkę” zatruwała nam życie.

Gdy przyszło do kupna mieszkania, stanowczo odmówiłam pomocy teściowej. Szansa pojawiła się po śmierci mojej babci. Zostawiła mamie mieszkanie, mama je sprzedała i podzieliła pieniądze między mnie i siostrę. To była prawie połowa potrzebnej sumy. Ale Halina Stanisławówna od razu oznajmiła, iż dołoży brakującą część – pod warunkiem, iż mieszkanie będzie na jej nazwisko. Zaniemówiłam: „Dlaczego na panią?” – zapytałam. „A na kogo? Przecież ja daję pieniądze!” – odcięła. Nie wytrzymałam: „Moja mama też dała pieniądze. Może pani z nią będzie współwłaścicielką?” Teściowa zaczerwieniła się: „Ty się ze mnie nabijasz?” – „Nie – odparłam – kupimy mieszkanie i wpiszemy na nas. Pieniędzy pani nie potrzebujemy. Kredyt to nie koniec świata, żeby być waszymi wiecznymi dłużnikami.”

Już wtedy nie milowałem jak dawniej i nauczyłam się odpowiadać teściowej jej własnym tonem. To ją wkurzało, więc narzekała przed rodziną, iż synowa „całkiem się rozpuściła”. Ale i tak wepchnęła Krzysiowi pieniądze, ignorując nasze protesty. Wrócił do domu zmieszany: „Przepraszam, wziąłem od mamy kasę. Zaczęła mnie męczyć twoją ‘nieustępliwością’ i gadaniem o kredycie.” Westchnęłam tylko: „No dobrze, będziemy się kłaniać i dziękować.” Ale nie miałam pojęcia, co nas czeka.

Po opłaceniu części mieszkania, Halina Stanisławówna uznała się za jego panią. Dyktowała, jakie tapety wybrać, jakie meble kupić, gdzie postawić kanapę. „Kabinkę prysznicową wyrzućcie, przywiozę wannę. Dla mnie wygodniejsza, a i dzieci wam się urodzą, gdzie je będziecie kąpać?” – rozkazywała. Odpieraliśmy jej „rady”, ale to była walka z wiatrakami. Gdy mieszkanie było już urządzone, teściowa zażądała kluczy „na wszelki wypadek”. Czułam, jak wściekłość we mnie kipi, ale zgodziłam się, by uniknąć awantury. To był mój błąd.

Pierwszego weekendu obudził mnie hałas w kuchni. Półprzytomna, w samej koszulce, powlokłam się tam i zamarłam: Halina Stanisławówna przekładała naczynia w szafkach. „Co pani robi?” – wykrztusiłam. Zamiast odpowiedzi wrzasnęła: „Bezwstydna! Nie wstydzisz się tak chodzić?” Moja cierpliwość pękła: „A czemu? To mój dom! Mogę choćby nago chodzić! A pani co tu robi?” – „W twoim domu? – warknęła. – A kto dał pieniądze?” Nie wytrzymałam: „Nie pani! Kuchnię opłaciła moja mama. Pani pieniądze poszły na łazienkę, niech pani tam sobie rządzi!” Krzysiek, zbudzony krzykami, złapał się za głowę i uciekł do sypialni, zostawiając nas same.

Zrozumiałam, iż sama nie dam rady, i wezwałam pomoc – moją mamę, Grażynę Janinę. Zamknęłam się w łazience i szeptem wyjaśniłam sytuację. Po pół godzinie zadzwonił dzwonek. Teściowa, jak gdyby nigdy nic, otworzyła: „O, Grażyno Janino, z torbami? Co za niespodzianka!” Mama nie tracąc czasu, odparła: „Sama się nudzę, postanowiłam zamieszkać z dziećmi na parę tygodni. Dałam przecież na mieszkanie, mam prawo. A pani co tu robi?” Teściowa się zmieszała: „Ja… tylko wpadłam, zobaczyć.” – „Co? – nie odpuszczała mama. – Tę kabinkę, którą pani chce zlikwidować? Mnie się podoba. A pani wanna chyba jeszcze z PRL-u. Podzielmy się: pani weźmie starą wannę, a ja – kabinę z muzyką!”

Mama nie dała teściowej dojść do słowa, a ta zrozumiała, iż ma do czynienia z równym przeciwnikiem. Zaczęła odpuszczać: „No, swacho, po co się kłócić? Chodźmy do kawiarni na rogu, napijmy się kawy, pogadamy spokojnie.” Wyszły, a my z Krzysiem, przeżegnawszy się, w końcu zaczęliśmy dzień. Nie wiem, o czym mama rozmawiała z teściową, ale od tamtej pory Halina Stanisławówna skończyła z najazdami. Nie zjawia się bez zapowiedzi, nie wtrąca się z „radami” i rozmawia ze mną grzecznie, wiedząc, iż moja mama mnie nie zostawi bez obrony.

Serce mi skacze z euforii po tej małej wygranej, ale niepokój nie mija. Teściowa ukrywa urazę i czuję, iż czeka na moment, by przypomnieć o swoim „dobrodziejstwie”. Ale teraz wiem jedno: moja mama to moja twierdza. Jedną rozmową postawiła teściową do pionu, chroniąc nasz dom i nasze prawo do życia po swojemu. Jestem jej za to wdzięczna, ale w głębi duszy boję się, iż Halina Stanisławówna jeszcze spróbuje odzyskać władzę. Ale jestem gotowa – z mamą za plecami nie dam się.

Idź do oryginalnego materiału