Mateusz Kaszkiet Kałużny – wywiad

skatenerd.pl 8 godzin temu

Mateusz Kałużny znany też jako Kaszkiet miał okazję jeździć na znanych spotach DIY, które znacie z amerykańskich filmów. Na co dzień pracuje przy budowie skateparków i jest trenerem polskiej kadry sekcji PARK. Nie zapomina też o swoim rodzinnym mieście – Pleszewie, gdzie organizuje zawody, w których poza klasyczną częścią odbywa się także nocny wyścig czy skok przez pociąg. O tym wszystkim (i nie tylko) przeczytacie w poniższej rozmowie. PS. Kaszkiet poczekał z wrzuceniem do sieci swojego nowego filmu na dzień publikacji tego wywiadu także po przeczytaniu możecie na samym dole premierowo go obejrzeć.

Zanim przejdziemy do tematu kadry to zacznijmy od początku – kiedy i w jakich okolicznościach w Twoim życiu pojawiła się deskorolka? Jak wyglądały Twoje początki?

To jest w ogóle dobry lot, ale trochę też kopiuj/wklej historia. Strasznie dawno temu na przełomie roku 1999/2000 z czasem wyjścia gry Tony Hawk Pro Skater 2 wszystko się zaczęło i oczywiście było to bezpośrednio wywołane zajawką na podstawie gry i filmów, które pokazały zupełnie inny świat. interesujące jednak jest to, iż mój całkowicie pierwszy kontakt z deską miałem w wieku 5-6 lat. Zobaczyłem chyba mistrza deskorolki w TV albo jakiś inny film tego typu (nie pamiętam już dokładnie) i zażyczyłem sobie deskę na gwiazdkę. Dostałem klasycznego euro-sporta i tak uczyłem się jeździć. Tutaj był też interesujący zwrot akcji, bo na euro-sporcie nauczyłem się odpychać na regular. Potem lata później kiedy na urlopie na Słowacji (rok 2000) kupiłem swoją pierwszą deskę w skateshopie w Popradzie zacząłem na niej jeździć i próbować uczyć się trików. W Pleszewie jeździł już wtedy mój w tej chwili dobry przyjaciel Maciej „Elton” Biernacki, który pokazał mi ollie i parę innych trików. Zrobił je na goofy. Ja z jakiegoś powodu zacząłem próbować ollie również na goofy no i kiedy się nauczyłem to się okazało, iż potrzebuje nauczyć się odpychać na goofy lub ollie na regular. Wybrałem naukę odpychania od nowa.

Pochodzisz z Pleszewa – jak wyglądała tam scena deskorolkowa, gdy zaczynałeś jeździć, a jak wygląda to teraz?

W momencie kiedy ja zaczynałem było nas chyba 5. Był Elton – Maciej Biernacki, jego kuzyn Harmon – Marcin Biernacki ich drugi kuzyn Mid – Michał Biernacki oraz Gara – Mateusz Garsztka. Razem z tym ostatnim zaczynaliśmy praktycznie w tym samym momencie. Był jeszcze mój sąsiad z bloku – Marek Marciszak, który razem ze mną wychodził i jeździliśmy na zmianę na mojej desce. Warunki na początku były ciężkie, nie było skateparków tylko street, ale w roku 2000 wyglądało to zupełnie inaczej. Asfalt się topił, często był wątpliwej jakości, ale zaczynał pojawiać się polbruk, niestety zwykle położony nie tą stroną co trzeba. Zaadoptowaliśmy sobie na nasze potrzeby spot „RUM”. Postawiliśmy tam klasyczne paleciaki, mieliśmy pospawane flat rurki, kickery – byliśmy całkiem nieźle zorganizowani. Około roku 2004 udało nam się załatwić z miastem pierwszy skatepark, który przy naszych instrukcjach zbudowała nam lokalna firma stolarska. Na tym etapie było nas już około 10-15 osób. Wśród nich dobrze wszystkim znany i lubiany Emil Dera, grafik i rider Nibiru skateboards (serdecznie pozdrawiam) oraz nasz ówczesny local hero – Michał Szymendera, który miał najlepszy poziom, ale los tak chciał, iż wybić się nie udało, a szkoda bo Michał naprawdę dobrze dawał radę.

W tej chwili mamy nowy skatepark od roku 2021, a co za tym idzie jest też nowa ekipa plus część starej. W tej chwili jest nas myślę około 15 osób, ale czasy są inne, więc ekipa nie jest aż tak zgrana jak my kiedyś. Obawiam się, iż ilość wszystkich rozpraszaczy wokół skutecznie przeciwdziała budowaniu silnych skate ekip jak za dawnych lat. Może nie jest to niemożliwe, ale wydaje się, iż zdecydowanie bardziej trudne w dzisiejszych czasach.

Organizujesz tam interesujące zawody, w których można skakać przez pociąg lub jeździć nocą po skateparku. Opowiedz proszę więcej o tym wydarzeniu.

Depreszyn Seszyn – pierwsze edycje to lata 2009, 2011 itd. Na starym bardzo dużym i mocno diy’owym skateparku przyciągały skejtów z calej Polski, z czego ogromnie się cieszę.

Obecna odsłona, która swoje otwarcie miała przy okazji oddania do użytku nowego skateparku to edycja trochę bardziej pojechana. Zaczęło się spokojnie klasycznymi zawodami na skateparku, a w tej chwili to jest znowu szalony lot.

Za namową, a adekwatnie pomysłem Ojca Dyrektora Zajezdni Kultury – Przemka Marciniaka, dodaliśmy „skok przez pociąg” i tutaj wielkie ukłony dla pleszewskiej wąskotorówki oraz ekipy Szplin Ramps, która co roku stawia nam tą szaloną konstrukcję. W Pleszewie zawsze było też kilka fajnych spotów, które przez lata były mniej lub bardziej wykorzystane. No i tak dodaliśmy street akcje typu osiedlowa poręcz czy też schody z łańcuchem. Kolejny pomysł w zasadzie wymyślił Emil Dera. Po lekkiej burzy mózgów i upgradzie przy wsparciu chłopaków z zajezdni Budzika i reszty ekipy, powstał wyścig szaleńców. W tym roku będzie kilka nowych spotów, skok przez pociąg zostaje, best trick na skateparku i wyścig jak najbardziej też.

Zapraszam do Pleszewa na Depreszyn Seszyn 19-20 lipca!

Fot. Krzysztof Wysocki @krzysztofwysocki_fgt
Fot. Krzysztof Wysocki @krzysztofwysocki_fgt

Pracujesz przy budowie skateparków. Skąd u Ciebie taka zajawka? Jak przerodziło się to od hobbistycznego DIY do pracy?

Zaczęło się w sumie od odwiedzenia różnych DIY parków na całym świecie. Udało mi się pojeździć na FDR, Washington Street, Marginal Way, Burnside czy Channel Street i to chyba ten vibe DIY tak działa. W międzyczasie skumałem się z ekipą z Szaber Bowl i tak podpatrując jak Marcin „Baca”, Paweł Malarowski czy Grzesiek Niedźwiedzki, którego niestety nie ma już z nami (w mojej pamięci na zawsze Grzesiu) budują jakoś sam złapałem zajawę, żeby spróbować swoich sił. Złożyło się z całkowitym wypaleniem zawodowym (praca w biurze) i była to jakże potrzebna zmiana. Początki były ciężkie, bo nie byłem za bardzo typem majsterkowicza, ale wyjazdy do pracy z różnymi ekipami wiele nauczyły i dały trochę doświadczenia. W tej pracy cały czas można się rozwijać i polepszać swoje skille, więc jest to również wartość dodana. Widać progress budowy i jest się cały czas z deskorolką – naprawdę fajna sprawa. A przy okazji daje też możliwość podróży w bardzo często całkowicie nieoczywiste miejsca. No i poznajesz wielu ciekawych ludzi co, zdecydowanie poszerza horyzonty. Budowa to trudny fach, ale bardzo satysfakcjonujący. Serdecznie polecam, jeżeli ktoś chce pracować przy deskorolce i jednocześnie poprawić stan infrastruktury zabudowy skateparków, zwłaszcza w Polsce.

Wspomniałeś o podróżach. Pamiętam, iż zawsze z zaciekawieniem patrzyłem, gdy dodawałeś na Facebooka zdjęcia z miejsc, które znałem z amerykańskich filmów. Które miejsca najlepiej wspominasz i najbardziej polecasz na deskorolkowy wyjazd?

No tak. Trochę tych miejsc udało mi się zwiedzić. Tak naprawdę wszystkie OG DIY’e są warte odwiedzenia. Bardziej trzymałbym się tego jaki stan będziemy odwiedzać. W Californii te najlepsze z najlepszych to Washington Street w San Diego i Channel Street w San Diego, Treasure Island w San Francisco i Lower Bobs, który chyba już nie istnieje albo niedługo przestanie istnieć. Zdecydowanie największy z nich to Washington Street. Jazda tam to taka trochę walka o życie, wszystkie ściany są ogromne, kąty ostre i do tego jest całkiem bumpy, trzeba tam raczej spędzić trochę czasu, żeby dobrze pojeździć, Channel Street jest dużo przyjemniejszy. Ten spocik jest zdecydowanie łatwiej okiełznać, oczywiście to nie znaczy, iż jest prosto, ale na pewno jest dużo bardziej przystępny. Treasure Island jest z tej trójki zdecydowanie najprostsze, ale to wynika też z układu „przeszkód” na tym DIY’u, a lokalizacja tego spotu to mistrzostwo. Treasure Island to wyspa na środku zatoki między San Francisco, a Oakland. Piękne miejsce.

Jeśli chodzi o pozostałe stany to Burnside w Portland, Oregon, Marginal Way w stanie Washington, w Seattle i moim zdaniem najlepsze i zarazem największe znane nam z THPS 2, FDR w Philadelphi w Pensylvanii.

Tak naprawdę wszystkie 3 wyżej wymienione to ultra klasyczne spoty. Burnside to oficjalnie pierwszy DIY, od którego wszystko się zaczęło, to miejsce, jest niesamowite, ale też trudne, a bywa, iż i niebezpieczne, a mimo to jest to taki must see, dla skejtów odwiedzających Portland.

Dla mnie jednak najlepszy z najlepszych jest FDR, nie wiem choćby dlaczego bo wszystkie powyższe to genialne miejscówki, ale FDR to ogromny plac zabaw dla skejtów. przez cały czas nie byłem na większym DIY, a widziałem i jeździłem na różnych. Chyba sentyment do tego spotu i do Bama, który swojego czasu miażdżył to miejsce. Bardzo chciałbym, ponownie tam pojechać i tak coś czuję, iż może niedługo pojawi się ku temu okazja.

Jednak jeżeli kogoś interesuję deskorolka streetowa to trzymałbym się aglomeracji LA, za to jak ktoś chce posmakować Amerykańskich kątów, to zdecydowanie Northwest, Oregon, Washington i Idaho – te trzy stany to zupełnie inny level skateparków niż te, które znamy z Europy.

Chciałbym jednak dodać, iż ruch DIY jest również bardzo mocny w Europie Zachodniej. Niemcy, Belgia, Francja – w tych krajach, a szczególnie w Niemczech jest ich bardzo dużo. Polecam sprawdzić 2er w Hanoverze, Spade Bowl w Poczdamie, Conne Island w Lipsku, czy oczywiście Flora bowl w Hamburgu. To oczywiście tylko niektóre z DIY, bo w Niemczech jest ich znacznie więcej.

Zawodowo poza wspominaną wcześniej budową skateparków działasz również jako trener kadry sekcji park. Jak doszło do tego, iż objąłeś tę rolę? Jak oceniasz z perspektywy czasu decyzję, aby podjąć to zadanie?

Złożyło się na to kilka czynników. Poprzedni trener – Andrzej Kwiatek nie bardzo miał możliwość kontynuować pracę trenera. Rozmawialiśmy o tym trochę i tak z jego polecenia po przedstawieniu planu na prowadzenie kadry dostałem powołanie z czego bardzo się cieszę i jest mi przemiło.

Z perspektywy czasu oceniam, iż była to dobra decyzja. Wymagała wielu wyrzeczeń, trochę zmiany tego w jaki sposób do tej pory funkcjonowałem, ale przyzwyczajam się i staram się iść zgodnie z tym kierunkiem. Jestem zaszczycony i zamierzam dać z siebie wszystko, żeby nasza kadra „bowlowa” mocno się rozwinęła, pomimo braku dobrej infrastruktury do uprawiania tego rodzaju deskorolki w naszym kraju.

Wiem, iż wiele osób zastanawia się na czym adekwatnie polega rola trenera deskorolkowego. Opowiesz proszę trochę o tym jak wygląda to w praktyce?

Składa się na nią całkiem sporo obowiązków. Oprócz planowania zgrupowań czy też powoływania konkretnych zawodników do kadry, odpowiadam częściowo za organizację takich wyjazdów, opiekuję się kadrowiczami podczas zgrupowań no i oczywiście prowadzę treningi.

Samo prowadzenie treningów pomimo, iż wydawałoby się prostym i nie zajmującym zajęciem w praktyce jest całkiem angażujące. Staram się dla wszystkich kadrowicza z osobna rozpisywać plan treningowy na dany wyjazd, a następnie trzymać się realizacji takowego planu. Oczywiście deskorolka jest bardzo indywidualnym sportem i każdy ma trochę inne spojrzenie jednak zawodnicy powinni mieć pewien zestaw umiejętności czy też choćby trików.

Często zapomina się, iż głównym zadaniem kadry jest reprezentacja kraju w międzynarodowych zawodach, mistrzostwach itd. Żeby godnie reprezentować trzeba posiadać konkretny zakres umiejętności. Idąc dalej tym tropem staram się skupiać na tym, żeby kadrowicze mogli rozwijać się zgodnie ze swoimi predyspozycjami i upodobaniami na deskorolce i myślę, iż jak do tej pory wychodzi to całkiem dobrze. Ćwiczymy budowanie linii, ale również szukamy nowych możliwości trikowych dla wszystkich z zawodników. Tutaj bardzo ważne są predyspozycje każdego z osobna no i przez to każdy będzie miał nieco inne zadanie.

Kto aktualnie tworzy kadrę, którą się opiekujesz? Jak scharakteryzowałbyś jazdę każdego z nich? Patrząc z perspektywy czasu (też czasów, gdy Ty zaczynałeś) widzisz postęp w rozwoju deskorolki w Polsce i na świecie?

W tej chwili jest to Krzysztof Dymnicki, Ryszard Sulima, Jakob Laube i Oliwia Pięta.

Krzysztof jest technikiem – ma naprawdę duży wachlarz trików i całkiem gwałtownie ogarnia nowe. Ma bardzo dobrą podstawę streetową, co jest mocno widoczne w jego jeździe na kątach i dzięki czemu może się pokusić o bardziej wyszukane „numery”. Jednocześnie jego jazda jest bardzo miękka i płynna, co nie jest aż tak częste przy deskorolce kątowej i nie ukrywam, iż bardzo przyjemnie się na to patrzy. Krzysiek aktualnie, oswaja się z coraz szybszą jazdą i wyższymi lotami, a jednocześnie rozjeżdża nowe i coraz trudniejsze triki. Na warsztacie jest w tej chwili 540, którą Krzysztof już umie jednak pracujemy nad jej doszlifowaniem.

Ryszard Sulima – Rysiek, w tej chwili najmłodszy w kadrze, zmotywowany, bardzo chce się rozwijać, jak na swój wiek ma spore doświadczenie i całkiem niezły bagaż trików. Rysiek potrafi zaskoczyć, przełamuje kolejne bariery i brnie na przód. Bardzo podoba mi się to ja pracuje, widać, iż chce się rozwijać, w tej chwili jego celem jest 360 transfer (flybox lub jakiś hip) i myślę, iż bardzo gwałtownie się z tym upora. Rysiek bardzo ładnie buduje swoje linie, potrafi bardzo gwałtownie zmieniać kierunki jazdy i zwykle dokładnie wie, gdzie musi pojechać, naprawdę super się z nim pracuję. Jestem bardzo ciekaw czym mnie jeszcze zaskoczy.

Jakob Laube, czyli nasz powerhouse. Myślę, iż najlepszy opis jego deskorolki to: po prostu zapiera dech w piersiach. Jakob kiedy przygotowuję się do zrobienia aira, rozpędza się na 100%, a często i więcej, wybija się tak bardzo jak tylko jest w stanie. Kiedy jest w powietrzu obserwatorzy wstrzymują oddech i patrzą co to za szalone zwierze leci na wysokości ich głów. Jakob ma w sobie bardzo duży potencjał i pracujemy teraz nad tym, żeby cała jego deskorolka trzymała ten sam poziom, tak żeby cały jego przejazd był równie mocny i odpowiednio naładowany trikami i energią. Jakob jest zdecydowanie najbardziej zmotywowany z całej ekipy i ma w sobie największe pokłady energii. Myślę, iż jego deskorolka jest i będzie bardzo widowiskowa. Jakob jeździe praktycznie codziennie więc na 100% zobaczymy u niego duży progres.

No i na koniec nasza jedyna dziewczyna w kadrze – Oliwia Pięta. Oliwia na co dzień mieszka w Portugalii, niedaleko Lizbony, gdzie ma dostęp do świetnego parku PDG, na którym najczęściej jeździ. Oliwia ma już spory zakres umiejętności i bardzo gwałtownie progresuje. A w tym wszystkim najfajniejsze jest to, iż ma bardzo fajny styl. Osobiście bardzo lubię to jak jeżdżą dziewczyny, bo często ich jazda ma w sobie dodatkowy urok, co jest bardzo przyjemne dla oka. Oliwia nie boi się wyzwań i lubi przełamywać bariery, jest chyba równie zmotywowana co Jakob, ale nie jest to może aż tak czytelne. Mimo wszystko odnoszę takie wrażenie, iż motywacji jej nie brakuje. Nie boi się wysokich kątów i widać, iż trudne zadania chyba dodatkowo ją motywują. Z niecierpliwością czekam i obserwuję dalszy rozwój tej dziewczyny. Myślę, iż mocno i pozytywnie nas wszystkich zaskoczy.

Odpowiadając na drugą czy trzecią część pytania – tak zdecydowanie widzę ogromny postęp. Deskorolka nie przestaje się rozwijać, nowe pomysły, większa prędkość, wyższe i dalsze loty – kiedyś to było dużo rzadsze. Dzisiaj przez to, iż deskorolka dociera praktycznie w każdy zakątek naszego świata mamy riderów i riderki z różnych środowisk, z różnych krajów, co często przekłada się na ich styl jazdy, dobór trików itd. Moim zdaniem deskorolka sportowa niczym nie zaszkodzi tej corowej, undergroundowej desce, a tak naprawdę przyczynia się do rozwoju społeczności, kultury i deskorolki jako stylu życia, ale też jako sportu.

To jeszcze na koniec – jakie masz plany na bieżący rok? Masz może jakieś deskorolkowe marzenia, które chciałbyś spełnić w życiu?

Ten rok będzie mocny pod kątem wyjazdów kadrowych. zapowiada się ich całkiem sporo, więc jest na co czekać.

Jeśli znajdę czas to chciałbym również pojechać na jakieś swoje skejt wakacje. Na razie takie najbardziej szalone i moje udało mi się zrealizować w 2023. Pojechałem wtedy na 1,5 miesiąca road tripu po Stanach udało się przejechać prawie cały west coast. W tym roku byłoby to zdecydowanie coś mniej szalonego, ale zobaczymy. Myślę, iż taki pomysł jeszcze kiełkuje.

Co do deskorolkowych marzeń to oczywiście są jakieś mniejsze. Sporo deskorolkowych marzeń już udało mi się zrealizować. Chciałbym poznać Boba Burnquista i Bama Margerę – tym bardziej, gdy widzę, iż ostatnimi czasy oboje dalej jeżdżą. Poza tym jeszcze raz pojeździć na FDR i wszystkich pozostałych DIY’ach w Stanach. Odwiedzić DIY w Francuskich Alpach, czyli Saint Jean de Marienne. Bardzo, bardzo chciałbym jeszcze pojeździć na Szaber Bowl. Liczę na to, iż robotnicy niedługo się stamtąd wyniosą i odblokują tego nieco zniszczonego bowla.

Właściwie jeszcze jedno całkiem konkretne marzenie to zbudować sobie bowla przed domem albo na jakiejś działce i myślę, iż to marzenie będzie zrealizowane prędzej lub później, ale będzie.

W zasadzie to chyba wszystko. Nie będę rozpisywał się na temat marzeń trikowych, bo mogłoby nam miejsca nie starczyć, plus będę się starał jak najwięcej jeszcze ogarnąć póki jest rozjeżdżenie.

Idź do oryginalnego materiału