Skonsternowana przyszła Panna Młoda
Podobno jestem kobietą. Wskazują na to cechy fizyczne i umysłowe. Posiadam różnorakie wcięcia i wypukłości, dobrze robię wiele rzeczy na raz, słyszę co się do mnie mówi i ogarniam wszystko, a choćby więcej. Posiadam jednak również cechy typowo niekobiece. Nie lubię kwiatów, nie znoszę malowania paznokci i nie cierpię ślubów oraz wesel! Jak zachować się więc w sytuacji, w której zostaję postawiona przed faktem zorganizowania takowej uroczystości? Ba! Do tego personalnej?! Organizacyjne wyzwania z reguły nie spędzają mi snu z powiek, bo w tym jestem wyjątkowo zdatna (o spaniu mówię oczywiście), jednak organizacja wesela?!
Dysponując okrojonym budżetem, brakiem chęci do typowo weselnych zabaw, płonącej świni i "Białego misia", będąc jednocześnie zwolenniczką elegancji, umiarkowania i dobrego smaku, staję przed trudnymi wyborami. Wiedzieliście, iż dobry smak kosztuje? Dużo kosztuje! Jak pogodzić więc pokaźne wymagania z drobnymi monetami? Nad tym głowię się już od paru ładnych miesięcy...
Burząc mózgi i wyrywając włosy ustalamy priorytety. Najważniejsze zachcianki trafiają więc do ślicznego kajecika, bo choćby ślubny kajecik nie może być nieestetyczny. Przecież chodzi o najważniejsze wydarzenie w życiu! Każdy kto mnie zna, wyczuje w tych słowach znaczną dozę ironii, inni żarliwie mi przytakną, a ja po prostu chciałabym nie zwariować!
Podsumowując:
- sala
weselna? DONE
- weselny kajecik? DONE
- .............
- .............
- ?
Okazuje się, iż jeszcze długa, przedweselna droga przed nami. Wy też przeżywałyście te koszmarne, przedślubne katusze czy też poszło jak z weselnego, chabrowego płatka?