"Mamy z mężem 15 tys. zł netto. Na koniec miesiąca biedujemy". To klasa średnia na krawędzi

mamadu.pl 4 tygodni temu
Żyją w dużym mieście, zarabiają nieco ponad średnią krajową, ale daleko im do luksusów. Wynajem pochłania sporą część pensji, a większe wydatki trzeba planować z wyprzedzeniem. Na co dzień balansują między stabilnością a niepewnością, choć bywają oceniani przez społeczeństwo. Jedna z takich osób, żona i matka, postanowiła podzielić się swoją historią.


Chciałabym podzielić się moimi przemyśleniami na temat kosztów życia w Warszawie. Zgadzam się na publikację, ale proszę o zachowanie anonimowości.

15 tys. zł dochodu to nie życie pączka w maśle


Jesteśmy trzyosobową rodziną – ja, mąż i nasz sześcioletni syn. Oboje pracujemy – ja w marketingu, mąż ma własną działalność (jest lektorem). Nasze wspólne dochody netto wynoszą około 15 000 zł miesięcznie, a w wakacje sporo mniej, bo mąż nie ma za bardzo kursantów. Nie jest to najniższa krajowa, ale też nie są to zarobki, które pozwalałyby nam na beztroskie życie w stolicy. Ja mówię, iż to taka klasa średnia na papierze. Albo na krawędzi.

Wynajmujemy mieszkanie, wcale nie w Śródmieściu – 3 pokoje z opłatami to 6000 zł miesięcznie. Kredytu nie wzięliśmy, bo bez wkładu własnego choćby nie ma sensu myśleć o własnym mieszkaniu. Do tego dochodzi samochód – mamy jeden – paliwo, ubezpieczenie i 1000 zł nie ma lekką ręką.

Żywność to kolejny ogromny wydatek – staramy się jeść zdrowo, ale nie jadamy na mieście. Może czasem gdzieś pójdziemy na randkę albo zabierzemy Jaśka na ramen. Mimo to miesięcznie na jedzenie wydajemy około 3000 zł. Syn rośnie, ciągle potrzebuje nowych ubrań, butów. Chodzi do prywatnego przedszkola, bo nie dostaliśmy się do publicznego. 1300 zł. Zajęcia dodatkowe to 500 zł. Od września czeka nas szkoła, prywatna, więc te koszty pewnie jeszcze wzrosną. Dodajmy do tego nieprzewidziane wydatki, lekarzy, drobne naprawy, ubrania i buty dla mnie i męża.

Co miesiąc staramy się też odkładać na wakacje i na czarną godzinę. 800+ wpłacam na osobne konto, to będą pieniądze dla Jaśka na dobry start w dorosłym życiu. My naprawdę na koniec miesiąca musimy się mocno szczypać.

Mam dość słuchania, jakie ze mnie panisko


Oczywiście, nie powiem, iż klepiemy biedę. Stać nas na wakacje raz w roku, ale wybieramy raczej tańsze opcje, jeździmy np. na all inclusive poza sezonem. Nie szalejemy z zakupami, nie jesteśmy rozrzutni.

Często słyszę opinie, iż za 12-15 tysięcy miesięcznie powinno się żyć jak pączki w maśle. Niestety, w Warszawie te pieniądze pozwalają na normalne funkcjonowanie, ale nie dają poczucia finansowego bezpieczeństwa. Gdybyśmy nagle stracili pracę, nie mamy żadnych większych oszczędności, które pozwoliłyby nam przetrwać więcej niż kilka miesięcy. Nie wspomnę już o kupnie mieszkania – przy obecnych cenach i wymaganym wkładzie własnym to dla nas perspektywa tak odległa, iż choćby nie bierzemy jej pod uwagę.

Chciałam podzielić się moją historią, bo często w dyskusjach padają skrajne opinie – iż za takie pieniądze żyje się jak w bajce, albo iż to głodowa pensja. Prawda jest gdzieś pośrodku – da się żyć, ale oszczędności i finansowego komfortu brak.

Idź do oryginalnego materiału