Mamo, zostań ze mną

twojacena.pl 1 miesiąc temu

**Mamo, nie wyjeżdżaj**

Po kolacji mama usiadła obok siedmioletniego Kacpra i objęła go za ramiona. Chłopiec zesztywniał. Ostatnio, gdy tak się zachowywała, powiedziała, iż wyjedzie na kilka dni w delegację, a on będzie mieszkał u jej przyjaciółki, cioci Ewy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie miała córki Moniki, okropnie wrednej i zadzierającej nóżki. Ciągle skarżyła się na niego i wyzywała od maluchów.

— Znowu jedziesz w delegację? Nie chcę do cioci Ewy. Tam jest ta wredna Monika — oznajmił Kacper, patrząc na mamę.

Mama uśmiechnęła się i pogłaskała go po jeżyku włosów. Kacper odważył się:

— Mamo, proszę, weź mnie ze sobą — zaczął ją przekonywać.

— Nie mogę. Będę zajęta przez całe dnie. Co ty tam będziesz robił sam? — Wstała z kanapy i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

— Sama mówiłaś, iż jestem już duży. Nie chcę do cioci Ewy z Moniką. Mogę zostać sam?

— Przestań marudzić! — ostro na niego krzyknęła. — Jesteś za mały, żeby mieszkać sam. A jeżeli coś się stanie? jeżeli nie chcesz iść do cioci Ewy, zawiozę cię do babci.

— Do Krakowa? — ucieszył się Kacper, a w jego oczach zabłysła radość.

— Nie, zawiozę cię do innej babci, mamy twojego ojca.

Dla Kacpra to była nowość, iż ma jeszcze jedną babcię. Nigdy jej nie widział.

— Nie chcę — powiedział na wszelki wypadek.

— Nie pytam cię o zdanie. Pakuj podręczniki i co chcesz ze sobą zabrać. Ja tymczasem spakuję twoje rzeczy.

Serce Kacpra zaczęło bić mocno i niespokojnie. Ostatnim razem, gdy mama zawiozła go do cioci Ewy, nie zabrał ze sobą żadnych ubrań. To znaczy, iż mama wyjedzie na długo.

— Nie chcę nigdzie jechać z rzeczami. Mogę pojechać z tobą? — zaczął biadolić.

— Przestań! Mężczyźni nie płaczą.

— Jestem dzieckiem, nie mężczyzną — szlochał Kacper.

Rano ubierał się powoli, mając nadzieję, iż mama zmieni zdanie albo nie wytrzyma i pozwoli mu zostać. Mama nakrzyczała na niego, iż już czeka na nich taksówka i nie zdążą zjeść śniadania przez niego.

Jechali przez całe miasto, potem długo jechali windą. Kacper śledził migające cyfry. Winda zatrzymała się na jedenastym piętrze, drzwi się otworzyły, a mama popchnęła go w stronę metalowych drzwi.

Na dzwonek otworzyła nie kobieta przypominająca babcię, tylko ktoś zupełnie inny. Miała na sobie długi czerwony szlafrok ze złotymi rajskimi ptakami, a na głowie wysoką fryzurę. Patrzyła na Kacpra, krzywiąc się z obrzydzeniem, jakby zobaczyła szczura. Mama zawsze piszczała na widok myszy. Ta kobieta nie piszczała, ale jej wzrok nie wróżył nic dobrego.

Zwykle dorośli, gdy go widzieli, mówili: „Kto to do nas przyszedł?” albo „Jaki to śliczny chłopczyk?”. Ta kobieta nic takiego nie powiedziała, tylko patrzyła raz na Kacpra, raz na mamę.

— Dzień dobry, pani Marcelino. Dziękuję, iż zgodziła się pani wziąć Kacpra. Oto jego ubrania. Napisałam, jaki ma tryb dnia, co lubi jeść, adres szkoły…

— Kiedy wrócisz z tej… — „babcia” prychnęła — delegacji? — Jej głos był niski i chrapliwy, jak u mężczyzny.

„Może to przebrany mężczyzna?” — pomyślał Kacper.

— Za tydzień, może wcześniej — odpowiedziała mama.
Serce Kacpra opadło. Spojrzał na nią oczami pełnymi żalu, zdziwienia i łez.

— Nie wyjeżdżaj. Mamo, proszę, weź mnie ze sobą — podjęła ostatnią próbę, chwytając ją za płaszcz.

Dłonie „babci” boleśnie ścisnęły jego ramiona. Z zaskoczenia Kacper puścił płaszcz mamy. Mama natychmiast zatrzasnęła za sobą drzwi. Chłopiec zaczął krzyczeć, wołać ją, szarwać klamkę.

— Nie wrzeszcz! Ogluchłam — powiedziała „babcia” i puściła jego ramiona. — Dość tej histerii. Rozbieraj się. Mam nadzieję, iż twoja mama nie zapomniała twoich kapci? Nie zamierzam wydawać na ciebie pieniędzy. Mam małą emeryturę. — Wypłynęła z przedpokoju, zostawiając Kacpra samego.

Było mu gorąco, ale z uporu nie zdejmował kurtki. Przysiadł na piętach i oparł się plecami o drzwi. Ale nogi gwałtownie mu zdrętwiały. Wstał i rozpiął kurtkę. Nie sięgnął do wieszaka, więc rzucił ją na szafkę w przedpokoju. Otworzył torbę i zobaczyKiedy po latach Kacper trzymał w ramionach własnego syna, zrozumiał, iż choć ból nigdy nie zniknie całkowicie, to miłość może nauczyć go przebaczenia.

Idź do oryginalnego materiału