„Mamo, jeżeli będziesz przeszkadzać, odejdę. Na zawsze.”
W swoje urodziny Weronika wstała wcześnie, ugotowała warzywa do sałatek, zamarynowała mięso, obrała ziemniaki i poszła do fryzjera. Gdy wróciła, od razu zabrała się za gotowanie.
— Wszystkiego najlepszego, mamuś! Jesteś taka piękna. W twoim dowodzie jest zły rok urodzenia. W rzeczywistości masz dziesięć lat mniej. — Jakub w bokserkach (dopiero co wstał) podeszedł do Weroniki i pocałował ją w policzek.
— Ogarnij się i pomóż mi. Boję się, iż sama nie zdążę — powiedziała Weronika.
— Jasne, zaraz wracam. — W połowie drogi do łazienki Jakub się zatrzymał. — Może zadzwonimy do Zosi? Ona lepiej to ogarnie.
— Dobry pomysł. Niech przyjdzie i pomoże — zgodziła się Weronika.
Gdy Jakub, już ubrany, ogolony i pachnący wodą kolońską, wszedł do kuchni, Zosia kroiła warzywa, a mama przecierała kieliszki ręcznikiem.
— Jak wam ładnie razem wychodzi. — Jakub podszedł do Zosi i ukradł z deski plaster świeżego ogórka.
Dziewczyna odwróciła do niego twarz, nadstawiając usta do pocałunku, ale Jakub nie skorzystał z okazji, odsunął się. Weronika to zauważyła. „Wstydzi się mnie” — pomyślała.
— Jakub, rozstaw stół w salonie i nakryj obrusem. Jest na górnej półce w szafie — poprosiła Weronika, żeby rozładować atmosferę.
— Tak jest! — Jakub wyprostował się jak struna, skinął głową. Kosmyk mokrych włosów spadł mu na czoło. Strząsnął go, potrząsając głową.
— Dorosły, a zachowuje się jak dziecko — uśmiechnęła się Weronika.
— Mamo, ilu będzie gości? — krzyknął Jakub z pokoju.
— Razem z nami dziewięć — odpowiedziała Weronika po chwili zastanowienia.
Syna wychowała sama, i co z tego — wyrósł na przystojniaka. Weronika zawsze marzyła o dużej, zżytej rodzinie. Ojciec zmarł wcześnie. A mąż odszedł trzy lata po narodzinach syna. Swojego życia uczuciowego Weronika nie ułożyła. Ale syn się ożeni, wtedy będzie miała dużą rodzinę. Tylko co Jakub zwleka? Dwadzieścia sześć lat, najwyższy czas. I Zosia jej się podobała, porządna, skromna dziewczyna z dobrego domu. Jak Bóg da, pobiorą się, przyjdą wnuki… Weronika uśmiechnęła się do swoich myśli.
Mięso w piekarniku było już prawie gotowe. Czas ugotować ziemniaki.
— Zosiu, nie zapomnij pokroić chleba… — Zdanie przerwał dzwonek do drzwi.
Weronika rzuciła okiem na świąteczny stół, w przedpokoju spojrzała w lustro, czy wszystko w porządku, czy fryzura się nie rozleciała, zdjęła gwałtownie fartuch i otworzyła drzwi.
Goście zbierali się powoli. Na stoliku kawowym, odsuniętym pod okno, stało już kilka bukietów róż, roznoszących wokół słodkawy zapach. Obok leżały ozdobne torby z prezentami i pudełka przewiązane wstążkami.
Jakub znał wszystkich gości: przyjaciółka mamy z dzieciństwa z mężem, przyszła kierowniczka księgowości, gdzie pracuje Weronika, bez męża, bo go nie miała. Jeszcze jedna koleżanka z pracy z mężem. Goście kręcili się przy stole, żywo rozmawiając i zerkaWeronika w końcu zrozumiała, iż szczęście syna jest ważniejsze niż jej własne oczekiwania, i z uśmiechem patrzyła, jak Jakub z Agnieszką kołyszą swoją małą córeczkę, tworząc rodzinę, o jakiej zawsze marzyła.