Mamo, o czym myślałaś, oddając dom?

polregion.pl 1 dzień temu

Mamo, o czym myślałaś, oddając dom?

Moja dusza pękała z gniewu i bezsilności, gdy rozmawiałam z mamą przez telefon. Siedziałam w kuchni, wpatrując się w zaśnieżone podwórko, i dusiłam w sobie łzy. „Mamo, jak mogłaś? Co ci strzeliło do głowy, gdy oddawałaś połowę domu cioci Wioli? A teraz jeszcze chce się wprowadzić do naszej części! Jestem tak wściekła, iż brak mi słów!” — wybuchnęłam. Mama milczała na drugim końcu linii, a we mnie wrzało od poczucia niesprawiedliwości. Kiedyś jej dobroć, z której tak była dumna, wydawała mi się czymś naturalnym. Teraz widzę, do czego doprowadziły jej decyzje, i nie umiem się z tym pogodzić.

Wszystko zaczęło się lata temu, gdy moja mama, Krystyna Nowak, postanowiła pomóc młodszej siostrze, Wioli. Ciocia Wiola wpadła wtedy w tarapaty: rozwiodła się, straciła pracę i dach nad głową. Mama, zawsze gotowa nieść pomoc, bez wahania zaproponowała jej nasz dom. Był to stary dwupiętrowy dom po babci. Rodzice mieszkali na parterze, a piętro stało puste. Wtedy wydawało się, iż to tymczsowe rozwiązanie — Wiola zostanie, dopóki nie złapie równowagi. Ale zamiast szukać własnego kąta, wrosła w ten dom jak korzeń. A potem mama zrobiła coś, czego do dziś nie pojmuję: przepisała połowę domu na Wiolę, twierdząc, iż to sprawiedliwe. „Przecież to moja siostra, jak mogłabym ją zostawić?” — mówiła, gdy próbowałam protestować.

Byłam wtedy młoda, dopiero zaczynałam dorosłe życie, i nie mieszałam się w te sprawy. Pamiętam jednak, jak tata, Marek Kowalski, sprzeciwiał się tej decyzji. Marudził, iż dom to rodzinny skarb, a oddawanie go komuś obcemu, choćby krewnemu, to błąd. Mama jednak postawiła na swoim, zasłaniając się dobrotliwością i obowiązkiem. Tata w końcu ustąpił, ale widziałam, jak go to zabolało. Teraz, po latach, sama znalazłam się w sytuacji, w której mama „dobroć” obróciła się przeciwko mnie.

Mieszkam w tym domu z mężem, Pawłem, i dwójką dzieci. Po śmierci taty mama wyprowadziła się do miasta, a dom został mój. Ale ta druga połowa, należąca do Wioli, stała się przekleństwem. Wiola nigdy nie znalazła własnego mieszkania. Żyje na piętrze, wiecznie narzeka i żąda od nas pieniędzy albo pomocy. Starałam się być cierpliwa, w końcu to mama siostra. Ale ostatnio przesadziła: oznajmiła, iż chce zamieszkać na parterze, bo w jej pokoju „za zimno” zimą. Gdy odmówiłam, zaczęła wypominać mi niewdzięczność, twierdząc, ile dla nas zrobiła. Byłam w szoku — co niby zrobiła? Widzę tylko, jak unika odpowiedzialności za własne życie.

Zadzwoniłam do mamy, licząc na wsparcie, ale usłyszałam tylko westchnienia i wymówki. „No cóż, córeczko, Wiola to rodzina, trzeba jej pomóc” — powiedziała. Nie wytrzymałam: „Mamo, to ty ją rozpuściłaś! Po co dałaś jej połowę domu? Teraz myśli, iż należy jej się wszystko!” Mama zaczęła mówić, iż nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, iż chciała dobrze, ale czułam, iż ucieka od odpowiedzialności. Jej dobroć, z której tak była dumna, teraz ciąży mi jak kamień.

Nie wiem, co robić. Z jednej strony nie chcę kłótni z Wiolą — to przecież krew. Z drugiej mam dość jej roszczeń i uczucia, iż dom już nie jest do końca nasz. Paweł też się wścieka i rozumiem go: haruje, by utrzymać rodzinę, a tu jeszcze ciocia, która zachowuje się, jakbyśmy byli jej coś winni. Rozmawialiśmy choćby o sprzedaży domu i przeprowadzce, ale to trudne — tu moje dzieciństwo, wspomnienia o tacie i babci. A mama, wiem, będzie przeciwna, choć sama już tu nie mieszka.

Czasem myślę: co by było, gdyby mama nie oddała połowy domu? Może Wiola wzięłaby się w garść? Czy może ja jestem zbyt surowa i powinnam być wyrozumialsza? Ale gdy tylko przypomnę sobie, jak bezczelnie chce się wpakować do naszej części, ogarnia mnie wściekłość. Nie chcę, by moje dzieci dorastały wśród kłótni. Pragnę, by ten dom był azylem, a nie polem bitewnym.

Wczoraj znowu gadałam z mamą, próbując wytłumaczyć, jak mi ciężko. Obiecała pogadać z Wiolą, ale wątpię, by coś się zmieniło. Dobroć mamy wydawała mi się kiedyś jej największą zaletą, teraz widzę, jakie piekło może zasiać. Kocham swoją rodzinę, ale muszę znaleźć sposób, by chronić dom i swoje nerwy. Może trzeba postawić Wioli twarde granice, choć to niełatwe. Albo znajdę w sobie siłę, by wybaczyć mamie i pogodzić się z tym, co jest. Jedno wiem na pewno: nie dam się już więzić w klatce cudzych wyborów.

Idź do oryginalnego materiału