Mamo, o czym myślałaś, oddając dom?
Moja dusza rozdzierała się od żalu i bezsilności, gdy rozmawiałam przez telefon z mamą. Siedziałam w kuchni, wpatrując się w zaśnieżone podwórko, i próbowałam powstrzymać łzy. „Mamo, jak mogłaś? O czym ty w ogóle myślałaś, oddając połowę domu cioci Halinie? A teraz jeszcze chce się wprowadzić do naszej części! Jestem tak zrozpaczona, iż brakuje mi sił” — wyrzuciłam z siebie. Mama milczała po drugiej stronie słuchawki, a ja czułam, jak we mnie kipi od poczucia niesprawiedliwości. Niegdyś jej dobroć, z której tak była dumna, wydawała mi się czymś naturalnym. Teraz jednak widzę, do czego doprowadziły jej decyzje, i nie potrafię sobie z tym poradzić.
Wszystko zaczęło się lata temu, gdy moja mama, Krystyna Nowak, postanowiła pomóc młodszej siostrze, Halinie. Ciotka wpadła wtedy w tarapaty: rozwiodła się, straciła pracę i dach nad głową. Mama, zawsze gotowa nieść pomoc, bez wahania zaproponowała jej zamieszkanie w naszym domu. Był to stary, dwupiętrowy dom odziedziczony po babci. Rodzice zajmowali parter, a pierwsze piętro stało puste. Wtedy wydawało się, iż to tymczasowe rozwiązanie — Halina zostanie, dopóki nie stanie na nogi. ale zamiast znaleźć własne mieszkanie, ciotka zadomowiła się na dobre. A potem mama zrobiła coś, czego do dziś nie mogę pojąć: przepisała połowę domu na Halinę, twierdząc, iż to sprawiedliwe. „To moja siostra, jak mogłabym ją zostawić?” — mówiła, gdy próbowałam protestować.
W tamtym czasie byłam jeszcze młoda, dopiero wkraczałam w dorosłość, i nie mieszałam się w te sprawy. Pamiętam jednak, jak tata, Marek Kowalski, sprzeciwiał się tej decyzji. Mruczał, iż dom to rodzinny majątek, a oddanie części komuś obcemu, choćby krewnemu, to błąd. Mama jednak uparła się, zasłaniając się dobrocią i poczuciem obowiązku. Tata w końcu ustąpił, ale widziałam, jak go to zabolało. A teraz, po latach, sama znalazłam się w sytuacji, w której mamina „dobroć” obróciła się przeciwko mnie.
Dziś mieszkam w tym samym domu z mężem, Piotrem, i dwójką naszych dzieci. Po śmierci taty mama wyprowadziła się do miasta, a dom został mój. ale druga połowa, należąca do cioci Haliny, stała się prawdziwym utrapieniem. Ciotka nigdy nie zadbała o własne lokum. Mieszka na piętrze, wiecznie narzeka na życie i prosi o pieniądze lub pomoc. Starałam się być cierpliwa, w końcu to siostra mamy. Ale niedawno przekroczyła wszelkie granice: oświadczyła, iż chce zamieszkać na parterze, w naszej części, bo jej pokój jest „za zimny” zimą. Gdy odmówiłam, zaczęła wyrzucać mi niewdzięczność, przypominając, jak wiele dla naszej rodziny zrobiła. Byłam w szoku — jakie zasługi? Jedynym, co widzę, jest jej niechęć do wzięcia odpowiedzialności za własne życie.
Zadzwoniłam do mamy, by jej o tym opowiedzieć, ale zamiast wsparcia usłyszałam tylko westchnienia i wymówki. „Córeczko, Halina to nie obca osoba, trzeba jej pomóc” — odparła. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam: „Mamo, to ty ją przyzwyczaiłaś, iż wszystko jej się należy! Po co oddałaś jej połowę domu? Teraz uważa, iż ma prawo do wszystkiego!”. Mama zaczęła mówić, iż nie spodziewała się takiego obrotu spraw, iż chciała dobrze, ale czułam, iż jedynie ucieka od odpowiedzialności. Jej dobroć, którą tak się chlubiła, teraz spadła na mnie jak kamień.
Nie wiem, co dalej robić. Z jednej strony nie chcę kłócić się z ciocią — to przecież rodzina, trochę mi jej żal. Z drugiej strony mam dość jej ciągłych roszczeń i uczucia, iż nasz dom już nie jest do końca nasz. Piotr również się złości, i rozumiem go: pracuje, by utrzymać rodzinę, a tu jeszcze ciotka, która zachowuje się, jakbyśmy byli jej coś winni. Rozmawialiśmy choćby o sprzedaży domu i przeprowadzce, ale to takie trudne — tu przecież minęło moje dzieciństwo, są wspomnienia o tacie, o babci. I mama na pewno by się sprzeciwiła, choć sama już tu nie mieszka.
Czasem myślę: co by było, gdyby mama nie oddała połowy domu? Może ciocia Halina wzięłaby się w garść i ułożyłaby sobie życie? A może jestem zbyt surowa i powinnam być wyrozumialsza? Ale potem przypominam sobie, jak bez skrępowania prosi się do nas na parter, i znów zalewa mnie fala gniewu. Nie chcę, by moje dzieci dorastały w atmosferze ciągłych sporów. Chcę, by nasz dom był miejscem, gdzie czujemy się bezpiecznie i szczęśliwie.
Wczoraj znów rozmawiałam z mamą, próbując wytłumaczyć, jak mi ciężko. Obiecała porozmawiać z Haliną, ale nie wierzę, iż to coś zmieni. Niegdyś mamina dobroć wydawała mi się jej największą zaletą, dziś widzę, jak może stać się źródłem problemów. Kocham swoją rodzinę, ale muszę znaleźć sposób, by chronić swój dom i spokój ducha. Być może będę musiała postawić cioci wyraźne granice, choćby jeżeli to nie będzie łatwe. A może znajdę w sobie siłę, by wybaczyć mamie i zaakceptować sytuację. Ale jedno wiem na pewno: nie chcę już być zakładniczką cudzych wyborów.