Dziś obudziłam się w dość nietypowy sposób. Zanim jeszcze otworzyłam oczy, poczułam, jak koc powoli zsuwa się ze mnie. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach, a wtedy usłyszałam znajomy chichot. Mrugnęłam i zobaczyłam, jak moja teściowa, Krystyna Nowak, z uśmiechem wymyka się z naszej sypialni. „Mamo, co pani robi?” – krzyknęłam, ale było już za późno – tylko echo jej śmiechu pozostało w powietrzu. Mój mąż, Wojtek, mruknął coś przez sen i naciągnął koc na siebie, choćby nie zdając sobie sprawy z sytuacji. Ja zaś leżałam, wpatrując się w sufit, i zastanawiałam się, jak zareagować na kolejny „żart” teściowej.
Z Wojtkiem jesteśmy małżeństwem dopiero od roku i na razie mieszkamy u jego rodziców. To ma być tymczasowe, dopóki nie uzbieramy na własne mieszkanie, ale zaczynam mieć wątpliwości, czy wytrzymam w tych warunkach. Krystyna to kobieta serdeczna, pełna energii i, jak sama mówi, „z poczuciem humoru”. Tylko iż jej poczucie humoru często stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Dzisiejsza sprawa z kocem to tylko jeden z wielu przykładów, po których czuję się nieswojo.
Wszystko zaczęło się jeszcze przed ślubem. Kiedy Wojtek przyprowadził mnie, żeby poznać jego rodziców, Krystyna od razu przytuliła mnie, nazwała „córeczką” i oznajmiła, iż teraz jestem częścią rodziny. Byłam wzruszona jej ciepłem, ale gwałtownie zrozumiałam, iż nie ma ona pojęcia o granicach. Potrafiła wejść do naszego pokoju bez pukania, żeby „tylko pogadać”, albo przestawiać moje rzeczy, bo „tak będzie lepiej”. Pewnego razu zastałam ją przeglądającą moją szafę i komentującą, które sukienki mi pasują, a które nie. Starałam się to znosić – w końcu to jej dom, ale dzisiejszy żart z kocem był już dla mnie za dużo.
Wstałam z łóżka, narzuciłam szlafrok i poszłam do kuchni, gdzie Krystyna krzątała się przy śniadaniu. Nuciła pod nosem i wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. „Dzień dobry, Kasiu! – zawołała. – No wreszcie, obudziłaś się! Wy z Wojtkiem tylko śpicie i śpicie!” Znów się zaśmiała, a ja zrozumiałam aluzję do porannego żartu. Wymusiłam uśmiech: „Dzień dobry, mamo. Tylko proszę, bez takich niespodzianek, dobrze?” Machnęła ręką: „No co ty, przecież to tylko zabawa! Trzeba was trochę rozruszać!”
Usiadłam przy stole, starając się nie pokazywać zdenerwowania. W głębi duszy wiedziałam, iż nie chciała mnie urazić. Dla niej takie żarty to sposób na okazanie bliskości. Ale ja nie jestem do tego przyzwyczajona. Wychowałam się w rodzinie, gdzie szanowano przestrzeń osobistą. Moja mama, Anna Kowalska, zawsze pukała, zanim weszła do mojego pokoju, i uczyła mnie szacunku dla cudzych granic. A tu czuję się, jakbym spała na środku rynku. Najgorsze, iż Wojtek w ogóle nie widzi problemu. Gdy opowiedziałam mu o poranku, tylko się zaśmiał: „Mama się nudzi, nie przejmuj się”. Ale ja nie znajduję w tym humoru. Chcę czuć się u siebie, choćby jeżeli to tylko tymczasowy dom.
Postanowiłam porozmawiać z Krystyną szczerze. Po śniadaniu, gdy Wojtek wyszedł do pracy, zaproponowałam kawę. Zgodziła się chętnie i usiadłyśmy w salonie. Zaczęłam od podziękowań za gościnność, a potem, nabrawszy odwagi, dodałam: „Mamo, naprawdę doceniam, jak dobrze mnie przyjęliście. Ale czasem czuję się niezręcznie, gdy wchodzisz do nas bez pukania albo robisz takie rzeczy jak dziś rano”. Mówiłam delikatnie, ale serce waliło mi jak młot.
Ku mojemu zaskoczeniu, Krystyna nie obraziła się. Spojrzała na mnie zdziwiona, a potem westchnęła: „Kasia, nie myślałam, iż to cię rusza. U nas zawsze tak było – bez ceregieli. Ale skoro ci to przeszkadza, postaram się uważać”. Uśmiechnęła się, a ja odetchnęłam z ulgą. Może naprawdę nie miała złych intencji? Pogadałyśmy jeszcze chwilę, a ja opowiedziałam jej trochę o mojej rodzinie, żeby zrozumiała, dlaczego to dla mnie ważne.
Mam nadzieję, iż takie sytuacje będą się zdarzać rzadziej. Wiem, iż Krystyna nie zmieni się całkiem – to po prostu jej natura. Ale wierzę, iż znajdziemy wspólny język. Postanowiłam też porozmawiać z Wojtkiem, żeby mnie wspierał. Jesteśmy rodziną i wszyscy powinniśmy czuć się dobrze. Może kiedyś wyprowadzimy się na swoje i te „poranne żarty” odejdą w zapomnienie. Na razie uczę się cierpliwości i próbuję znaleźć humor w takich sytuacjach. Chociaż przyznaję – śmiać się ze zsuniętego koca nie jest mi łatwo.