Niedawno wróciłam z Grecji, gdzie pracowałam przez 17 lat. Praca za granicą kosztowała mnie wiele sił – wyjechałam jako 40-letnia kobieta, a wróciłam mając już 60 lat.
Za to udało mi się zarobić sporo pieniędzy, dzięki którym mogliśmy wybudować duży dom. Budowaliśmy go przez ponad 10 lat, ponieważ najpierw kupiłam córce mieszkanie w mieście – chciała tam mieszkać. Dopiero potem zabrałam się za budowę domu.
Córka z zięciem nie spieszyli się z pomocą przy budowie, ciągle powtarzali, iż są zbyt zajęci, więc musiałam polegać na obcych ludziach. W praktyce wyglądało to tak, iż sama szukałam ekipy budowlanej, prowadziłam rozmowy z ich kierownikiem, przekazywałam pieniądze, a on sporządzał dla mnie pisemne raporty o wydatkach.
Tak poznałam Michała, który kierował budową mojego domu. Od razu wydał mi się bardzo uczciwym człowiekiem, więc nie miałam obaw związanych z prowadzeniem z nim spraw finansowych, a – jak możecie sobie wyobrazić – chodziło o tysiące euro. Mój dom jest ogromny, ma dwa piętra i dwa osobne wejścia.
Pomysł na drugie wejście przyszedł mi do głowy dopiero w trakcie budowy. Powód? Przez te wszystkie lata bardzo zbliżyłam się do Michała.
Michał jest od dawna rozwiedziony, ma dorosłą córkę, która mieszka w innym województwie. W młodości pracował na budowach za granicą, tam wszystkiego się nauczył, a po powrocie do kraju założył własną ekipę, która budowała domy takim emigrantkom jak ja.
Przez ostatnie dwa lata nasza relacja znacznie się zacieśniła. Michał od dawna namawiał mnie do powrotu do domu, ale chciałam nie tylko wybudować dom, ale też pięknie go urządzić.
Teraz, gdy wszystko jest już gotowe, wróciłam na stałe i nie zamierzam więcej wyjeżdżać do Grecji – mam wszystko, czego potrzebuję do szczęścia. Co więcej, Michał mi się oświadczył, ale nikt o tym jeszcze nie wie.
Moja córka, która przez lata powtarzała, iż nie lubi wsi i nie chce tu mieszkać, nagle zmieniła zdanie. Gdy zobaczyła, jak pięknie wszystko wyszło, oznajmiła, iż przeprowadza się do domu, a swoje mieszkanie będzie wynajmować.
Nie mogę powiedzieć, iż jej decyzja mnie zaskoczyła – wręcz przeciwnie, spodziewałam się tego. Właśnie dlatego postanowiłam zrobić dwa wejścia do domu, bo już wtedy wiedziałam, iż ja i Michał zamieszkamy razem.
Jednak nie miałam odwagi powiedzieć o tym córce. Znam jej trudny charakter – zawsze wszystko odbiera inaczej, niż się spodziewam. Pocieszałam się jednak myślą, iż dwa osobne wejścia i dwie kuchnie rozwiążą problem i wszystko będzie dobrze.
Postanowiliśmy urządzić parapetówkę. Zaprosiłam też Michała. Zrobiłam to z dwóch powodów: po pierwsze, wiedziałam, iż będziemy razem mieszkać, a po drugie, chciałam przedstawić go rodzinie jako mojego przyszłego męża.
Zebraliśmy się w wąskim gronie rodzinnym: córka z zięciem i dziećmi, teściowie, moja siostra z mężem. Wszystko było dobrze, dopóki nie przyjechał Michał. Kiedy tylko córka go zobaczyła, od razu zawołała mnie do kuchni i zaczęła mi robić wyrzuty, pytając, co on tutaj robi.
Anna tak się zdenerwowała, iż przestraszyłam się powiedzieć jej prawdę. Wieczór był zepsuty – córka się obraziła, nic nie jadła i cały czas milczała przy stole.
Michał wrócił do domu z niczym. A następnego ranka zebrałam się na odwagę i powiedziałam córce wszystko. Wtedy dopiero się zaczęło! Anna stanowczo oznajmiła, iż kategorycznie nie zgadza się na moje małżeństwo i nie chce, żeby Michał z nami mieszkał.
– Wybieraj, mamo – albo ja, albo on! – powiedziała.
Bardzo mnie to zasmuciło, bo nie chcę wybierać. Kocham swoją córkę, zrobiłam dla niej bardzo dużo, ale rozumiem, iż ma już własną rodzinę – męża i dzieci.
Ja natomiast mam swoje życie. jeżeli się nad tym zastanowić, nigdy tak naprawdę nie czułam się szczęśliwą kobietą. A kiedy w końcu mam szansę, moja córka jest temu przeciwna.
Nie wiem, co mam teraz zrobić.
A jakie jest wasze zdanie na ten temat?