Serce mi się krajało, gdy rozmawiałem przez telefon z mamą. Siedziałem w kuchni, patrząc przez okno na zaśnieżone podwórko, i walczyłem ze łzami. „Mamo, jak mogłaś? O czym ty myślałaś, oddając połowę domu cioci Kasi? A teraz ona jeszcze prosi się, żeby zamieszkać w naszej części! Jestem tak wściekły, iż brak mi słów” — wyrzuciłem z siebie. Mama milczała na drugim końcu linii, a ja czułem, jak we mnie gotuje się od poczucia niesprawiedliwości. Kiedyś jej dobroć, z której tak dumna była, wydawała mi się czymś oczywistym. Teraz widziałem, do czego doprowadziły jej decyzje, i nie mogłem sobie z tym poradzić.
Wszystko zaczęło się lata temu, gdy moja mama, Ewa Kowalska, postanowiła pomóc swojej młodszej siostrze, Katarzynie. Ciocia Kasia znalazła się w trudnej sytuacji: rozwiodła się, straciła pracę i dach nad głową. Mama, zawsze gotowa nieść pomoc, bez zastanowienia zaproponowała jej zamieszkanie w naszym domu. To była stara, dwupiętrowa kamienica, którą odziedziczyliśmy po babci. Rodzice mieszkali na parterze, a pierwsze piętro stało puste. Wtedy wydawało się, iż to rozwiązanie tymczasowe — Kasia zostanie, dopóki nie stanie na nogi. Ale zamiast szukać własnego mieszkania, ciocia została na lata. A potem mama zrobiła coś, czego do dziś nie rozumiem: przepisała połowę domu na Katarzynę, twierdząc, iż to sprawiedliwe. „To moja siostra, jak mogłabym ją zostawić?” — mówiła, gdy próbowałem protestować.
Byłem wtedy młodym chłopakiem, zaczynałem dorosłe życie i nie wtrącałem się w te sprawy. Ale pamiętam, jak tata, Jan Nowak, sprzeciwiał się tej decyzji. Mamrotał, iż dom to nasze rodzinne dziedzictwo i oddawanie jego części obcej osobie, choćby jeżeli to krewna, jest niewłaściwe. Mama jednak postawiła na swoim, zasłaniając się dobrocią i poczuciem obowiązku. Tata w końcu się ugiął, ale widziałem, jak go to bolało. A teraz, po latach, sam znalazłem się w sytuacji, w której mamina „dobroć” obróciła się przeciwko mnie.
Teraz mieszkam w tym samym domu z żoną, Magdą, i dwójką naszych dzieci. Po śmierci taty mama wyprowadziła się do mieszkania w Warszawie, a dom został mój. Ale druga połowa, należąca do cioci Kasi, stała się prawdziwym utrapieniem. Katarzyna nigdy nie zdobyła własnego lokum. Mieszka na piętrze, ciągle narzeka na życie i żąda od nas pieniędzy albo pomocy. Starałem się być cierpliwy — w końcu to mama siostra. Ale ostatnio przekroczyła granice: oświadczyła, iż chce zamieszkać na parterze, w naszej części, bo jej pokój jest „za zimny” zimą. Gdy odmówiłem, zaczęła wytykać mi brak wdzięczności, przypominając, ile dla naszej rodziny zrobiła. Byłem w szoku — jakie niby zasługi? Widziałem tylko jej niechęć do wzięcia odpowiedzialności za własne życie.
Zadzwoniłem do mamy, żeby o tym opowiedzieć, ale zamiast wsparcia usłyszałem tylko westchnienia i wymówki. „No, synu, Kasia to nie obca osoba, trzeba jej pomóc” — powiedziała. Nie wytrzymałem i wybuchnąłem: „Mamo, to ty ją nauczyłaś, iż wszystko się jej należy! Po co oddałaś jej połowę domu? Teraz myśli, iż ma prawo do wszystkiego!” Mama zaczęła mówić, iż nie spodziewała się takiego obrotu spraw, iż chciała dobrze — ale czułem, iż tylko ucieka od odpowiedzialności. Jej dobroć, z której była taka dumna, teraz spadła na moje barki.
Nie wiem, co robić dalej. Z jednej strony nie chcę kłócić się z ciocią Kasią — w końcu to rodzina i trochę mi jej żal. Z drugiej strony mam dość jej wiecznych żądań i uczucia, iż nasz dom już nie do końca jest nasz. Magda też jest wściekła i rozumiem ją: pracuje, aby utrzymać rodzinę, a tu jeszcze ciocia, która zachowuje się, jakbyśmy byli jej coś winni. Rozmawialiśmy choćby o sprzedaży domu i przeprowadzce, ale to trudne — tu spędziłem dzieciństwo, tu są wspomnienia o tacie i babci. I wiem, iż mama będzie przeciw, choć sama już tu nie mieszka.
Czasem myślę: a co, gdyby mama nie oddała połowy domu? Może ciocia Kasia wzięłaby się w garść i ułożyła sobie życie? A może jestem zbyt surowy i powinienem być wyrozumialszy? Ale gdy przypominam sobie, jak bez skrępowania prosi o zamieszkanie u nas, znów wzbiera we mnie gniew. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały wśród ciągłych sporów. Chcę, żeby nasz dom był miejscem, w którym wszyscy czujemy się bezpieczni i szczęśliwi.
Wczoraj znów rozmawiałem z mamą, próbując wytłumaczyć, jak mi ciężko. Obiecała porozmawiać z Katarzyną, ale nie wierzę, iż coś to zmieni. Kiedyś mamina dobroć wydawała mi się jej najlepszą cechą, teraz widzę, jakie może przynieść problemy. Kocham swoją rodzinę, ale muszę znaleźć sposób, by chronić swój dom i spokój ducha. Może będę musiał postawić cioci jasne granice, choćby jeżeli to trudne. Albo znajdę w sobie siłę, by wybaczyć mamie i zaakceptować sytuację. Ale jedno wiem na pewno: nie chcę już być zakładnikiem cudzych decyzji.