– Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! – krzyczała Kinga, wymachując rękami. – Jak mogłaś mi to zrobić, mamo?
– Kinguś, uspokój się, proszę – Barbara Stanisławówna próbowała złapać córkę za dłoń, ale ta gwałtownie cofnęła rękę. – Porozmawiajmy spokojnie.
– Spokojnie? – głos Kingi załamał się w pisk. – Po tym, co zrobiłaś? Zdajesz sobie sprawę, iż teraz cały Lublin będzie się ze mnie śmiał?
– Nie dramatyzuj. Jaki znowu Lublin? Mieszkamy w bloku na peryferiach.
– Mamo! – Kinga złapała się za głowę. – Udajesz, iż nie rozumiesz, czy naprawdę nie pojmujesz?
Barbara Stanisławówna ciężko opadła na kanapę. Mimo sześćdziesięciu dwóch lat wciąż uważała się za wystarczająco młodą i energiczną, by układać życie dorosłej córce. Ale po raz pierwszy od lat poczuła się staro i zmęczona.
– Chciałam tylko pomóc – powiedziała cicho. – Siedzisz sama, nigdzie nie wychodzisz. Po rozwodzie zamknęłaś się w sobie.
– To moja sprawa! – wybuchnęła Kinga. – Moja! Jestem dorosłą kobietą, mam czterdzieści jeden lat!
– Właśnie dlatego się martwię. Czas płynie, a ty…
– A ja co? Nikomu niepotrzebna? Jakaś brzydula?
Barbara pokręciła głową.
– Jesteś piękna, mądra. Tylko zbyt dumna. Mężczyźni boją się do ciebie podejść.
Kinga zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, szarpiąc pasek od szlafroka. Poranne słońce zalewało mały salon złocistym światłem, ale atmosfera w mieszkaniu była napięta do granic.
– Mamo, jak można było dać ogłoszenie do gazety? – znużonym głosem powiedziała Kinga. – I to takie ogłoszenia…
– A co w nim złego napisałam? – obraziła się Barbara. – Najzwyklejsze słowa.
– Zwykłe? – Kinga sięgnęła do kieszeni i wyjęła złożoną gazetę. – Posłuchaj uważnie: „Poznam ładną, gospodarną córkę lat 41 z porządnym mężczyzną do poważnego związku. Córka pracuje jako księgowa, nie pije, nie pali, lubi gotować. Kontakt telefoniczny z mamą”. Z mamą, rozumiesz?!
– No i co w tym złego? – nie rozumiała Barbara.
– Co złego? Czy ja jestem towarem na wystawie?! I dlaczego kontakt z tobą, a nie ze mną?
– Bo ty byś nikogo nie wybrała. Znalazłabyś milion powodów, dlaczego nie pasuje.
Kinga opadła na fotel naprzeciw matki i zakryła twarz dłońmi.
– Mamo, dzwonią do mnie od rano do wieczora. Wyobrażasz sobie? Wczoraj jeden dziadek koło siedemdziesiątki pytał, czy umiem gotować bigos i czy zgodzę się zamieszkać z nim na wsi przy trzech krowach.
– No, ten akurat nie pasuje – przyznała Barbara. – A inni?
– Jacy inni? – oburzyła się Kinga. – Mamo, to upokarzające! Jakbym sama nie potrafiła znaleźć faceta.
– A potrafisz?
Pytanie padło cicho, ale trafiło w sedno. Kinga milczała, rozumiejąc, iż matka ma rację. Od rozwodu z Karolem minęły już cztery lata, a ona wciąż nie spotkała nikogo, kto by ją zainteresował.
– To nie znaczy, iż trzeba szukać przez gazetę jak w latach dziewięćdziesiątych – burknęła.
– A jak? Przez internet? Ty się w nim nie ogarniasz.
– Nauczyłabym się.
– Tak, jak nauczyłaś się przez cztery lata.
Barbara wstała i poszła do kuchni.
– Herbatę zrobisz? – zawołała. – A może walerianki nalewam?
– Mamo, nie drwij – Kinga podążyła za nią.
W kuchni unosił się zapach świeżego ciasta. Barbara zawsze piekła, gdy się denerwowała. Tego dnia na stole stały pierogi z kapustą, racuchy i ciasteczka.
– Znowu całą noc piekłaś? – zapytała Kinga, mimowolnie się uśmiechając.
– Nie spałam – przyznała matka. – Myślałam, jak z tobą porozmawiać.
– Trzeba było pomyśleć wcześniej, przed ogłoszeniem.
Barbara zagotowała wodę w czajniku i wyjęła z szafki dwie filiżanki.
– Kinguś, pomyśl sama. Pracujesz w biurze pełnym kobiet, nie ma tam facetów. W domu siedzisz z książkami i serialami. Do sklepu chodzisKinga westchnęła i podała matce filiżankę, czując, iż może jednak warto dać szansę tej niespodziewanej miłości, która przyszła do niej przez ogłoszenie w gazecie.