Mam siostrę, z którą nie chcę mieć już nic wspólnego.

twojacena.pl 4 tygodni temu

Mam siostrę, z którą nie chcę już mieć nic wspólnego. Nasza więź pękła dawno temu i teraz widzę to jasno: jesteśmy zbyt różne, by znaleźć wspólny język. Nazywa się Agnieszka, mieszka w okazałej willi na obrzeżach dużego miasta. W jej domu jest wszystko: przestronne pokoje, nowoczesne sprzęty, choćby basen w ogrodzie. Agnieszka osiągnęła to sama – najpierw zarabiała za granicą, potem założyła własną firmę w Polsce. Jest prawniczką i, trzeba przyznać, bardzo skuteczną. Ale jej sukces nie czyni z niej osoby, z którą miło by się rozmawiało.

Nazywam się Kinga, jestem od Agnieszki pięć lat młodsza. Razem dorastałyśmy w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali. Nasi rodzice byli zwykłymi ludźmi: mama pracowała w szkoleniu, tata w fabryce. W dzieciństwie byłyśmy blisko, dzieliłyśmy się sekretami, wspólnie marzyłyśmy o przyszłości. Ale z wiekiem Agnieszka się zmieniła. Zawsze była ambitna, chciała więcej, niż mogło jej dać nasze miasteczko. Po szkole wyjechała studiować do Warszawy, a potem – za granicę. Dumna byłam z niej, wierzyłam, iż osiągnie wiele i pozostanie tą samą ciepłą osobą. Ale myliłam się.

Gdy Agnieszka wróciła po kilku latach, była już zupełnie inną kobietą – chłodną, wyniosłą. Mówiła do mnie tak, jakbym nie była jej siostrą, a przypadkową znajomą, która nie rozumie jej „wysokiego poziomu życia”. Jej słowa często brzmiały jak wyrzuty: dlaczego nie dążę do więcej, dlaczego żyję „tak prosto”? A ja nigdy nie chciałam z nią rywalizować. Mam swoje szczęście: pracuję w bibliotece, mam męża Jacka i dwoje dzieci. Nie jesteśmy bogaci, ale jesteśmy szczęśliwi. Lubię swoją pracę, nasze rodzinne wieczory, spacery z dziećmi. Ale dla Agnieszki to najsłuszniej wydaje się nudne i mało znaczące.

Pewnego razu zaprosiłam ją na urodziny mojej córki. Myślałam, iż to szansa, by odnowić relację. Agnieszka przyjechała, ale cały wieczór zachowywała się, jakby robiła nam łaskę swoją obecnością. Krytykowała wszystko: jedzenie, nasz skromny dom, choćby nasze metody wychowawcze. Mojej córce Marysi dała w prezencie drogi tablet, ale dodała: „Może choć w ten sposób nauczysz się czegoś pożytecznego”. Byłam w szoku. Jacek próbował rozładować napięcie, ale Agnieszka tylko wzdychała i cały czas spoglądała na zegarek. Tamtego wieczoru zrozumiałam: nie chcę jej więcej widzieć.

Ostatnią kroplą była sprawa z naszą mamą. Mama ciężko zachorowała i potrzebowała operacji. Opiekowałam się nią, brałam urlopy, szukałam lekarzy. Agnieszka o tym wiedziała, ale choćby nie zadzwoniła, nie przyjechała. Tylko wysłała wiadomość: „Podaj numer konta, przeleję pieniądze”. Nie prosiłam jej o pieniądze – chciałam, by była blisko, wsparła mamę. Ale dla Agnieszki, widocznie, wszystko mierzy się w złotówkach. Mama wyzdrowiała, ale nigdy nie doczekała się telefonu od starszej córki. To złamało jej serce, a mnie otworzyło oczy na to, w kogo zmieniła się moja siostra.

Teraz Agnieszka żyje swoim życiem, a ja swoim. Czasem pisze do mnie, zaprasza do siebie, do swojej willi, ale ja odmawiam. Nie chcę słuchać kazań ani patrzeć, jak chwali się swoim dostatkiem. Nie potrzebuję jej pieniędzy ani prezentów. Cenię swoją rodzinę, swoje dzieci, nasze proste radości. Może uważa mnie za nieudacznice – cóż. Ja wiem, iż szczęścia nie ma w basenie ani w drogich samochodach.

Czasem tęsknię za tą Agnieszką, którą pamiętam z dzieciństwa. Ale tamtej dziewczynki już nie ma. Jej miejsce zajęła kobieta, która zapomniała, czym jest rodzina. Nie żywię urazy, ale nie chcę jej też w swoim życiu. Mam męża, dzieci, przyjaciół – tych, którzy cenią mnie taką, jaka jestem. A Agnieszka niech zostanie w swoim idealnym świecie. Może kiedyś zrozumie, co straciła.

Idź do oryginalnego materiału