Mam 70 lat i jestem samotna, stałam się ciężarem dla córki.

polregion.pl 1 tydzień temu

Teraz mam siedemdziesiąt lat. Jestem samotna jak palec. Stałam się ciężarem dla własnej córki.

— Córeczko, przyjedź wieczorem, proszę… Nie dam rady sama…

— Mamo, mam tyle pracy! Przestań jęczeć. Dobrze już, przyjadę.

Stałam przy telefonie, zaciskając słuchawkę w dłoni, a łzy spływały mi po policzkach. Ze złości. Z bólu. Zrozumiałam, iż dla jedynej córki jestem tylko utrapieniem. Przypomniałam sobie, jak sama wychowywałam Ewę, jak dźwigałam wszystko na swoich barkach. Nigdy jej w niczym nie odmówiłam. Wszystko, co najlepsze. Wszystko tylko dla niej. Może to był mój błąd. Zbyt ją rozpieszczałam, zbyt kochałam, zbyt wierzyłam, iż jeżeli wychowam ją na szczęśliwą kobietę, sama też będę szczęśliwa.

Kiedy Ewa miała jedenaście lat, pojawił się w moim życiu mężczyzna. Po latach znów poczułam się kobietą. Ale Ewa urządziła taką scenę, iż musiałam z nim zerwać. Choć serce krzyczało, wybrałam córkę. Zawsze ją wybierałam. A teraz? Teraz mam siedemdziesiąt lat. Jestem sama. Mam mnóstwo chorób, brakuje mi sił, a jedyna osoba, na której mogłam polegać — moja córka — odgania się ode mnie jak od natrętnej muchy.

Ewa od dwudziestu lat jest zamężna. Ma troje dzieci, ale widuję je rzadko. Dlaczego? Nie wiem. Może i im powiedziano, iż jestem „uciążliwa”.

— Mamo, znowu coś się stało? — wpadła do mieszkania podirytowana Ewa.

— Dostałam skierowanie na zastrzyki… Ty jesteś pielęgniarką, może byś pomogła?..

— Co, mam do ciebie jeździć cały tydzień? Żartujesz sobie?

— Ewa, jest taka ślisko, nie dam rady sama dotrzeć do przychodni…

— No to zapłać, żeby miał chociaż jakiś sens marnować czas! Za darmo nikt nie pracuje!

— Nie mam pieniędzy…

— No to świetnie! Proś kogoś innego! — i zatrzasnęła drzwi.

Następnego dnia wyszłam z domu dwie godziny wcześniej – szłam wolno po zasypanym śniegiem chodniku, ściskając w ręce skierowanie i powtarzając w myślach: „Dasz radę, tylko dojść…” A łzy same płynęły. Z bólu. Z samotności. Z powodu słów, których nigdy nie zapomnę: „Jesteś dla mnie ciężarem”.

Przed wejściem do przychodni podeszła do mnie młoda kobieta:
— Przepuszczę panią! Źle się pani czuje? Pani płacze?

— Nie, dziecko. To nie z bólu. To przez życie…

Usiadła obok i wysłuchała. Opowiedziałam jej wszystko. O dziwo, łatwiej mi było mówić z obcą niż z własną córką. Nazywała się Ania. Jak się później okazało, mieszkała w sąsiednim bloku. Od tamtego dnia zaglądała coraz częściej. Zaprzyjaźniłyśmy się. Przynosiła zakupy, pomagała z lekami. Po prostu słuchała.

Na moje urodziny Ania przyszła sama. Ewa choćby nie zadzwoniła.
— Musiałam przyjść – powiedziała Ania. – Bardzo się pani upodobniła do mojej mamy. Jest z panią tak spokojnie…

I wtedy zrozumiałam: obca osoba dała mi więcej niż ta, którą wychowałam z całego serca.

Stałyśmy się jak rodzina. Ania zabierała mnie na działkę, świętowałyśmy razem, jeździłyśmy za miasto. W końcu podjęłam trudną, ale uczciwą decyzję – przepisałam mieszkanie na Anię. Z początku się wzbraniała, mówiła: „Nic mi od pani nie potrzeba”. Ale nalegałam. To nie były rzeczy za pieniądze – widać było, iż po prostu chce być blisko. Gdy inni mnie opuścili.

Później zamieszkałam u niej – samotne życie stało się zbyt trudne. Sprzedałyśmy moje mieszkanie, żeby Ewa nie wniosła sprawy do sądu. I starałyśmy się zapomnieć. Na jakiś czas.

Rok później pojawiła się Ewa. Zła. Zimna.
— Oddałaś mieszkanie obcej! Zhańbiłaś mnie przed całą rodziną! Powinno być moje! Lepiej byś umarła!

Mąż Ani wyrzucił ją z domu, nie pozwalając choćby podnieść na mnie głosu.

I tak oto obcy stali się bliżsi niż własna krew. Ania stała się moją córką. A ta, którą nosiłam pod sercem, zdradziła. Gdy było najciężej – odwróciła się. Bo nie miała czasu. Bo byłam „przeszkodą”. Bo miłość matki to nie kapitał. I nie inwestycja. To po prostu uczucie. A uczucia dziś – nikomu nie są potrzebne.

Morał? Czasem ci, których nie szukamy, dają nam więcej, niż ci, dla których poświęciliśmy całe życie.

Idź do oryginalnego materiału