Witam wszystkich, którzy czytają te słowa. Nigdy nie przypuszczałam, iż znajdę się w sytuacji, w której ból będzie tak przytłaczający, iż ciężko będzie oddychać. Muszę się wygadać. Być może ktoś z was mnie zrozumie, a może moja historia będzie dla kogoś nauką.
Nazywam się Marta, mam 45 lat. Z Michałem spędziłam razem prawie ćwierć wieku — dwadzieścia cztery lata, które, jak mi się wydawało, były wypełnione miłością, szacunkiem i wzajemnym wsparciem. Przeszliśmy razem wiele: trudności na początku wspólnego życia, bezsenne noce z dziećmi, kredyt hipoteczny, choroby rodziców. Ale zawsze radziliśmy sobie z tym razem. Wierzyłam szczerze, iż on jest moją opoką, moim przeznaczeniem.
Przez te wszystkie lata Michał ani razu nie dał mi powodu do wątpliwości w siebie czy w niego. Nie był doskonały, ale kochałam go takim, jaki był. Nigdy nie sprawdzałam telefonu, nie zadawałam zbędnych pytań. Byłam pewna, iż nasz związek opiera się na zaufaniu. Jakże srodze się myliłam…
Około miesiąc temu postanowiliśmy odwiedzić rodziców Michała na wsi — na kilka dni, żeby się odprężyć. On w ostatniej chwili odmówił, tłumacząc się pilnymi sprawami w pracy. Nie nalegałam. Spakowałam dzieci i pojechaliśmy. W niedzielę córka zaczęła się nudzić i prosiła, by wrócić wcześniej. Wyjechaliśmy rano. choćby nie przypuszczałam, iż ta decyzja zmieni moje życie.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, najpierw nie rozumiałam, co się dzieje. Drzwi do sypialni były przymknięte, dochodziły z wewnątrz dziwne dźwięki. Pchnęłam drzwi i… Mój Boże. Na naszym łóżku, tam gdzie rodziły się nasze dzieci, gdzie zasypialiśmy trzymając się za ręce — nie był sam. Była z nim dziewczyna. Prawdziwa dziewczyna, może osiemnastoletnia. Nie wiem, jak nie zemdlałam. Wyskoczyła, zakryła się czymś i wybiegła z mieszkania bez słowa. Michał stał w szoku, choćby nie próbował się tłumaczyć.
Syn, dwudziestoletni, rzucił się na ojca z pięściami. Ledwo udało się go powstrzymać. Córka, dwudziestodwuletnia studentka, krzyknęła, iż już nie jest jej ojcem. Wyrzucili go za drzwi. Później dowiedziałam się, iż zatrzymał się w jakimś hotelu. Ja… Po prostu siedziałam w kuchni i nie mogłam uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę.
Tego samego dnia złożyłam wniosek o rozwód. Nie mogłam i nie chciałam dzielić z nim powietrza, nie mówiąc o domu. Jak mógł przyprowadzić obcą dziewczynę — dziecko! — do naszego domu? Na nasze łóżko? Czułam się obrzydliwie. Zdradzona. Nie tylko ja — dzieci także. Zniszczył naszą rodzinę jednym ruchem.
Później dowiedziałam się, iż ta dziewczyna jest młodsza od naszej córki. Wyobrażacie sobie? Michał ma czterdzieści cztery lata. Co się z nim stało? Kryzys wieku średniego? Utrata rozumu? A może to zawsze w nim było, tylko ja byłam ślepa?
Wciąż na nowo analizuję te ostatnie lata. Czy nie był szczęśliwy? Podróżowaliśmy, spędzaliśmy razem weekendy, oglądaliśmy filmy, gotowaliśmy sobie nawzajem kolacje. Zawsze mówił, iż mnie kocha. Wierzyłam mu. Teraz rozumiem: żadne słowa nie mają znaczenia, jeżeli ktoś jest zdolny do takiej zdrady.
Każdego wieczoru zasypiam z gulą w gardle. Czasami nagle zaczynam drżeć, gdy przypomnę sobie tę scenę w sypialni. Nie pomagają ani łzy, ani rozmowy z dziećmi, ani przyjaciółki. To rana, która się nie goi.
Dzieci nie chcą mieć z nim kontaktu. Stały się moim jedynym wsparciem. Ale widzę, iż i im jest ciężko. Nie rozumieją, jak tata mógł postąpić tak, nie tylko wobec mnie, ale i wobec nich. Pozbawił ich rodziny. A wszystko dla czego? Dla przelotnego zauroczenia dziewczyną, która może za parę miesięcy zapomni, jak ma na imię?
Nie wiem, jak żyć dalej. Wszystko, co wydawało się stałe, runęło. Czuję się zagubiona, pusta. Nigdy nie przypuszczałam, iż znajdę się wśród tych kobiet, których mężowie odchodzą do młodszych. Zawsze wydawało mi się, iż jesteśmy wyjątkowi. Ale niestety, w tym życiu, jakkolwiek gorzko to brzmi, niczego nie można uważać za pewne.
Czasami patrzę w lustro i pytam samą siebie: gdzie popełniłam błąd? Dlaczego los uderzył mnie właśnie tak? Przecież starałam się być dobrą żoną, matką, gospodynią. Oddałam się całkowicie rodzinie, domowi, jemu. A oto co otrzymałam w zamian.
Nie wiem, czy go kiedykolwiek wybaczę. Raczej nie. Ale wiem jedno: przetrwam. Dla siebie. Dla moich dzieci. Dla udowodnienia, iż złamać kobietę jest łatwo, ale złamać jej ducha — niemożliwe. I łzy naprawdę nie pomagają, ale oczyszczają duszę. Kiedyś znów nauczę się uśmiechać.
Niech to będzie początkiem nowego życia. Życia bez kłamstw, bez zdrady. Życia, w którym jestem główną bohaterką.