W sobotę, 25 stycznia 2025 roku, odbył się coroczny Marsz na Zgodę. Pokojowy marsz ma na celu upamiętnienie makabrycznych wydarzeń, które miały miejsce na Górnym Śląsku pod koniec drugiej wojny światowej oraz w latach powojennych. Tragedia Górnośląska – będąca częścią dramatu, który rozgrywał się w tym czasie na całym Śląsku – dla rdzennych mieszkańców tych ziem oznaczała horror na Ziemi. Czystki etniczne, zamykanie w obozach pracy przymusowej, gwałty, wywózki, wysiedlenia, deportacje na Sybir. Za co? Za fakt bycia Ślązakiem.
Najcięższe przestępstwa, których natężenie, a późniejsze wieloletnie przemilczenie kładą się hańbą na historii całej Europy (a choćby świata, bo na zbrodnie Stalina przystała Jałta!), zostały dokonane z najniższych możliwych pobudek. Z nienawiści i z chciwości. Bo czerwonoarmiści, a później komuniści, którzy doszli do władzy – także Polacy – nie tylko znęcali się okrutnie nad cywilami. Masowo wywożono również wyposażenie zakładów przemysłowych, elektrowni i innych placówek w głąb ZSRR. Rozkradano dzieła sztuki z biur, posiadłości i pałaców. Dokonywała tego także ludność cywilna – nowo przybyła i nie tylko, znane są bowiem sytuacje, iż dobytek zbiegłej lub zamordowanej arystokracji można znaleźć, choćby dziś, w domach należących do miejscowych. Ostatnie miesiące drugiej wojny światowej były czasem chaosu i realizacji najmroczniejszych ludzkich zachowań.
Z pogardą i nienawiścią na ustach
Do zabijania bez opamiętania nawoływała także propaganda. Jej przykładem jest obrzydliwa odezwa rosyjskiego pisarza żydowskiego pochodzenia, Ilji Erenburga, który w gazecie codziennej „Krasnaja Zwiezda” z 24 lipca 1942 roku pisał: „Nie będziemy mówić. Nie będziemy się odgrażać. Będziemy zabijać. jeżeli nie zabiłeś w ciągu dnia choć jednego Niemca, twój dzień jest stracony. jeżeli myślisz, iż za ciebie Niemca zabije twój sąsiad, nie pojąłeś grozy. jeżeli nie zabijesz Niemca, Niemiec zabije ciebie. On pojmie twoich bliskich i będzie męczyć ich w swoich nędznych Niemczech. jeżeli nie możesz zabić Niemca kulą, zabij go bagnetem. jeżeli na twoim odcinku jest zastój, jeżeli czekasz na bój, zabij Niemca przed bojem. jeżeli zostawisz Niemca żywego, Niemiec powiesi rosyjskiego człowieka i zhańbi rosyjską kobietę. jeżeli zabiłeś jednego Niemca, zabij drugiego – nie ma dla nas niczego weselszego od niemieckich trupów. Nie licz dni. Nie licz wiorst. Licz jedno: zabitych przez ciebie Niemców. Zabij Niemca! – to prosi matka staruszka. Zabij Niemca! – to modlą się do ciebie dzieci. Zabij Niemca! – to krzyczy ojczysta ziemia. Nie spudłuj. Nie przepuść. Zabij!”
Oczywiście, w tym samym czasie oprawcy niemieccy dopuszczali się przerażających, zdehumanizowanych zbrodni. Ta właśnie odezwa jest jednak o tyle istotna dla górnośląskiej historii, iż to właśnie z jej przesłaniem Armia Czerwona, a konkretnie 1. Front ukraiński, natarł na Górny Śląsk. To właśnie te słowa zdefiniowały to, czym stała się rzeź ludności cywilnej w Miechowicach (dziś jednej z dzielnic Bytomia), bestialskie zabójstwa i gwałty, kradzieże i podpalenia w domach cywili, zamykanie nas w obozach i zsyłanie na Syberię, niejednokrotnie jedynych żywicieli rodzin, tylko i wyłącznie za etniczność.
Inna barwa reżimu, to samo cierpienie
Bo o tym, iż „kacety”, jak pisał o obozach niemieckich Stanisław Grochowiak, dostały swoiste „drugie życie” od Sowietów, długo nie było wolno mówić. Obóz w Świętochłowicach-Zgodzie jest niechlubną ilustracją tego, do czego prowadzi ślepa nienawiść.
Przed drugą wojną światową Świętochłowice leżały w granicach Polski, a zakłady „Zgoda” zajmowały się produkcją maszyn hutniczych i górniczych. Po 1 września 1939 i wywołaniu konfliktu zbrojnego przez Niemców, Świętochłowice znalazły się ponownie pod władzą niemiecką. Zmieniono nazwę zakładów na „Eintrachthütte”, przekształcając je w fabrykę dział przeciwlotniczych. W 1942 założono w jej pobliżu obóz pracy przymusowej, w którym początkowo osadzono około 200 Żydów ze Świętochłowic i okolic. W 1943 przekształcono go w jeden z 48 podobozów niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau, z uwagi na stale rosnące zapotrzebowanie na broń. W grudniu 1944 rozpoczęła się ewakuacja około 1200 przebywających w obozie więźniów.
Ostatni osadzeni opuścili obóz 23 stycznia 1945 roku, w czasie wyjątkowo mroźnej zimy. Po Niemcach pozostała cała infrastruktura obozowa: podwójne ogrodzenie z drutu kolczastego pod napięciem, cztery wieże strażnicze, budynki administracji i ochrony, a także baraki dla więźniów. Była to analogiczna sytuacja do ogromnej liczby placówek pozostałych po nazistowskich oprawcach, które komuniści adaptowali na swoje równie spaczone potrzeby. Ponadto, reżimowe Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego powołało do istnienia także mniejsze obozy przy kopalniach i innych zakładach przemysłowych, m.in. przy kopalni węgla kamiennego „Szombierki” („Hohenzollern”) w Bytomiu.
Głosy świadków w końcu wybrzmiewają
Obóz w Zgodzie – „miejsce grozy”, jak określił go Gerhard Gruschka, który do obozu trafił jako czternastoletni chłopiec – był oddalony od śródmieścia Katowic zaledwie o około 10 km. Stał się zatem dogodnie zlokalizowaną placówką, w której nowe, komunistyczne władze mogły realizować swój chory plan czystek etnicznych, poniżania i odzierania ze zdrowia i godności, identyczny do spaczonej wizji władz nazistowskich. Oni wcześniej też wykorzystywali i mordowali za etniczność, za pochodzenie, za wyznanie. Dokładnie to samo robili komuniści, gdy nad obozem w Zgodzie zawisła biało-czerwona flaga. Dlaczego zatem obydwa reżimy nie są przedstawiane w tym samym świetle, a Armia Czerwona wciąż przedstawiana jest jako wybawiciele? Nadmienię jeszcze, iż książka „Zgoda. Miejsce grozy” powinna być lekturą obowiązkową.
Przerażająca droga na Zgodę
Obóz w Zgodzie rozpoczął działalność w lutym 1945 roku. Trafiali tu głównie Ślązacy i Niemcy, ale należy podkreślić, iż wśród osadzonych byli także oskarżani o bunt przeciwko władzy lub różnego rodzaju przestępstwa Polacy. Cała nienawiść i pogarda została jednak skierowana w stronę tych pierwszych. Nie trzeba było popełnić żadnego czynu zabronionego, by trafić na Zgodę. Zabronione było, po prostu – w komunistycznej, monoetnicznej Polsce, być Ślązakiem, Łemkiem, Kaszubem…
Osoby aresztowane w Katowicach były do „miejsca grozy” dowożone tramwajami lub prowadzone w pieszych kolumnach wychodzących ze śródmieścia. Dlatego też, ku pamięci i przestrodze, biorący udział w symbolicznym „Marszu na Zgodę” pokonują w przybliżeniu ten sam pieszy dystans, by oddać hołd i cześć ofiarom reżimu komunistycznego, a także każdej osobie, która zginęła w tym przerażającym miejscu z powodu pogardy i nienawiści. Personel obozowy składał się z funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, których przywieziono z innych części Polski. Pierwsi osadzeni, zatrzymani przez milicję i NKWD, trafili do obozu tuż po przejściu frontu. Część z nich miała przeczekać na „Zgodzie”, aż zostanie otwarty obóz przy pobliskiej kopalni „Polska”, wcześniej „Deutschland”. Do maja 1945 roku kierownikami obozu byli Aleks Krut i Salomon Morel, o młodzieńczym przezwisku „Wariat”, który następnie samodzielnie pełnił tę funkcję aż do końca istnienia „miejsca grozy”. Sadystyczna postać Salomona Morela, którego czerwone „ideały” były takie same, jak brunatne, znakomicie opisała pani Anna Malinowska w książce „Komendant”.
Porządki w oczach reżimu komunistycznego
Władza komunistyczna oparła kwestię „uporządkowania” narodowościowego na Śląsku głównie na zawartości volkslisty, najczęściej podpisywanej pod presją, a choćby szantażem. Był to swoisty „spis ludności śląskiej” przeprowadzony przez Niemców, który bezdusznie wtrącał każdego człowieka do jednej z czterech kategorii. Do grupy pierwszej i drugiej trafiali ludzie faktycznie identyfikujący się jako Niemcy lub uznani za Niemców. Dekret Krajowej Rady Narodowej z 28 lutego 1945 roku, który ostatecznie nie wszedł w życie, zakładał osadzanie osób z drugiej kategorii w obozach pracy i konfiskatę ich majątku. Ostatecznie zastąpiono go ustawą z 6 maja 1945 roku, w myśl której należało „izolować wrogi element”. Osoby z kategorii trzeciej i czwartej (według Niemców „możliwi do zniemczenia” w mniejszym bądź większym stopniu) zostały zobligowane do złożenia deklaracji wierności narodowi polskiemu, zaś osoby z grupy drugiej zobowiązano do ubiegania się o „rehabilitację”. o ile czyjś wniosek został odrzucony przez sąd, taka osoba trafiała na nieokreślony czas do obozu pracy, tracąc przy tym prawa publiczne.
W wyniku wojennej zawieruchy wielu ludzi nie posiadało dokumentów potwierdzających ich tożsamość, za co także trafiali do obozów pracy. Zarządzenie wojewody śląskiego z lutego 1945 roku nakładało na Niemców i osoby z volkslisty obowiązek rejestracji w celu podjęcia pracy, co realnie także kończyło się zesłaniem do obozu. W związku z tym, iż co roku po „Marszu na Zgodę” w Internecie pojawiają się hejterskie komentarze, iż jest to „marsz folksdojczów”, przypominam, iż wypełnienie ankiety, na podstawie której administracja niemiecka dokonywała wpisu na volkslistę, było obowiązkowe. Za uchylanie się od wypisania dokumentu groziło zesłanie do obozu koncentracyjnego. Wielu ludzi podpisało dokument w trosce o własne życie, a także życie swoich bliskich. Również wcielenie do wojska najczęściej było przymusowe, podobnie jak wcielanie do Volkssturmu pod koniec wojny. Uchylanie się od służby wojskowej groziło represjami dla całej rodziny danej osoby. Trudno wymagać ogłady od osób, które piszą niesmaczne komentarze w Internecie, nie mając wiedzy historycznej, redagując swoje uwagi w ciepłym, bezpiecznym mieszkaniu…
Homo homini diabolus
Bo najbardziej przerażające jest to, iż to człowiek był w stanie postępować w ten sposób wobec drugiego człowieka, niezależnie od narodowości, etniczności, czy też wyznania. To ludzie pozbawiali rodziny często jedynych żywicieli, ojców, braci, mężów, ale także matki, siostry i żony.
W marcu 1945 pokazowo sformowano w śródmieściu Katowic piesze kolumny więźniów skierowanych do obozu w Zgodzie. Propaganda działała pełną parą. Do więzienia nie szli przecież ludzie, tylko wrogowie narodu i Niemcy! Na czele każdej kolumny prowadzono osobę trzymającą flagę nazistowską, aby podsycić nienawiść wobec skazanych. Potężną większość osadzonych na Zgodzie stanowili Górnoślązacy, przy czym Górnoślązaków zamieszkałych przed wybuchem wojny w granicach Trzeciej Rzeszy z automatu klasyfikowano jako Niemców. W sierpniu 1945 w obozie przebywało 1733 więźniów niemieckich, jednak wliczając w tę grupę także wspomnianą wcześniej grupę Górnoślązaków. Wśród więźniów Zgody znajdowali się również Czesi, Francuzi, Holendrzy, Ukraińcy, Jugosłowianie i Austriacy, którzy na Śląsk trafili podczas wojny. jeżeli chodzi o Polaków uwięzionych w „miejscu grozy”, byli to żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, a początkowo również jeńcy wojenni.
„Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj”
Warunki panujące w obozie były tragiczne. W placówce zaplanowanej na 1500 osób już w marcu 1945 roku przebywało 1602 osadzonych. W maju tego samego roku stan więźniów wynosił już ponad 2 tysiące ludzi. Latem 1945 roku w obozie wybuchła epidemia tyfusu, w wyniku której śmierć poniosło około ponad tysiąc osób. Według dokumentacji obozowej, liczba więźniów 1 sierpnia 1945 roku wynosiła 5048 osób, a końcem września – 3929 osób.
Więźniowie, cierpiąc choroby i głód, byli zmuszani do katorżniczej pracy w kopalni „Polska” i hucie „Zgoda”. Pracowali również w znajdujących się na terenie obozu warsztatach stolarskich, krawieckich i szewskich. Nie trzeba dodawać, iż za swój trud nie otrzymywali wynagrodzenia. Dzienną rację żywnościową teoretycznie stanowiła kromka chleba i wodnista zupa, jednak więźniowie często byli pozbawiani i tego, w dodatku bezwartościowego, posiłku przez wiele dni z rzędu. Sztućce i naczynia były w obozie zabronione. Najczęściej w charakterze miski na zupę korzystano ze starych puszek po konserwach, przy czym z tej samej puszki pożywiało się kilka osób. Głodni i wycieńczeni więźniowie zjadali choćby trawę porastającą teren obozu.
Zabronione były także środki czystości, wobec czego w „miejscu grozy” błyskawicznie rozprzestrzeniały się tyfus (brzuszny i plamisty) oraz czerwonka. Nie dbano w żaden sposób o zapobieganie wybuchom kolejnych epidemii, chociaż personel obozu… zaszczepił się przeciw najczęściej występującym chorobom. Było ciasno, a chorych w żaden sposób nie izolowano. Utrapieniem więźniów były także wszy – bo nigdy nie przeprowadzono w obozie odwszawienia. Między 26 lipca a 8 września 1945 roku dzienna liczba zgonów wynosiła między 15 a 34. Jedynym krokiem powziętym w tej sytuacji przez Morela było wstrzymanie przyjęć nowych więźniów. Otwarcie przyznawał wszakże, iż tak bardzo nienawidzi Ślązaków i Niemców, iż jego celem jest zadanie jak najbardziej bolesnej śmierci jak największej liczbie osób.
Bezkarny tyran
Wprawdzie demonicznego komendanta ukarano – jego zwierzchnicy odebrali mu połowę pensji oraz zatrzymali go w areszcie domowym na okres trzech dni – on jednak utrzymywał, iż problem stanowi liczba i podeszły wiek więźniów. Było to zakłamywanie rzeczywistości, gdyż z prowadzonej w obozie dokumentacji wynika jasno, iż w owym czasie (od 1 lipca) za jego murami przebywało około 390 osób niezdolnych do pracy (seniorów, dzieci oraz niepełnosprawnych).
Morel, którego cel był jasno sprecyzowany, nie respektował żadnych przysługujących więźniom praw. Na jego skandaliczne postępowanie zwrócił uwagę zastępca Dyrektora Departamentu Więziennictwa i Obozów Stanisław Pizło. W listopadzie 1945 stwierdził on zaniedbania takie jak brak przeprowadzania procedur sanitarnych (odwszawianie, izolacja chorych więźniów), brak cel przejściowych, głodzenie więźniów. Osadzonym nie wolno było prowadzić korespondencji, za jednym wyjątkiem: gdy wybuchła epidemia tyfusu, Morel pozwolił więźniom wysłać do domów listy z informacją o stanie zdrowia i miejscu pobytu. Chociaż rodziny wysyłały więźniom paczki z żywnością, wszystkie były konsekwentnie rekwirowane przez strażników. Mienie, które posiadali przy sobie aresztowani, padało łupem personelu obozowego i nie było w żaden sposób ewidencjonowane. Gdy ujawniono skalę procederu, z funkcji kierownika działu gospodarczego zwolniono Karola Zaksa. Na tym jednak nie kończyły się obozowe przewinienia, gdyż więźniowie z wyrokiem sądowym… nie byli przekazywani do placówek karnych, do których powinni byli trafiać.
Władza gwałtownie deprawuje
Głodzenie i brak higieny były raptem częścią polityki bezwzględnego terroru stosowanej przez Salomona Morela. Nowo przybyli osadzeni, niezależnie od warunków atmosferycznych, musieli przez wiele godzin stać na placu obozowym, oczywiście bez dostępu do jedzenia i wody. Byli regularnie katowani, zwłaszcza więźniowie z baraku nr 7, przeznaczonego dla oskarżonych o członkostwo w NSDAP lub Hitlerjugend. Do bicia służyły nie tylko pięści, ale także „żyły”, czyli rury powleczone gumą, jak i kije, kolby pistoletów czy też drążki metalowe, a choćby małe meble. Więźniów poniżano także w ten sposób, iż nakazywano im stawać do siebie frontem i bić się wzajemnie.
Jedną z makabrycznych „zabaw” strażników były tak zwane „piramidy”, czyli rozkazywanie więźniom kłaść się na siebie warstwami. W czasie układania żywych „piramid” więźniów bito, kopano i opluwano. Inną formą tortur było umieszczanie osadzonych w karcerze, gdzie przez wiele godzin stali w wodzie sięgającej piersi. Ofiary tego typu tortur często topiły się, nie mogąc dłużej ustać na nogach. W związku z upiornymi warunkami panującymi w „miejscu grozy”, wielu więźniów załamywało się i w desperacji rzucało na będące pod napięciem ogrodzenie. Strażnicy zakłamywali także statystyki: wiele „prób ucieczki” tak naprawdę było strzeleniem więźniowi w plecy bez powodu.
Jest wina, nie ma kary
W związku z wydaniem przez ministra Stanisława Radkiewicza rozkazu uregulowania sytuacji osadzonych w obozach bez nakazu sądowego 15 września 1945 roku, rozpoczęto likwidację obozu. Prawie wszyscy uwięzieni w „miejscu grozy” przebywali tam bez żadnego formalnego wyroku. Wobec tego, po uzyskaniu aprobaty specjalnie powołanej trzyosobowej komisji, poszczególni więźniowie opuszczali obóz. 23 listopada 1945 Kierownik Wydziału Więziennictwa i Obozów w Katowicach Henryk Studencki zameldował Dyrektorowi Departamentu, iż ostatni więźniowie „nie kwalifikujący się do zwolnienia” (około 300 osób) zostało przekazanych do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Bo koniec obozu w Zgodzie wcale nie był końcem tragicznej historii powojennych obozów.
Salomon Morel, jak wielu czerwonych i brunatnych oprawców, nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Nigdy nie stanął przed sądem. Do 1992 roku mieszkał w Katowicach. Wtedy też wszczęto oficjalne śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych na Zgodzie… i również w tym samym roku Morel zbiegł do Izraela, gdzie do końca życia pobierał polską emeryturę. 30 września 1996 roku zbrodniarzowi postawiono dziewięć zarzutów, w tym ludobójstwa. Zmarł 14 lutego 2007 roku w Tel Awiwie.
Przerwać krąg nienawiści
Historia obozu na Zgodzie jest przestrogą i ogromem tragedii, która pokazuje nam, do czego prowadzi ludzka nienawiść. Osoby odpowiedzialne za rozpętanie piekła na Ziemi są znane z imienia i z nazwiska. Bardzo nie chciałabym, aby przez ich czyny sądzić cały naród czy grupę etniczną, gdyż byłoby to kolejnym obrotem tego samego, koszmarnego koła. Za śmierć ofiar – czy to za czasów nazistowskich Niemiec, czy komunistycznej Polski – odpowiadają konkretne osoby, zaślepione pełnymi pogardy do drugiego człowieka ideami. Wiem, iż wśród Ślązaków też byli tacy, którzy służyli reżimowi Trzeciej Rzeszy z własnej woli i jest mi za nich wstyd, jednak – jak większość trzeźwo myślących ludzi – zdecydowanie potępiam ich postępowanie.
Zgoda, miejsce grozy, pokazuje nam także, iż historia nie jest czarna ani biała. Przyjmuje wszelkie odcienie szarości. Jest pisana przez zwycięzców, którzy decydują, co ukryć, a co narzucić przyszłym pokoleniom jako bezsporny fakt. W nauczaniu historii w szkołach najgorsze jest właśnie to, iż jest ona opowiadana w sposób podawczy, zamiast od najmłodszych lat polegać na studiowaniu adekwatnych do wieku tekstów źródłowych i pokazywania, jak wyciągać z nich wnioski.
Brama obozu w świętochłowickiej Zgodzie, symbolicznie zamknięta, przypomina nam, aby już więcej tych drzwi do piekieł nie otwierać. Aby otworzyć się na dialog i wyciągnięcie ręki do drugiego człowieka. Bo, abstrahując od ideologii… Skłóconym społeczeństwem po prostu łatwiej jest rządzić i manipulować, prawda? A to prowadzi do punktu, w którym historia zatoczy koło…
Niech na koniec tego smutnego artykułu wybrzmią słowa napisane przez Tadeusza Różewicza w mojej ukochanej „Kartotece”, gdy doświadczony przez wojnę Bohater rozmawia z młodą dziewczyną, nieznającą jej koszmaru:
– Chcę powiedzieć, iż to dobrze, iż pani jest. Że pani jest na tym świecie, taka właśnie, iż ma pani osiemnaście lat, takie oczy, usta, włosy i iż pani się uśmiecha. Tak powinno być. Tak właśnie powinno być. Młoda z czystą, jasną twarzą, z oczyma, które nie widziały… nie widziały. Chcę tylko jedno powiedzieć: nie czuję do pani nienawiści i życzę szczęścia. Życzę, aby pani tak się uśmiechała i była szczęśliwa. Widzi pani, ja jestem uwalany w błocie, we krwi… pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach.
– Polowali? Na co?…
– Na siebie. Z karabinami, ze strzelbami… nie, nie będę opowiadał… teraz lasy stoją ciche, prawda? Cicho jest w lasach. Proszę, niech pani się uśmiechnie… W tobie jest cała nadzieja i euforia świata.
Źródła:
Łukasz Nowok „Obóz pracy w Świętochłowicach-Zgodzie”, portal HistMag
Anna Malinowska „Komendant. Życie Salomona Morela”
Gerhard Gruschka „Zgoda. Miejsce grozy. Obóz koncentracyjny w Świętochłowicach”
Małgorzata Pantke „Ludzie umierali wszędzie – co się działo w obozie Zgoda”, Wirtualna Polska „Obozowe dzieje Świętochłowic. Eintrachthütte – Zgoda” pod redakcją Adama Dziuroka, Instytut Pamięci Narodowej