Borys wracał z delegacji, jadąc spokojnie autostradą i rozmyślając o swoim życiu. Niebo było zachmurzone, zaczął padać deszcz, a przednia szyba gwałtownie pokryła się kroplami. Samochody z naprzeciwka mijały go jeden za drugim.
Pojechał w delegację służbową – był komornikiem w dużej wsi. Miał zostać trzy dni, ale skończyło się na jednym. Nie chciał nocować w hotelu, wracał do domu, zwłaszcza iż jego żona Kasia miała urodziny. Kupił jej nowe ubrania i trochę kosmetyków – oczywiście z pomocą sprzedawczyni, bo sam nie znał się na tych sprawach…
Jechał całą noc, był zmęczony, a do tego ten deszcz.
– Skrócę drogę – pomyślał. – Pojadę przez sąsiednią wieś, to bliżej niż okrążanie autostradą. Co prawda droga jest polna, ale już świta.
Tak też zrobił. Z Kasią byli razem od dziesięciu lat, mieli syna, który właśnie skończył dziesięć lat. Żona zaszła w ciążę od razu, choć chłopiec urodził się przed terminem. Ale nic mu nie było – Wojtek wyrósł na bystrego chłopaka.
Borys czuł zmęczenie, ale do domu zostało jeszcze piętnaście kilometrów. Świtało, ale deszcz przybierał na sile. Nagle usłyszał głuchy uderzenie w maskę i gwałtownie zahamował. Przez myśl przemknęło mu:
– Dobrze, iż nie jechałem szybko… Chyba kogoś potrąciłem. Las obok, może jakieś zwierzę… – Natychmiast wyskoczył z samochodu.
Na drodze leżała kobieta, parasolka leżała opodal. Ogarnęła go panika. Potrącił człowieka. Może jeszcze żyje? Pochylił się, podniósł ją i zaniósł do auta, sadzając na tylnym siedzeniu.
– Żyje, na szczęście jechałem wolno – pomyślał, po czym zwrócił się do kobiety: – Jak się pani czuje? Zawiozę panią do szpitala, wieś już niedaleko – wskazał na widoczne w oddali domy.
Kobieta złapała się za nogę.
– Nie trzeba szpitala, czuję się dobrze, tylko trochę mnie boli. Pewnie stłuczenie.
– Kim pani jest? – zapytała, podnosząc głowę.
Borys spojrzał jej w oczy i zaniemówił. Ona też była w szoku… podwójnym.
Patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu oboje otrząsnęli się.
– Lubo? – wykrzyknął.
– Borys? – zdziwiła się.
– No proszę, jakie spotkanie – powiedział. – Więc tu jesteś. A ja szukałem cię wszędzie. A ty mieszkasz tylko piętnaście kilometrów ode mnie.
– Sam