Los wyciągnął do mnie rękę

polregion.pl 20 godzin temu

Los wyciągnął rękę

Wydawało się, iż rodzina Zofii była w porządku: ojciec, matka, dom, wszystko jak w podręczniku. Już w szóstej klasie Zofia zaczęła dostrzegać, iż w rodzinie coś pęka, iż wszystko zaczyna się rozpadać. Rodzice wpadli w nałóg najpierw ojciec, później matka, i niedługo już nie dało się ich wyciągnąć z błota alkoholowych rozterek. Z coraz niższym tonem tonęli w otchłań.

Czasem biją się nawzajem, a wściekłość pada na ich jedyną córkę.

Dlaczego to wszystko mnie spotyka? płakała Zofia, chowając się w zakamarek za szafą, z którego rodzice nie mogli jej zobaczyć, a jedynie zrzucali na nią swoją złość.

Idź po kaszkę do sklepu ryczał ojciec późnym wieczorem, grożąc kopnięciem, jeżeli dziewczynka nie wybije się w ciemności. Nie chcesz? przerywała matka, wypychając ją na drzwi.

Z wiekiem Zofia zaczęła uciekać, gdy tylko usłyszała dźwięk rozbitego kieliszka. W dziesiątej klasie nie bała się już nocnych ulic, przyzwyczaiła się do ich szarości. Szukała schronienia w opuszczonym domu na skraju wsi, a o świcie wracała do szkoły z tornistą pełnym notatek.

Pewnego dnia postanowiła:

Po maturze wezmę świadectwo i ucieknę z tej wioski, wyjadę do miasta, może przyjdzie mi szansa. Muszę łączyć grosze i złotówki, odkładać wszystko, co mam.

Z trudem zbierała pieniądze, ale w końcu udało się jej wyciągnąć szklaną paczkę z drobnym oszczędnościami, ukryć je w plecaku i wyruszyć do powiatu. Nie powiedziała nic rodzicom nie było komu wyjawić swoich planów. Marzyła o wykształceniu, normalnym życiu i własnej rodzinie, a nie o przetrwaniu.

Miasto przywitało Zofię chłodno. Znalazła college, ale przy zgłoszeniu dokumentów usłyszała, iż kandydatów jest mnóstwo, a przy jej nieco nijakich ocenach w świadectwie szanse są nikłe, a płatne studia poza zasięgiem. Rozczarowana usiadła na ławce przy przystanku i wpatrywała się w przechodniów.

Każdy ma swój cel myślała, obserwując pośpiesznych ludzi. Co mam zrobić? Nie mam pieniędzy, nie mam dokąd wracać, a dom jest pułapką. Nie mogę tu zostać, nie mogę tam wrócić.

Kiedy zapadł zmierzch, podeszła do niej starsza kobieta o pełnych twarzach, trzymająca małą torbę.

Córeczko, po co siedzisz? Obserwowałam cię od czasu, gdy przeszłaś do sklepu, a potem znowu tu siedzisz. Coś się stało? pytła.

Zofia wyznała, iż nie ma dokąd iść, iż przyjechała z wsi, iż nie przyjęto jej do collegeu, a pieniądze na studia nie ma.

Nie masz nikogo tutaj? dopytała.

Nie. Nie chcę wracać do domu; rodzice wciąż piją, boję się, iż zostanę taka jak oni

Nie płacz, rozumiem. Skoro zdecydowałaś się wyjechać, musisz pomyśleć, co dalej. Chodź ze mną, nie zostaniesz tu na noc. Nazywam się Jadwiga, ale wszyscy mówią po prostu Jadwiną.

Zofia niepewnie wstała, nie wiedząc, co ją czeka.

Nie bój się, dziewczynko, ja też straciłam dom. Moja córka Tonia pracowała jako konduktorka, poznała jakiegoś przedsiębiorcę i poprosiła mnie o pieniądze. Sprzedałam więc dom, w którym mieszkałam, i przyjechałam tutaj. Ten gość mnie oszukał, a ja skończyłam jako sprzątaczka na dworcu i dostałam łóżko w akademiku. To właśnie dlatego patrzę na ciebie czujnie.

Kiedy dotarły do akademiku, Jadwiga pokazała Zofii małą, przytulną komnatę. Zofia, wyczerpana, zjadła posiłek bez apetytu. Jadwiga obiecała:

Rano odprowadzę cię do dyrektora kawiarni przy dworcu. Tam zawsze potrzebują pomocników, a ty jesteś młoda, piękna, jakby Bóg cię błogosławił. Może spotkasz Antka, a wtedy będziesz mogła tu mieszkać. Los może się uśmiechnąć.

Zofia podziękowała Jadwinie i zasnęła. Nie znała jeszcze żadnych mężczyzn.

Gdy przybyła do kawiarni, przywitał ją dyrektor Antoni, uśmiechnięty i przystojny. Zofia zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Antoni był życzliwy, pytał o jej życie, a ona odpowiadała nieśmiało. Z każdym dniem ofiarował jej drobne upominki: szminkę, tusz, perfumy. Zofia rozpływała się w euforii.

Pewnego wieczoru po zmianie Antoni zaproponował:

Zofia, weź taksówkę i jedź ze mną, jestem zmęczony po całym dniu.

Zofia zarumieniła się, czując, iż wreszcie ktoś się o nią troszczy. Myślała, iż wreszcie nadeszła jej biała kreska.

W akademiku przychodził jednak jeszcze inny gość Maksymilian, kierowca ciężarówki, który przyjechał z wioski, aby zarobić w mieście, ale planował wrócić. Pewnego weekendu zatrzymał się przy drzwiach:

Cześć, mieszkasz tu? zapytał.

Tak, na drugim piętrze

Ja też mieszkam tutaj. Nazywam się Maks, przyjechałem z wsi, żeby zarobić. Jestem tu przyjaźnie, nie zamierzam cię krzyżować. Opowiadał o dalekich drogach, o miastach i wioskach, które odwiedzał. Zofia słuchała i myślała, iż może w wiosce byłoby lepiej, ale wciąż tęskniła za miastem.

Z czasem Zofia i Maksymilian rozmawiali niczym przyjaciele, wymieniając się cukierkami i opowieściami. Nie było między nimi nic romantycznego Zofia wciąż była zauroczona Antonim.

Pewnego dnia Antoni przyznał się, iż jest żonaty, ale obiecał Zofii, iż nie będzie jej potrzebował, a latem zabierze ją nad morze. Zofia, nieświadoma jego małżeństwa, wpadła w wir miłości. Po pewnym czasie odkryła, iż jest w ciąży i zawołała Antka:

Antoś, będziemy mieć dziecko

Antoni odwrócił się, spojrzał zimno i rzucił na stół kopertę pełną pieniędzy:

Nie potrzebuję dzieci, mam rodzinę i dwoje dzieci. jeżeli chcesz odejść, weź te pieniądze i zniknij w ciągu trzech dni. Zamknął drzwi i odszedł.

Zofia przypomniała sobie słowa Jadwigi: Wiele osób przyjeżdża do miasta po szczęście, ale rzadko które je naprawdę znajdzie. Zrozpaczona spakowała rzeczy, wyrzuciła klucz do skrzynki pocztowej i wróciła do akademiku, gdzie Jadwiga poczęstowała ją herbatą.

O, córeczko, taka jest twoja dola

Dlaczego on mnie tak zostawił? płakała przy Jadwini.

Mężczyźni rzadko się przejmują. Nie płacz, nie obciążaj siebie winą. Dziecko przyjdzie, a los wystawi cię na próbę. Przetrwaj, a los może wyciągnąć ci pomocną dłoń pocieszała Jadwiga.

Po nocy w akademiku Zofia usłyszała za plecami głos:

Zofia, wróciłaś? podbiegł radośnie Maksymilian.

Zofia wybuchła płaczem, a Maksymilian, niepewny, przyniósł jej herbatę i ciasteczka. Rozmawiali, a Maksymilian obiecał pomóc jej w zakupach i w codziennym życiu. Zofia poczuła, iż może znów ufać.

Czas mijał, a Zofia i Maksymilian zamieszkali w jego rodzinnej wsi. Odbudowali dom, podwyższając go o drugi piętro, bo spodziewali się dziecka córki, która miała przyjść wkrótce. Syn Maksymiliana miał już trzy lata. Żyli szczęśliwie, a los, jak się zdało, w końcu wyciągnął Zofii pomocną dłoń.

Idź do oryginalnego materiału