List przed przyjazdem — i cena spokoju
Do trzydziestu pięciu lat Krystyna uważała się za naprawdę szczęśliwą kobietę. Ukochany mąż Marek, syn Tomek i córka Ania — skromna, ale silna rodzina. Wszystko zmieniło się, kiedy Marka zwolniono z fabryki. Nie mógł znaleźć pracy w mieście, więc postanowił wyjechać do Niemiec na zarobek.
— Krystyna, chłopaki tam pracują. Płacą nieźle — powiedział pewnego dnia.
— A co z nami? My tu, ty tam. To już nie rodzina — zawahała się.
— To tylko na chwilę. Przetrwamy. Jak staniesz na nogi, wszystko wróci do normy.
Lecz stało się inaczej, niż sądziła. Marek przyjeżdżał coraz rzadziej, był ponury i coraz bardziej obcy. Aż pewnego dnia, gdy Krystyna szykowała się na jego powrót, znalazła w skrzynce list. Od niego.
Uśmiechnęła się — myślała, iż to wyznania miłości, tęsknoty. Przyszedł w dniu, gdy miał wrócić. Schowała go do torby, a w domu otworzyła. I wtedy runęło.
*„Krystyna, wybacz. Nie potrafiłem powiedzieć ci w twarz. Pokochałem inną. Nasze małżeństwo to błąd. Chcę rozwodu. Dzieciom będę pomagał. Żegnaj.”*
Czytała raz za razem, nie wierząc. Łzy zasłaniały jej oczy. W tym momencie do pokoju wszedł dziesięcioletni Tomek.
— Mamo, piekarnik się pali. Co robisz?
Zerwała się, zgasiła gaz, rozganiała dym. Uśmiechała się do syna, choć w piersi palił ją ból.
Miesiąc później rozwiedli się. Marek odszedł na zawsze. Pieniądze przysyłał, ale do ich domu już nie wrócił. Po dziesięciu latach Krystyna dowiedziała się, iż zginął w wypadku. A ona została sama z dwójką dzieci i ciężarem odpowiedzialności.
Minęły lata. Krystyna nie wyszła ponownie za mąż — nie chciała wprowadzać obcego mężczyzny do domu. Całe jej życie to dzieci. Tomek dorósł, ożenił się z Martą. Zamieszkali w jego dawnym pokoju, a Krystyna z Anią — w drugim. Urodził się wnuczek Kacper. Ale ani Marta, ani Ania nie spieszyły się z wyprowadzką. Dom stał się ciasny i pełen napięć.
Pewnego dnia Ania oznajmiła:
— Mamo, jestem w ciąży. Ja i Krzysiek trochę u ciebie pomieszkamy.
— Gdzie? — wzdrygnęła się Krystyna. — W jednym pokoju Tomek z żoną i dzieckiem, w drugim my z tobą. Gdzie ty jeszcze ludzi ulokujesz?
— Mamy w kuchni kanapę. Nie masz nic przeciwko, prawda?
I tak Krystyna przeprowadziła się do kuchni. Pierwsza noc tam była dla niej koszmarem. A później było tylko gorzej. Krzyki, kłótnie, konflikty między rodzinami. Kto zjadł wędlinę, kto hałasował w nocy, kto komu zabrał notatnik — wszystko stawało się powodem awantury.
Aż nagle Krystyna zauważyła zaokrąglony brzuch Marty.
— Jesteś w ciąży?
— Tak. Będziemy mieli drugie dziecko.
— A co z mieszkaniem?
— Więc zaczynacie nas wyrzucać?! — wybuchnęła Marta.
— Nikt was nigdzie nie wyrzuca. Ale was już czworo w jednym pokoju!
— Niech twoja córka się wyprowadzi, ma przecież męża! — odcięła się Marta.
— A ty też masz! — nie wytrzymała Krystyna.
Rano przyszedł Tomek:
— Mamo, obraziłaś Martę. Wyrzucasz nas?
Ania, jak na komendę, weszła:
— A ty powiedz mężowi, żeby wam mieszkanie znalazł!
— Wiecie co?! — wybuchnęła Krystyna. — Dość! Wynoście się wszyscy! I ty, Tomek, z żoną i dziećmi. I ty, Ania, ze swoim Krzyśkiem. Już nie wytrzymuję! Mam dość. Zamieniliście mój dom w targowisko, nie szanujecie ani mnie, ani siebie nawzajem. Koniec. Wychodzić!
Powiedziała to twardo, głośno i bez wahania. choćby ona sama była zaskoczona swoją stanowczością. Ale nie chciała się wycofać. Ani na sekundę.
Po trzech dniach wyprowadzili się. Było wiele słów: *„Nie zobaczysz już wnuków”*, *„Nie będziemy utrzymywać kontaktu”*. Krystyna milczała.
Wieczorem usiadła w kuchni — sama. Bez krzyków, bez kłótni. Tylko cisza.
Rozejrzała się i po raz pierwszy od dawna poczuła się prawdziwą gospodynią. Zrobiła remont. Odnowiła meble. A w następnym roku — po raz pierwszy w życiu — wyjechała zagranicę na wakacje.
I niech ktoś powie, iż myśli tylko o sobie — nie. Oddała życie dzieciom. Teraz wreszcie żyje dla siebie. I słusznie.