Krótki ten tydzień, ale gonią mnie wszystkie możliwe zaległości końca miesiąca. Wysłałam twórczą zaległą zaległość, muszę nadać paczkę ze zwrotem bluz, co to je zamówiliśmy z tydzień temu (i nie trafione) oraz kupić cukierki na czwartkowe święto. Pojadę po nie pewnie z Lilką. Na jutro ustawiłam Mieszka do barbera, bo on nie chce chodzić do mojej fryzjerki, a te jego włosy jego są już zdecydowanie za długie. W pobliżu mają otworzyć jakiegoś ekskluzywnego tureckiego barbera i tak czekałam aż ruszą, to może młody mógłby chodzić sam, ale JESZCZE nie ruszyli, więc idziemy do innego. Fryzjera z Lilką mam natomiast w czwartek zaraz po dermatologu, do którego idę z Lilą i z Mieszkiem. Mamy termin na sanatorium i po burzliwych domowych dyskusjach towarzystwu pasuje koniec grudnia. Ten, który oni nam zaproponowali był na początek listopada, a ten termin z różnych względów nie może być. Do sanatorium już dzwoniłam, będą oddzwaniać, ALE chyba się uda tak jak dzieciaki chcą.
W środę idę do szkoły Mieszka, żeby pomóc przy wystawianiu Dziadów i jest to absolutne minimum, które mogę wykonać w zamian za to, jak szkoła pomaga mi z różnymi tematami. Diabli przyjeżdża w piątek, a w sobotę pewnie pojadę do dziadków sprawdzić co u ich kota, bo oni na te dni wyjeżdżają. Dyniek cały czas nie mamy, ale to może jutro jadąc z Mieszkiem do tego BARBERA coś kupimy? Nie da się chyba w jednym tekście więcej użyć tego samego słowa, więc domyślacie się pewnie, iż bardzo jestem tą wyprawą do MĘSKIEGO fryzjera podekscytowana! 😀