"We wszystkich sklepach Lidl Polska dostępne są tańsze produkty w ramach akcji 'Kupuję, nie marnuję'. Dzięki temu, klienci mają dostęp do artykułów z każdej grupy asortymentowej w niższej cenie – takich jak świeże mięso, drób i ryby, produkty chłodnicze, owoce i warzywa oraz tzw. suchych artykułów (m.in. chlebów pakowanych i ciast) o krótkim terminie przydatności lub z uszkodzeniami niewpływającymi na jakość produktu" – możemy przeczytać na stronie niemieckiej sieci dyskontów.
Takie stoiska w sklepach to w tej chwili norma, ale parę lat temu to było wręcz rewolucyjne. Przynajmniej jeżeli chodzi o skalę przedsięwzięcia, bo np. Biedronka zaczęła przeceny w 2020 r. i dopiero w zeszłym roku weszła we współpracę z firmą To Good To Go, by sprzedawać taniej nadwyżki żywności.
Z jednej strony osoby z walczące z marnowaniem żywności (według statystyk Lidla co roku w Polsce marnuje się aż 4,8 mln ton jedzenia, z czego 60 proc. w gospodarstwach domowych) miały swój kącik w Lidlu, gdzie można było ratować jedzenie, które w większości trafiłoby parę dni później na śmietnik.
Z drugiej strony, to była ogromna oszczędność. choćby klienci niebędący eko-aktywistami korzystali z tej promocji, bo można było trafić tam na produkty, który termin kończył się np. jutro, ale kosztujące o 50 lub niekiedy choćby 70 proc. mniej. Z tego powodu gwałtownie znikały z półek, bo dobrze wiemy, iż data ważności jest orientacyjna i wiele rzeczy nadaje się do jedzenia choćby po terminie.
Akcja Lidla "Kupuję, nie marnuję" była strzałem w dziesiątkę. Obecna promocja to jednak strzał w stopę
Pierwszy aspekt przez cały czas obowiązuje, jednak drugi się trochę zdezaktualizował, co zauważyli sami klienci, bo nie było to nigdzie reklamowane. Okazuje się, iż teraz produkty w ramach "Kupuję, nie marnuję" mogą być przecenione "tylko" o 25 procent (aczkolwiek przez cały czas można też trafić na rzeczy o połowę tańsze).
Taka promocja już tak bardzo nie zachęca do kupowania produktów z krótkim terminem. Np. na poniższym filmiku mamy parówki tańsze o zaledwie 1,5 zł (przecenione z 5,99 zł na 4,49 zł). jeżeli więc już ktoś odważy się kupić parówki, to dla bezpieczeństwa dopłaci te parę groszy i weźmie świeższe, tzn. z dłuższym terminem ważności.
"Czyli stawia jednak na marnowanie", "Taka strategia pokazuje właśnie, jak im zależy na nie marnowaniu jedzenia... Teraz rzadko kto to kupi, bo to stało się mniej atrakcyjne", "Niestety popełniają błąd, gdyż ceny różnią się dosłownie o kilka złotych. Jednym słowem nie opłaca się", "To już Lidl nie będzie tańszy od Biedronki wg ich rankingu", "Dlatego już mnie tam nie zobaczą", "No to powodzenia" – czytamy w komentarzach.
Lidl w oświadczeniu przesłanym Portalowi Spożywczemu wyjaśnia, iż "wysokość upustu zależy od oferowanych produktów". "Dodatkowo w ramach działań na rzecz niemarnowania żywności Lidl Polska regularnie oferuje w niższych cenach "nieperfekcyjne" warzywa i owoce, które odbiegają wyglądem od standardowych, ale są równie smaczne i pełnowartościowe" – czytamy dalej.
Nie wytłumaczył jednak dokładnie, dlaczego rabat w ramach tej akcji został zmniejszony do 25 proc. A jak nie wiadomo, o co chodzi... to wiadomo, o co chodzi.