Lekcja teściowej: Zbyt czysto dla młodej mamy

twojacena.pl 13 godzin temu

Zbyt czysto dla młodej mamy: lekcja od teściowej

Barbara Stanisławowa weszła do domu synowej bez zapowiedzi. Kinga przywitała ją z córeczką na rękach, próbując ukoić płacz niemowlęcia.
— Nie śpi? — zapytała teściowa.
— Nie — westchnęła Kinga.
— A ty sama kiedy ostatnio spałaś? — zmrużyła oczy Barbara Stanisławowa.
— Nie pamiętam… Tylko na rękach się uspokaja — cicho odparła Kinga.
— Daj mi wnuczkę, przejadę się z nią autem, zaśnie. Za dwie godziny wrócimy. A ty się prześpij, odpocznij!

Kinga zawahała się, ale zmęczenie zwyciężyło. Oddała dziecko, śledząc wzrokiem odjeżdżający samochód, po czym… nie poszła spać. Zebrała porozrzucane rzeczy, umyła naczynia, włączyła pralkę, wyszorowała łazienkę, wytrzepała dywany. Upiekła choćby sernik — nie wypada przecież witać teściów z pustymi rękami, niedługo wrócą.

Barbara nie wzbudzała w Kindze strachu przez swoją szorstkość czy władczość — nie. Była po prostu stanowcza, z cichym, pewnym głosem. choćby „dziękuję” brzmiało jak rozkaz.

Niska, szczupła, o kruczoczarnych włosach i bladej cerze, miała spojrzenie, przed którym człowiek prostował się mimowolnie. Kinga zawsze starała się robić dobre wrażenie. choćby ciążę jako pierwszej oznajmiła teściowej, nie własnej matce.

Wyszła za mąż młodo, mając dwadzieścia lat. Jej mąż, Tadeusz, był kolegą z klasy, przyjacielem od dzieciństwa. Rodzice obojga kupili działkę, postawili dom, by na ślub mieć już własne gniazdo. Klucze wręczyli uroczyście, mówiąc:
— Niech wam się darzy.

Rodzina była zżyta. Z teściami stosunki układały się dobrze, choć z nutą napięcia — Kinga wciąż czuła się oceniana.

Po narodzinach córeczki Zosi wszystko się zmieniło. Dziewczynka była marudna, źle sypiała, pokarmu brakowało — Kinga niemal nie jadła, biegając non stop po domu. Czuła się wyczerpana. Pomoc oferowały i jej matka, i teściowa, ale Kinga dumnie odmawiała — wierzyła, iż „musi dać radę sama”.

Wstydziła się zmęczenia, sprzątała dom przed każdą wizytą rodziny. Porządkowała choćby szafy, by teściowa nie zobaczyła chaosu.

Aż pewnego dnia — niespodziewana wizyta. Kinga stała z dzieckiem na rękach, nic nieposprzątane. W zlewie — sterta naczyń, na podłodze — plamy, ubrania — porozrzucane. Sama wyglądała na bladą, ledwie trzymającą się na nogach.
Barbara Stanisławowa to wszystko zobaczyła, nie komentując, tylko rzekła:
— Wstąpiliśmy ze sklepu, przywieźliśmy wam jedzenia. Chleb, mleko, trochę domowych przetworów…

I natychmiast zaproponowała:
— Oddaj Zosię nam. Przejedziemy się, utulimy. A ty — śpij. Nic nie rób, jasne? Tylko śpij.

Kinga skinęła głową. ale gdy drzwi się zamknęły, zamiast odpoczywać, rzuciła się do sprzątania. „Nie można przyjąć gości w takim bałaganie!” — myślała.

Gdy Barbara z teściem wrócili, dom lśnił. Łazienka pachniała świeżością, w kuchni unosił się zapach sernika. Wszystko błyszczało.

Barbara weszła z wnuczką na rękach, poczuła woń ciasta, zobaczyła perfekcyjny porządek i… zesztywniała.
— Nie zostaniemy na kolację — oświadczyła, przekazując dziecko synowej.
— Dlaczego? — zaskoczyła się Kinga.

— Zabraliśmy Zosię, byś się wyspała, a nie szorowała podłogi. Musisz zadbać o siebie. Jesteś matką — jeżeli nie nauczysz się przyjmować pomocy, padniesz. Jesteśmy tu dla was. Nie jesteśmy wrogami.

Teściowa machnęła ręką i wyszła. Kingę ścisnęło w piersi. Poczuła wstyd i żal naraz. Bo Barbara miała rację. Co do słowa. I Kinga zapamiętała tę lekcję na długo.

Idź do oryginalnego materiału