Kontynent południowoamerykański uważany jest u nas, w Europie, za
miejsce spokojne (sielskie niemal), gdzie wszyscy żyją ze sobą w
pokoju i miłości niczym jacyś hipisi. Cóż, przemawia przez nas
typowy (i całkiem słuszny w sumie) europocentryzm – zresztą o
tym, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia już pisałem,
chociażby w przypowiastce o oazie na marokańskiej Saharze. Otóż
jeżeli ktoś za szczeniaka czytał książki Alfreda Szklarskiego
(wspominane także) o przygodach Tomka Wilmowskiego, ten wie, iż w
XIX wieku młode południowoamerykańskie państwa bardzo rozpychały
się na mapie – poeta rzekłby, iż szukały swojego
miejsca.
Zresztą o wojnie o saletrę słyszał każdy –
choćby z racji powodu konfliktu, a mianowicie ptasich odchodów
(powód mniej kuriozalny niż chociażby wyprawa pod Troję: guano
było wszak podstawą do produkcji nawozów, a Helena – tu znów
oddajmy głos poecie, i to niebyle jakiemu, bo narodowemu – to puch
marny). O wojnie Trójprzymierza może już mniejsze audytorium (a
konflikt był o wiele krwawszy) – ale to pewnie dlatego, że
Ameryka Południowa tak daleko jest. Dopiero o wojnach XX wieku nikt
u nas nie słyszał. Zresztą nie dziwota – przy krwawych
konfliktach Starego Świata miejscowe wojny jawią się jako zwykłe
graniczne bójki. Z ręką na sercu – kto słyszał, iż Ekwador i
Peru zawarły pokój w 1995 roku? No właśnie. Zresztą sam bym o
tym nie wiedział, gdybym przypadkiem nie przekraczał granicy podle
Tumbes, i nie natknął się tam na pasaż (właściwie kolorowe
schody) upamiętniające owo wydarzenie (ciekawsza była droga
powrotna, gdy w wyniku paniki koronawirusowej utknąłem na
tropikalnej plaży i zostałem aresztowany przez peruwiańskie wojsko
– ale to już wiecie).
Tumbes - pasaż przyjaźni peruwiańsko-ekwadorskiej |
Swoją drogą ze strony peruwiańskiej
wojnę kończył prezydent Alberto Fujimori – ten sam który
zakończył rebelię komunistów ze Świetlistego Szlaku (zamordowali
między innymi dwóch naszych rodaków, misjonarzy, dziś świętych
Kościoła Katolickiego). Za to po upływie swoich kadencji trafił
do więzienia (to swoista tradycja w Peru: prezydenci po zakończeniu,
albo i w trakcie, swoich rządów często lądują w więzieniu). No,
może nie tylko za to – ale jednym z zarzutów, obok zwykłych,
korupcyjnych, były zbrodnie wojenne: faktycznie, Fujimori, Japończyk
z pochodzenia, nie cackał się w czasie walki z komunistyczną
partyzantką, i wycinał w pień całe wioski, niekoniecznie
rzeczywiście winne kolaboracji z sanderystami. Każdy musi sobie sam
w serduszku odpowiedzieć czy to dobrze, czy źle – ale partyzantki
w Peru nie ma. Przy okazji: Fujimoriego ułaskawił Pedro Pablo
Kuczynski, prezydent tym razem polsko-żydowskiego pochodzenia, zanim
sam poszedł siedzieć. Córka Alberto, Keiko Fujimori, do więzienia
za łapówkarstwo i przekręty trafiła zaś jeszcze w trakcie
kampanii prezydenckiej. Oj, trudno być politykiem w Ameryce
Południowej, trudno.
Plakat wyborczy w Peru |
Ale przecież jestem w Paragwaju, tym
najmniej znanym kraju Ameryki Południowej, siedzę sobie we
wschodniej, wyżynnej części kraju, grzęznę w żyznym czerwonym
błocie i moknę w ostatnich paragwajskich lasach mglistych...
Jazda po Paragwaju |
No,
albo odjeżdżam kawałek dalej i popijając mate zwiedzam ruiny
słynnych jezuickich redukcji misyjnych, dziś rozsianych na
terytorium trzech państw – Paragwaju właśnie, Argentyny i
Brazylii.
Bo wszak cały ten kraj był Paragwajem. Zresztą
zdaje się pisałem o tym przy okazji opowieści o Guaranich. Ale
przypomnę – w połowie XIX wieku Paragwaj został liderem
latynoamerykańskiej industrializacji. I o tym też zdaje się była
mowa – w La Rosada założono właśnie najnowocześniejsze zakłady
przemysłowe.
Redukcje jezuickie Indian Guarani |
No adekwatnie to zbrojeniowe - wszak nie od dziś
wiadomo, iż wszelki rozwój technologiczny spowodowany jest w 99,99%
chęcią zabrania sąsiadowi jakiegoś zasobu – krowy, konia, żony,
ucha Jenkinsa czy pól roponośnych. A trzeba Szanownym Czytelnikom
wiedzieć, iż w pierwszych latach swego istnienia Paragwaj – w
przeciwieństwie do innych młodych państw Ameryki Południowej był
niezwykle wręcz stabilny politycznie. Najpierw rządziła junta pod
przywództwem Jose de Francii, a potem pierwszym prezydentem został jego
siostrzeniec Carlos Lopez – a następnie schedę odziedziczył syn Francisco Lopez. Dyktatura, zakrzyknie ktoś opętany fetyszem demokracji. A i
owszem – z tym, iż właśnie owa demokracja w sąsiednich krajach
powodowała co i rusz rebelie, przewroty, rewolucje – a wszystkie
krwawe.
La Rosada - centrum zbrojeniowe XIX-wiecznego Paragwaju |
Lopez junior postanowił to wykorzystać – w
niedalekim Urugwaju zaczął się właśnie przewrót. Armia
paragwajska ruszyła na pomoc tamtejszym rządzącym – ale
przekroczyć musiała terytorium Argentyny. Argentyńczycy nie
zgodzili się oczywiście – więc dufny w swoją przewagę
prezydent Lopez wypowiedział im wojnę. Oraz sprzymierzonej z
Argentyną Brazylii. niedługo – ponieważ w Urugwaju zwyciężyła
jednak opozycja, także i ten kraj – choć raczej jako statysta –
przyłączył się do wojny – zwanej dzięki temu Wojną
Trójprzymierza. Sponsorem aliantów była Wielka Brytania, a
przegrany Paragwaj utracił – o czym już wspominałem – 90%
męskiej populacji kraju i prezydenta Lopeza, poległego na polu
bitwy. Oraz całkiem sporo terytoriów – tuż po wojnie ponad
połowę już okrojonego Paragwaju okupowały wojska Trójprzymierza.
La Rosadę zniszczyli Brazylijczycy.
Ruiny La Rosady |
Na całe szczęście
dla Paragwajczyków okupowaną częścią było Gran Chaco –
najbardziej niegościnny region kontynentu, dziś podzielony pomiędzy
Boliwię, Paragwaj i Argentynę – więc alianci w końcu zostawili
tą niegościnną ziemię. I, zdawałoby się, wspaniale dla Paragwaju
– na początku XX wieku gruchnęła bowiem wieść, iż w Gran Chaco jest ropa – na
terenach spornych między zniszczoną republiką a Boliwią. Całe
szczęście, kraj akurat zdołał odbudować swój ludzki potencjał,
a Boliwia dostawała raz za razem bęcki od pozostałych sąsiadów –
i 4/5 spornych bezludziów znalazło się pod władzą Asuncion. Wojna o
Chaco jest więc dziś niezwykle ważna dla tożsamości
Paragwajczyków – choć finalnie okazała się konfliktem o nic: na
spornej ziemi ropy nie znaleziono.
Gran Chaco współcześnie |
Przynajmniej raz Boliwia nie
była bardzo stratna po przegranej wojnie (zwłaszcza, iż w XX wieku
ropę naftową znaleziono w tym kraju bardziej na północy, u
podnóża Andów, w Santa Cruz, dziś największym mieście kraju).
Inne starcia kończyła dużo bardziej upokorzona.