Latynoskie wojny cz. 1

adamaswtrasie.blogspot.com 9 miesięcy temu
Kontynent południowoamerykański uważany jest u nas, w Europie, za miejsce spokojne (sielskie niemal), gdzie wszyscy żyją ze sobą w pokoju i miłości niczym jacyś hipisi. Cóż, przemawia przez nas typowy (i całkiem słuszny w sumie) europocentryzm – zresztą o tym, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia już pisałem, chociażby w przypowiastce o oazie na marokańskiej Saharze. Otóż jeżeli ktoś za szczeniaka czytał książki Alfreda Szklarskiego (wspominane także) o przygodach Tomka Wilmowskiego, ten wie, iż w XIX wieku młode południowoamerykańskie państwa bardzo rozpychały się na mapie – poeta rzekłby, iż szukały swojego miejsca.
Zresztą o wojnie o saletrę słyszał każdy – choćby z racji powodu konfliktu, a mianowicie ptasich odchodów (powód mniej kuriozalny niż chociażby wyprawa pod Troję: guano było wszak podstawą do produkcji nawozów, a Helena – tu znów oddajmy głos poecie, i to niebyle jakiemu, bo narodowemu – to puch marny). O wojnie Trójprzymierza może już mniejsze audytorium (a konflikt był o wiele krwawszy) – ale to pewnie dlatego, że Ameryka Południowa tak daleko jest. Dopiero o wojnach XX wieku nikt u nas nie słyszał. Zresztą nie dziwota – przy krwawych konfliktach Starego Świata miejscowe wojny jawią się jako zwykłe graniczne bójki. Z ręką na sercu – kto słyszał, iż Ekwador i Peru zawarły pokój w 1995 roku? No właśnie. Zresztą sam bym o tym nie wiedział, gdybym przypadkiem nie przekraczał granicy podle Tumbes, i nie natknął się tam na pasaż (właściwie kolorowe schody) upamiętniające owo wydarzenie (ciekawsza była droga powrotna, gdy w wyniku paniki koronawirusowej utknąłem na tropikalnej plaży i zostałem aresztowany przez peruwiańskie wojsko – ale to już wiecie).
Tumbes - pasaż przyjaźni peruwiańsko-ekwadorskiej
Swoją drogą ze strony peruwiańskiej wojnę kończył prezydent Alberto Fujimori – ten sam który zakończył rebelię komunistów ze Świetlistego Szlaku (zamordowali między innymi dwóch naszych rodaków, misjonarzy, dziś świętych Kościoła Katolickiego). Za to po upływie swoich kadencji trafił do więzienia (to swoista tradycja w Peru: prezydenci po zakończeniu, albo i w trakcie, swoich rządów często lądują w więzieniu). No, może nie tylko za to – ale jednym z zarzutów, obok zwykłych, korupcyjnych, były zbrodnie wojenne: faktycznie, Fujimori, Japończyk z pochodzenia, nie cackał się w czasie walki z komunistyczną partyzantką, i wycinał w pień całe wioski, niekoniecznie rzeczywiście winne kolaboracji z sanderystami. Każdy musi sobie sam w serduszku odpowiedzieć czy to dobrze, czy źle – ale partyzantki w Peru nie ma. Przy okazji: Fujimoriego ułaskawił Pedro Pablo Kuczynski, prezydent tym razem polsko-żydowskiego pochodzenia, zanim sam poszedł siedzieć. Córka Alberto, Keiko Fujimori, do więzienia za łapówkarstwo i przekręty trafiła zaś jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej. Oj, trudno być politykiem w Ameryce Południowej, trudno.
Plakat wyborczy w Peru
Ale przecież jestem w Paragwaju, tym najmniej znanym kraju Ameryki Południowej, siedzę sobie we wschodniej, wyżynnej części kraju, grzęznę w żyznym czerwonym błocie i moknę w ostatnich paragwajskich lasach mglistych...
Jazda po Paragwaju
No, albo odjeżdżam kawałek dalej i popijając mate zwiedzam ruiny słynnych jezuickich redukcji misyjnych, dziś rozsianych na terytorium trzech państw – Paragwaju właśnie, Argentyny i Brazylii.
Bo wszak cały ten kraj był Paragwajem. Zresztą zdaje się pisałem o tym przy okazji opowieści o Guaranich. Ale przypomnę – w połowie XIX wieku Paragwaj został liderem latynoamerykańskiej industrializacji. I o tym też zdaje się była mowa – w La Rosada założono właśnie najnowocześniejsze zakłady przemysłowe.
Redukcje jezuickie Indian Guarani
No adekwatnie to zbrojeniowe - wszak nie od dziś wiadomo, iż wszelki rozwój technologiczny spowodowany jest w 99,99% chęcią zabrania sąsiadowi jakiegoś zasobu – krowy, konia, żony, ucha Jenkinsa czy pól roponośnych. A trzeba Szanownym Czytelnikom wiedzieć, iż w pierwszych latach swego istnienia Paragwaj – w przeciwieństwie do innych młodych państw Ameryki Południowej był niezwykle wręcz stabilny politycznie. Najpierw rządziła junta pod przywództwem Jose de Francii, a potem pierwszym prezydentem został jego siostrzeniec Carlos Lopez – a następnie schedę odziedziczył syn Francisco Lopez. Dyktatura, zakrzyknie ktoś opętany fetyszem demokracji. A i owszem – z tym, iż właśnie owa demokracja w sąsiednich krajach powodowała co i rusz rebelie, przewroty, rewolucje – a wszystkie krwawe.
La Rosada - centrum zbrojeniowe XIX-wiecznego Paragwaju
Lopez junior postanowił to wykorzystać – w niedalekim Urugwaju zaczął się właśnie przewrót. Armia paragwajska ruszyła na pomoc tamtejszym rządzącym – ale przekroczyć musiała terytorium Argentyny. Argentyńczycy nie zgodzili się oczywiście – więc dufny w swoją przewagę prezydent Lopez wypowiedział im wojnę. Oraz sprzymierzonej z Argentyną Brazylii. niedługo – ponieważ w Urugwaju zwyciężyła jednak opozycja, także i ten kraj – choć raczej jako statysta – przyłączył się do wojny – zwanej dzięki temu Wojną Trójprzymierza. Sponsorem aliantów była Wielka Brytania, a przegrany Paragwaj utracił – o czym już wspominałem – 90% męskiej populacji kraju i prezydenta Lopeza, poległego na polu bitwy. Oraz całkiem sporo terytoriów – tuż po wojnie ponad połowę już okrojonego Paragwaju okupowały wojska Trójprzymierza. La Rosadę zniszczyli Brazylijczycy.
Ruiny La Rosady
Na całe szczęście dla Paragwajczyków okupowaną częścią było Gran Chaco – najbardziej niegościnny region kontynentu, dziś podzielony pomiędzy Boliwię, Paragwaj i Argentynę – więc alianci w końcu zostawili tą niegościnną ziemię. I, zdawałoby się, wspaniale dla Paragwaju – na początku XX wieku gruchnęła bowiem wieść, iż w Gran Chaco jest ropa – na terenach spornych między zniszczoną republiką a Boliwią. Całe szczęście, kraj akurat zdołał odbudować swój ludzki potencjał, a Boliwia dostawała raz za razem bęcki od pozostałych sąsiadów – i 4/5 spornych bezludziów znalazło się pod władzą Asuncion. Wojna o Chaco jest więc dziś niezwykle ważna dla tożsamości Paragwajczyków – choć finalnie okazała się konfliktem o nic: na spornej ziemi ropy nie znaleziono.
Gran Chaco współcześnie
Przynajmniej raz Boliwia nie była bardzo stratna po przegranej wojnie (zwłaszcza, iż w XX wieku ropę naftową znaleziono w tym kraju bardziej na północy, u podnóża Andów, w Santa Cruz, dziś największym mieście kraju). Inne starcia kończyła dużo bardziej upokorzona.
Idź do oryginalnego materiału