**Bukiet**
Leżałam, przymknąwszy oczy. Na przeciwległym łóżku siedziała Ola, ze skrzyżowanymi nogami, czytając na głos podręcznik. Nagle mój telefon eksplodował popularną melodią. Ola zatrzasnęła książkę i spojrzała na mnie z wyrzutem.
Niechętnie odebrałam. Po chwili już siedziałam na łóżku, a potem rzuciłam telefon, zerwałam się i zaczęłam krążyć po wąskim pokoju, pakując do torby sportowej rzeczy z szafy.
— Gdzie się tak spieszysz? Co się stało? — zaniepokoiła się Ola.
— Dzwoniła sąsiadka, mamę zabrali do szpitala, zawał. — Zapięłam suwak na torbie i podeszłam do drzwi, gdzie wisiały nasze kurtki i stały buty.
— Jutro egzamin. W szpitalu się nią zaopiekują. Zdaj i wtedy pojedziesz — powiedziała Ola, wstając z łóżka i patrząc, jak wkładam buty.
— Słuchaj, wytłumacz wszystko w dziekanacie. Przyjadę i wszystko ogarnę. Zdaję sesję w czasie wakacji. Mam autobus za czterdzieści minut — mówiłam, zapinając kurtkę.
— Zadzwoń, jak tylko coś się dowiesz — poprosiła Ola, ale już wybiegłam z pokoju. Za cienkimi drzwiami słychać było stukot oddalających się obcasów.
Ola wzruszyła ramionami i wróciła do pokoju. Zauważyła na moim łóżku ładowarkę, złapała ją i boso pognała za mną.
— Basia! Basia, czekaj! — krzyczała, zbiegając po schodach.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem. Ola przeskoczyła trzy stopnie, pchnęła drzwi i prawie wyleciała na ulicę.
— Basia!
Obejrzałam się, zobaczyłam w jej rękach kabel i wróciłam po niego.
— Dzięki. — I znów ruszyłam przed siebie.
— Kowalska, co wy tu wyprawiacie? Jedna drzwi wyważa, druga boso na mróz wybiega. Palicie coś, czy jak? — zza biurka poderwała się dyżurna, pani Krystyna.
— Przepraszam, pani Krystyno, nie palimy — powiedziała Ola, przestępując z nogi na nogę. W bose stopy wbijały się ziarenka piasku i kamyki naniesione z ulicy. Przed akademikiem lód był grubo posypany piaskiem.
— U Basi mama w szpitalu. Zimno, mogę już iść? — spytała Ola i, nie czekając na odpowiedź, pobiegła na górę.
— O Jezu! — Pani Krystyna ciężko opadła na krzesło i przeżegnała się. — Ratuj i zachowaj!
Ola wróciła do pokoju, otrzepała nogi z piasku, posprzątała moje porozrzucane rzeczy, włożyła kapcie i poszła do kuchni z czajnikiem. Jutro egzamin, rozgrzeje się herbatą i wróci do nauki.
Zapadł zmrok, gdy do drzwi ktoś delikatnie zapukał.
— Kto tam? — krzyknęła Ola, ale nikt nie odpowiedział. Westchnęła, wstała z łóżka i otworzyła.
— Cześć! — Przed nią stał Krzysztof, trzymając w rękach skromny bukiet.
— Wejdź. — Ola poczekała, aż przekroczył próg, i dopiero wtedy powiedziała, iż wyjechałam do domu.
— Przecież jutro ma egzamin — zdziwił się.
— Pójdę do dziekanatu, wyjaśnię, iż mama zachorowała, przełoży egzamin na sesję poprawkową. — Ola nie spuszczała wzroku z kwiatów.
— To dla ciebie — Krzysztof podał jej bukiet.
— Dzięki. Herbaty chcesz? — Dziewczyna podeszła do okna, wzięła słoik z parapetu.
— Idę po wodę, a ty się rozbieraj — uśmiechnęła się i wyszła.
Krzysztof zdjął tylko buty, zrobił dwa kroki i znalazł się przy moim łóżku. Usiadł i pogłaskał taśmowy koc, jakby głaskał mnie.
Gdy Ola wróciła, postawiła na stole słoik z kwiatami, odeszła o krok i spojrzała na bukiet.
— Ładne. Co to za kwiaty?
— Groszek pachnący — odpowiedział Krzysztof. — Muszę już iść. — Wstał.
— Mieliście z Basią jakieś plany? — spytała gwałtownie Ola. Nie chciała, żeby odchodził.
— Tak. Załatwiłem bilety na koncert.
— Naprawdę? Weź mnie ze sobą. Niech bilety się nie marnują.
Krzysztof zawahał się.
— Przecież jutro masz egzamin.
— I co z tego? — machnęła ręką. — Cały dzień się uczę, czas na odpoczynek.
Krzysztof myślał. Ja wyjechałam, a bilety przepadną. Dopiero zaczynaliśmy się spotykać, nic poważnego. Koncert z moją współlokatorką nie będzie zdradą, prawda?
— Chodźmy — powiedział.
— Super! — Ola podskoczyła z euforii i klasnęła w dłonie. — Poczekaj na mnie na korytarzu, tylko się ubiorę.
— Jasne. — Krzysztof gwałtownie włożył buty i wyszedł.
Po pięciu minutach Ola wyszła z pokoju. Krzysztof zauważył, iż zdążyła podkreślić rzęsy i usta, spięła włosy. Kiedy to zrobiła?
— Chodźmy, spóźnimy się — pospieszył ją.
Na koncercie Ola podrygiwała, skakała z uniesionymi rękami i krzyczała razem z tłumem w ekstatycznym uniesieniu. Co chwilę zerkała na Krzysztofa. Zaraził się jej energią, rozluźnił i też zaczął śpiewać.
Gdy wracali, żywo dyskutowali o koncercie.
— Najbardziej podobało mi się to — Ola zanuciła fragment piosenki.
— Tak. I jeszcze… — Krzysztof też zanucił, powtarzając choćby kilka angielskich słów.
Tak doszli do akademika. Ola pociągnęła za zamknięte drzwi.
— Dziś dyżur ma pani Krystyna. Na pewno nie otworzy. Co robić? — spytała zdezorientowana.
— Chodź. — Krzysztof wziął ją pod rękę i poprowadził wzdłuż budynku. Za rogiem zobaczyli dwie dziewczyny, wchodzące przez okno na parterze. — Łapmy się, zanim zamkną.
Podniósł Olę, ktoś złapał ją od środka i w mgnieniu oka znalazła się na parapecie. Wtedy za rogiem rozległ się przenikliwy gwizd.
— Szybko! — pospieszyła go Ola.
Krzysztof podciągnął się i wskoczył do środka. Ola zamknęła okno i zasunęła zasłonę. Na zewnątrz gwizd oddalił się. Wszyscy wymienili się spojrzeniami.
— Dzięki, idziemy — Krzysztof popchnął Olę w stronę drzwi.
Za ich plecami rozległ się chichot. Ola i KW kuchni leżał zapomniany bukiet groszku, którego zapach przypomniał wszystkim, iż przeszłość, choć bolesna, wciąż jest częścią ich życia.