Kurjer Warszawski, Bańki mydlane „Mróz w Warszawie”

odwieczna.com 1 dzień temu
Zdjęcie: blog


Bańki mydlane

Mróz w Warszawie

Kurjer Warszawski : dodatek poranny. R. 81, 1901, nr 3

Read More

„Nagłe oziębienie się temperatury w mieście wcielonem od kilku lat w strefę podrównikowo – wilgotno – błotnistą, spowodowało łatwe do pojęcia nieporozumienia i powikłania.

W czwartem dwudziestopięcioleciu wieku XIX przebieg zimy zwyczajowej bywał o wiele normalniejszy. Z góry wiedziano, iż w styczniu padają deszcze i panuje influenza, składnicy węgli zaś, zgodnie z wymaganiami tradycji, susząc przemokłe parasole, grożą publiczności „stagnacją opałową, jakiej jeszcze świat nie doświadczał”. (nie jestem pewna czy w druku jest doświadcz-a -ł, litera a nie jest pewna)

W wieku XX wszystko dzieje się na wywrót. Przedewszystkiem optycy są zmuszeni dorabiać u termometrów nowe tarcze z miejscem nietylko na ciepło, ale i na mróz, co jest połączone z kosztami, powtórne skłąanicy węgli nie mają czem straszyć klijenteli, albowiem powiedział ktoś, iż „urzeczywistnienie bywa zabójcą nadziei”, i potrzecie, poeci którzy o tej porze zwykle spieniężali już napisane utwory na cześć wiosny, są zmuszeni zachować je w tekach aż do nadejścia wiosny rzeczywistej.

Mróz, który w sposób bardziej niż nietaktowny ścisnął Warszawę najnieoczekiwaniej, był podobno wywołany zmową kuśnierzów i fabrykantów futer, którzy zdaja się nie pamietać o tem, iż w mieście naszem poza ich klijentelą istnieje jeszcze pewna liczba osób, które dla odróżnienia tualety letniej od zimowej opasują się postro kiem lub w najlepszym razie uszy obwiązują chustką do nosa.

Ciż sami składuicy, których na ten raz nie będę kompromitował publicznie wymienianiem ich nazwisk, zdają się nie wiedzieć, iż ludność Warszawy dzieli się na dwa obozy. Uczestnicy jednego, zamiast siedzieć przy ogrzanych piecach, biegną na ślizgawkę i tu oddają się flirtowi zupełnie, jak gdyby teren lodowy był miejscem do podobnych rzeczy odpowiedniem, członkowie zaś drugiego, z przyczyny braku ciepłych pieców , a często i dachu nad głową, przechadzają się po mieście z wąsami zamienionemi w stalaktyty lub z nosami czerwonemi, które niedługo mają posinieć , a w końcu pokryć się białym szronem.

Słusznie powiedział o tych ostatnich biedakach poeta na konkursie stulecia „nie odznaczony:

„Gdy ściska go kleszcz zimy złej, Północny wichr go w udo źre, To patrzeć strach…”

Utwór nie mógł być wykończony, autor bowiem otrzymał w tym czasie posadę „brekowego” na kolei; niemniej słowom wieszcza, czułego na niedolę bliźnich, niepodobna odmówić słuszności w połączeniu z polotem i wykwintnością formy.

Estetycy utrzymują, iż mróz od kilku dni trwający był bezwarunkowo potrzebny chociażby dla ocalenia czci artystów-malarzów , którzy – jak twierdzą estetycy – zaczęli się już ośmieszać malownictwem i wystawianiem obrazów przedstawiających: „Zamarzniecie Kuby w polu”, „Krajobraz swojski z mrozem trzaskającym”, „Młoda matka w przeręblu” i w. in.

Termometr wskazujący dzisiaj 16 stopni poniżej zera, świadczy przeto wymownie, iż obrazy wystawiane tu i ówdzie mogą grzeszyć brakiem rysunku, kolorytu, polotu artystycznego, a choćby nieobecnością gustu, ale pomimo to wszystko, odtwarzają epizody, które ze względu na chwilowe zmiany klimatu w kraju naszym są prawdopodobne.

fr”

A napisano to dnia 3 stycznia 1901 roku w Kurierze Warszawskim, który ukazywał się od 1821 roku do 1939 roku.

Raport jednostki

Płody cudzych myśli

Mróz trzaskający.

Młoda matka nie namierzona jeszcze w przeręblu.

„Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze. „

„Owej nocy w Harrisburgu musiałem się przespać na dworcu na ławce; o świcie wyrzucili mnie kolejarze. Czyż nie jest tak, iż człowiek zaczyna życie jako urocze dziecko, które wierzy święcie we wszystko pod dachem swojego ojca? A potem nastaje dzień laodycejski, kiedy dowiadujesz się, iż jesteś marny, nieszczęśliwy, biedny, ślepy, nagi, i z tą wizją upiornego, udręczonego ducha idziesz, drżąc cały, przez koszmarne życie. Powlokłem się, jak taki nieszczęśnik, ze stacji; przestałem ogarniać rzeczywistość. Z całego ranka widziałem tylko biel przypominającą biel grobowca. Umierałem z głodu. Nie miałem przy sobie nic, co by zawierało kalorie, poza resztką pastylek na kaszel, które sobie kupiłem przed wieloma miesiącami w Shelton, w Nebrasce; zacząłem je ssać ze względu na cukier. Nie umiałem żebrać. Powlokłem się z miasta, nie czując się na siłach dotrzeć choćby do rogatek.”

Jack Kerouac Wdrodze

Idź do oryginalnego materiału