Blogosfera zachęciła mnie do zakupu kultowej szczotki Olivia Garden Fingerbrush. Długo zastanawiałam się czy jest warta swojej ceny i o co tyle zachwytu, iż postanowiłam przetestować ją sama. Przez długi czas używałam Tangle Teezera i wielokrotnie wspominałam o tym na blogu. Teraz przeskoczyłam na wyższy level... Dlaczego ta szczotka jest tak wspaniała? Zapraszam do dalszej części wpisu!
Przez wiele lat byłam wierna szczotce Tangle Teezer. Głównie z tego względu, iż inne kompletnie się na moich włosach nie sprawdzały – ciągnęły, szarpały, a rozczesywanie było bardzo nieprzyjemne i bolesne. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy na mojej drodze pojawiła się ona – Olivia Garden Finger Brush, czyli najlepsza szczotka do włosów jaką poznałam do tej pory! Zdecydowanie zasługuje na oddzielny wpis, więc dziś opowiem o niej więcej.
Mamy tu połączenie włosia dzika wraz z syntetycznymi igiełkami zakończonymi kulkami. Są one rozstawione dość szeroko, w niepołączonych u góry ośmiu rzędach. Jak możecie zauważyć na zdjęciach, szczotka nie jest zabudowana, co też jest plusem, bo zapewnia jej większą elastyczność oraz przyspiesza suszenie.
Taka kombinacja naturalnego włosia z plastikowymi, dość długimi igłami zapewnia szybkie, bezbolesne i bardzo delikatne rozczesywanie choćby mocniej splątanych włosów. Moje mają ogromną tendencję do powstawania kołtunów, a Olivia Garden Finger Brush sunie po pasmach jak po maśle. Zero ciągnięcia, wyrywania, szarpania, czy łamania włosów. Włosie dzika dodatkowo je jeszcze wygładza, więc są puszyste, ale nie spuszone. Zauważyłam też, iż znacznie rzadziej się elektryzują.
Szczotka została tak wyprofilowana, iż kształtem idealnie dopasowuje się do kształtu naszej głowy, dlatego też świetnie sprawdza się w roli masażera. Kulki nie drażnią skóry i są dla niej delikatne. Spokojnie możemy więc używać jej chociażby do wcierek. Choć ja zamówiłam kilka dni temu specjalną łapkę do tego celu.
Mam ją od kilku dobrych miesięcy i naprawdę uwielbiam! Rozczesuję nią włosy na sucho, na mokro, bardzo często towarzyszy mi także podczas standardowego suszenia. Gdy wyciągniecie na niej pasma, to staną się pięknie wygładzone, lśniące i proste bez użycia prostownicy.
Kolejną zaletą jest również wygodna, ergonomiczna rączka (nie zliczę ile razy TT wypadł mi z rąk). Dobrze leży w dłoni, nie ślizga się. Generalnie sama szczotka mimo sporych rozmiarów jest lekka i poręczna. Podczas suszenia i modelowania nie ma wrażenia, iż zaraz odpadnie nam ręka. :D
Czy Olivia Garden Finger Brush jest bez wad?
Nie! Mam do niej kilka zastrzeżeń, ale są one na tyle drobne, iż po prostu przymykam na nie oko.
Po pierwsze materiał z jakiego została wykonana – to plastik o matowym wykończeniu. A to co matowe bardzo gwałtownie łapie odciski palców i wszelkie odbicia, co mnie osobiście lekko wkurza. choćby na zdjęciach to widać.
Druga sprawa – czyszczenie. Mamy tu naturalne włosie, więc nieco trudniej szczotkę umyć niż Tangle Teezera. Ja usuwam resztki włosów tym przyrządem do czyszczenia włosów z Rossmanna, a następnie myję Olivię szamponem do włosów. Następnie aplikuję odżywkę i po chwili wszystko spłukuję. Spryskuję ją też od czasu do czasu płynem antybakteryjnym lub myję antybakteryjnym mydłem. Mam nadzieję, iż pamiętacie o regularnym czyszczeniu swoich szczotek, bo to bardzo ważne! Nie chcemy przecież wcierać kurzu, sebum i innych zanieczyszczeń we włosy i skórę głowy.
Na Notino.pl dostaniecie tę szczotkę w kilku wariantach, naprawdę warto!