Stoję w kuchni, rozglądając się po tym bałaganie i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Wczoraj miałam urodziny i postanowiłam zaprosić rodziców mojego nowo poślubionego męża.
Z Antonim pobraliśmy się dopiero dwa miesiące temu – cicho, bez rozgłosu, po prostu wzięliśmy ślub w urzędzie. Nie było choćby naszych rodziców, tylko my dwoje. Teraz mieszkamy razem w moim mieszkaniu, które wynajmowałam jeszcze przed ślubem. Ale wczorajszy wieczór… to było coś niesamowitego.
Szczerze mówiąc, trochę się denerwowałam przed przyjściem teściów. To prości ludzie, ale mają charakter. Teściowa, Halina Stanisławówna, uwielbia kontrolować wszystko, a teść, Jan Kazimierz, to typowy cichy, ale jak już coś powie, to trafi w sedno. Starałam się, przygotowywałam: nakryłam stół, kupiłam produkty, choćby upiekłam tort, choć zwykle nie wychodzi mi to najlepiej. Antek mówił, żebym się nie przejmowała, iż jego rodzice są bezproblemowi, ale chciałam zrobić dobre wrażenie. W końcu to pierwsza oficjalna wizyta!
Goście przyszli punktualnie, z prezentami. Halina Stanisławówna przyniosła ogromny bukwiat róż i pudełko owinięte błyszczącym papierem. Jan Kazimierz wręczył butelkę domowego wina – twierdził, iż sam je robi. Usiedliśmy do stołu i na początku wszystko szło gładko. Przygotowałam sałatki, upiekłam kurczaka, zrobiłam ziemniaki z grzybami. Antek chwalił, teściowie przytakiwali, choćby rzucali komplementy. Ale potem zaczęło się prawdziwe przedstawienie.
Halina Stanisławówna, jak się okazało, ma talent do poruszania tematów, które wprawiają mnie w zakłopotanie. Nagle zaczęła wypytywać, kiedy planujemy dzieci. Omal nie zakrztusiłam się winem. Antek próbował zmienić temat, ale teściowa nie dawała za wygraną: „Za naszych czasów, Ewuniu, ja i Janek zaraz po ślubie zaczęliśmy myśleć o rodzinie. A wy młodzi, po co czekać?”. Tylko się uśmiechałam i kiwałam głową, choć w myślach miałam: „Dopiero się pobraliśmy, dajcie nam trochę czasu!”. Antek też wyglądał na zaskoczonego, ale on zawsze taki jest – nie lubi się sprzeczać z matką.
Potem teściowa przeszła do przeglądu mojej kuchni. Wstała, zaczęła oglądać wszystko, jak inspektor. „Ewuniu, a dlaczego masz tak mało nacisków? Trzeba dokupić, jak goście będą. I te zasłony ciemne, ja bym powiesiła coś jaśniejszego”. Starałam się zachować spokój, ale czułam, jak płoną mi policzki. Antek szepnął: „Nie przejmuj się, ona zawsze taka”. Ale to przecież moja kuchnia! Wszystko urządzałam po swojemu, a teraz mi mówią, iż zasłony nie te.
Na szczęście Jan Kazimierz rozładował atmosferę. Zaczął opowiadać o swoim działkaczu, o tym, jak w tym roku mieli tyle ogórków, iż nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Słuchałam, przytakiwałam, ale myślałam tylko: „Żeby już ten obiad się skończył”. Wtedy Halina Stanisławówna wyciągnęła swój prezent. Rozwinęłam pudełko, a tam… serwis. Takie babcine, w kwiatki. Oczywiście podziękowałam, ale w głowie miałam tylko jedno: gdzie ja to postawię? Szafy i tak są pełne, a ten serwis zajmuje miejsce jak na całą ucztę.
Antek, widząc moje zdumienie, próbował żartować: „Mamo, przecież wiesz, iż Ewa woli miskę z sushi”. Ale teściowa tylko spojrzała na niego spode łba: „To niepoważne, Antek. W domu powinna być porządna zastawa”. Ledwo powstrzymałam śmiech. Wtedy zrozumiałam, iż życie z tymi ludźmi będzie prawdziwą przygodą.
Kiedy goście w końcu wyszli, odetchnęłam z ulgą. Antek przytulił mnie i powiedział: „Świetnie sobie poradziłaś, poszło lepiej, niż się spodziewałem”. Ale ja, szczerze mówiąc, wciąż jestem w szoku. Teraz stoję w kuchni, patrzę na ten serwis, na niedojedzonego kurczaka, na butelkę wina, której nie dopiliśmy. I myślę: jak to jest – stać się częścią nowej rodziny? Z jednej strony kocham Antka i dla niego zniosę te wszystkie sytuacje. Z drugiej – jak nauczyć się nie brać do serca takich uwag? Może z czasem przywyknę i ja z Haliną Stanisławówną znajdziemy wspólny język. A może po prostu nauczę się trzymać dystans.
Dziś obudziłam się z myślą, iż muszę porozmawiać z Antkiem. Może umówimy się, iż następnym razem będziemy świętować tylko we dwoje. Albo zaprosimy moich rodziców – oni przynajmniej nie krytykują moich firanek. Ale jednocześnie wiem, iż teściowie są już częścią mojego życia. I choćbym się nie wiem jak starała, będę musiała się nauczyć z nimi żyć. Może następnym razem po prostuMoże kiedyś choćby pokocham ten serwis, jak nauczę się patrzeć na niego przez pryzmat dobrych intencji.