Skandal w kuchni: jak gołąbki zrujnowały małżeństwo
Weronika, zmęczona i wyczerpana, wróciła do domu ze sklepu, trzymając w dłoniach dwie ciężkie torby. Z trudem weszła do kuchni, rzuciła siatki na stół i osunęła się na krzesło, próbując złapać oddech. Wieczorne powietrze małego miasta Brzegów było przesiąknięte wilgocią, co tylko potęgowało jej wyczerpanie.
– Cześć, Wera, co na obiad? – rozległ się głos Krzysztofa, który pojawił się w drzwiach kuchni, zacierając ręce w oczekiwaniu.
– Krzysiek, dopiero weszłam, choćby jeszcze nie myślałam – westchnęła Weronika, czując, jak napięcie ściska jej ciało. – Jestem strasznie zmęczona.
– A może zrobisz gołąbki? – zaproponował Krzysztof z lekkim uśmiechem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Weronika podniosła na niego oczy pełne smutku i skrywanego gniewu. Przez chwilę milczała, jakby zbierała siły, a potem, nagle choćby dla siebie samej, wybuchnęła:
– Wiesz co, Krzysztofie? Powinniśmy się rozwieść.
– Co? Rozwieść? Z jakiej racji? – Krzysztof zastygł, jego twarz wyrażała całkowite niedowierzanie.
– Przez twoje cholernie gołąbki! – prawie krzyknęła Weronika, a jej głos drżał od emocji.
– Przez gołąbki? – Krzysztof patrzył na nią, jakby oszalała, niezdolny zrozumieć, co się w niej dzieje.
**10 miesięcy temu**
Od razu po ślubie Weronika i Krzysztof usiedli, by omówić rodzinny budżet. Wydawało się, iż przewidzieli wszystko, by ich życie w Brzegowie było harmonijne.
– Jesteśmy dorosłymi ludźmi, Wera, i wydatki dzielimy po równo – oświadczył stanowczo Krzysztof. – To uchroni nas przed zbędnymi kłótniami.
– Nie wiem, Krzysiu – odpowiedziała niepewnie Weronika. – W poprzednim małżeństwie mój mąż brał na siebie większość wydatków, bo więcej zarabiał.
– I co, pomogło to waszemu małżeństwu? – zaśmiał się sarkastycznie Krzysztof. – Moja była żona wydawała pieniądze bez opamiętania, nie nadążałem za nią. Nie, po równo – znaczy po równo.
Weronika miała nadzieję, iż ich dochody będą trafiać do wspólnej puli, z której będą czerpać na potrzeby. Ale Krzysztof myślał inaczej, z chłodną kalkulacją.
– Na jedzenie i rachunki składamy się tak samo – wyjaśnił. – Reszta idzie na oszczędności na niespodziewane wydatki. Możemy też podzielić obowiązki domowe, ale to już szczegóły, nie będziemy liczyć każdego grosza.
Takie podejście budziło w Weronice wewnętrzny sprzeciw. Wydawało jej się to niesprawiedliwe, ale zgodziła się, nie chcąc zaczynać życia rodzinnego od konfliktu. Gdy jednak plan zaczął działać, jej cierpliwość gwałtownie się wyczerpywała. Krzysztof uwielbiał obfite obiady z mięsem, kiełbasą i fast foodami, a suma, którą ustalił na jedzenie, pochłaniała niemal połowę pensji Weroniki. Ona jadła skromnie – jogurty, owoce, lekkie sałatki – i wcześniej wydawała na jedzenie znacznie mniej. Teraz jej pieniądze zdawały się rozpuszczać w powietrzu.
– Dziwne macie relacje – zauważyła przyjaciółka Kinga, słuchając Weroniki przy herbacie. – Ty jesz swoje jogurty i jabłka, a on zamawia pizzę i smaży steki, ale płacicie po równo?
– Mnie też to nie podoba – przyznała Weronika, nerwowo gniotąc róg serwetki. – Ale się zgodziłam, a teraz nie wiem, jak z tego wyjść. W praktyce on zjada moje pieniądze, a swoje oszczędza.
– Niech każdy kupuje sobie jedzenie osobno – zaproponowała Kinga. – To byłoby uczciwe.
Weronika też o tym myślała, ale czekała, aż Krzysztof sam to zaproponuje. Jemu jednak wszystko pasowało i nie widział problemu.
– Co ci nie pasuje? – dziwił się, gdy Weronika próbowała poruszyć temat.
– To, iż połowa mojej wypłaty idzie na jedzenie, które ty wybierasz! – odpowiadała gorączkowo. – Jem znacznie mniej, a teraz nie mogę choćby kupić sobie kosmetyków.
– No, takie jest życie rodzinne, Wera, przyzwyczaj się – machnął ręką Krzysztof, nie chcąc wnikać.
– Wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej – odparła smutno Weronika. – W pierwszym małżeństwie nie mieliśmy takich problemów.
– Znowu ten twój były! – warknął Krzysztof. – jeżeli był taki idealny, to czemu się rozstaliście?
– Rozstaliśmy się nie przez pieniądze, tylko przez jego zdradę – cicho odpowiedziała Weronika, czując, jak słowa męża dotykają bolesnego miejsca.
– Nic dziwnego – zjadliwie dodał Krzysztof. – Gotujesz tak sobie, w domu bałagan, tylko narzekasz.
Słowa te głęboko zraniły Weronikę. Nie uważała się za idealną gospodynię, ale starała się utrzymywać porządek i gotowała codziennie. Tyle iż przed ślubem nie mieszkali razem – spotykali się kilka miesięcy i gwałtownie wzięli ślub. Spotkania na odległość wydawały się romantyczne, ale wspólne życie obnażyło wszystkie problemy. Weronika lubiła dania warzywne, zapiekanki i omlety, a Krzysztof domagał się bigosu, kiełbasy i pizzy. Zaczęła gotować dla niego osobno, ale zabierało to czas i pieniądze, a jego pretensje tylko ją irytowały.
– Za chwilę skończysz czterdzieści lat, a ty narzekasz mamie, iż nie umiem zawijać gołąbków? – oburzała się Weronika.
– Nie narzekam, tylko opowiadam, jak żyjemy – odparł Krzysztof. – Moja mama, swoją drogą, gotuje lepiej, mogłabyś się od niej nauczyć.
Weronika byłaby gotowa się uczyć, gdyby naprawdę nic nie umiała. Ale gotowała dobrze, po prostu nie podzielała obsesji Krzysztofa na punkcie jedzenia. Kilkakrotnie próbowała to omówić, ale kończyło się kłótniami.
– Po prostu powiedz, iż szkoda ci pieniędzy na mięso! – krzyczał Krzysztof. – Przecież nie proszę o trufle, tylko o zwykłą pieczeń!
– Spójrz sam – próbowała wyjaśnić Weronika. – Zjadamy prawie całą moją pensję, nie mogę choćby odłożyć na ubrania!
– Skoro budżet jest oddzielny, to niech każdy kupuje sobie ubrania osobno – wzrusWeronika spojrzała w okWeronika spojrzała w okno, widząc pierwsze płatki śniegu spadające na ulice Brzegów, i zrozumiała, iż czas zacząć wszystko od nowa.