W gminie Dobrzeń Wielki świętowano jubileusze złotych godów, które w 2023 roku obchodziło 9 par. Wśród nich byli Krystyna i Zbigniew Michno z Dobrzenia Małego, którzy zgodzili się podzielić z nami swoją historią i opowiedzieć o zasadach panujących w ich związku, dzięki którym łącząca ich miłość, choć inna niż na początku, nie osłabła przez ponad 50 lat.

Krystyna i Zbigniew Michno (na zdj. w środku) z wójtem Piotrem Szlapą oraz kierowniczką USC Izabelą Moskwą (fot. Marz_K)
Jak zaczęła się Państwa wspólna historia?
Krystyna Michno: Poznaliśmy się 55 lat temu. Mój mąż studiował wtedy fizykę, a ja – absolwentka liceum medycznego – od roku pracowałam jako pielęgniarka na oddziale reanimacji w klinice we Wrocławiu. Pochodzę z Pieszyc, miasteczka leżącego u podnóża Gór Sowich niedaleko Dzierżoniowa. Kiedy wracałam do domu rodzinnego, mama zawsze przygotowywała mi tzw. „wałówkę”. Czasem tego jedzenia było tyle, iż nie byłam w stanie przejeść go przez tydzień. A w służbowym mieszkaniu nie było luksusowej lodówki czy innych miejsc, w których mogłabym to jedzenie przechowywać. Dlatego zapraszałam koleżanki i kolegów na wspólne kolacje. Pewnego razu, kiedy mama wyposażyła mnie obficie w kotlety mielone, schabowe, różne dodatki i butelkę śliwowicy, od razu zaprosiłam znajomych. Jeden z kolegów zapytał mnie wtedy, czy może przyprowadzić swojego współlokatora z akademika. Zgodziłam się i przyszedł… ze Zbyszkiem. Kiedy wychodzili, mój przyszły mąż zapytał, czy nasz wspólny kolega jest moim chłopakiem. Zaprzeczyłam, a on powiedział wtedy: „Przyjdę tu wcześniej, niż się spodziewasz”. I wrócił już kolejnego dnia.
Czyli to była miłość od pierwszego wejrzenia?
Zbigniew Michno: Powiedzmy, iż od drugiego (śmiech). Miłość od pierwszego wejrzenia zdarza się chyba tylko w filmach.
Czym urzekła pana żona?
Zbigniew Michno: Wałówką i śliwowicą. Jak wracała z domu, to zawsze opłacało się ją odwiedzić, żeby dobrze pojeść (śmiech). A tak poważnie – po tylu latach trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Myślę, iż czymś takim, co sprawiło, iż jesteśmy razem do dziś.
A jak wyglądały Państwa zaręczyny?
Krystyna Michno: Nie urządzaliśmy żadnych zaręczyn, chyba wcale nie było wtedy takiego zwyczaju. Po prostu pojechałam do rodziców i zakomunikowałam im, iż jesteśmy ze Zbyszkiem razem już jakiś czas, kochamy się i trzeba wyprawić wesele, bo jestem w drugim miesiącu ciąży. Tata przytulił mnie wtedy i zapytał, czy na pewno kocham Zbyszka. Mama powiedziała tylko: „Krysia wie, co robi. Nie mamy nic przeciwko”.
Spokojne i kameralne wesele odbyło się w moim rodzinnym domu. Mieliśmy wystarczająco dużo miejsca, by zorganizować przyjęcie dla całej rodziny i gości ze strony męża. Wszyscy się pomieścili i zostali jeszcze dwa dni po ślubie – nie wyjeżdżali, dopóki było weselne jedzenie i picie.
Zbigniew Michno: Tak zaczęło się nasze wspólne życie. Przenieśliśmy się do Dobrzenia Małego – najpierw żona, a ja dołączyłem po roku. Okres rozłąki to był trudny czas. Uważam, iż wiele problemów dzisiejszych związków wynika z tego, iż ludzie żyją z dala od siebie, najczęściej na całe lata wyjeżdżając za pracą. A to po prostu nie ma sensu.

Państwo Michno w dniu ślubu (fot. archiwum prywatne)
Po ślubie pojawiły się dzieci. Co było dla Państwa najważniejsze w ich wychowaniu?
Krystyna Michno: Wsparcie – w każdej sytuacji. Także teraz, jeżeli mają jakieś problemy jako osoby dorosłe, staramy się pomóc na tyle, na ile starcza nam sił. jeżeli przychodzą do nas po wsparcie czy pomoc, zawsze jesteśmy na to przygotowani. Ale nie wtrącamy się przesadnie, bo szanujemy prywatność naszych dzieci i prawo do układania sobie życia po swojemu. Nigdy też ich nie rozpieszczaliśmy. Nie dawaliśmy pieniędzy na każde życzenie, bo czasy były trudne, a nasze pensje wcale nie tak wysokie. A kiedy patrzę dziś na nasze dzieci, uważam, iż adekwatnie je wychowaliśmy. Jesteśmy z tego dumni.
Zbigniew Michno: Najważniejszym było dla mnie, aby zapewnić dzieciom wykształcenie. W tamtych czasach powszechnie zresztą uważano, iż kto ma dyplom, szczególnie uczelni wyższej, ten się w życiu jakoś urządzi. Dzisiaj to wygląda trochę inaczej. W każdym razie my staraliśmy się, aby nasze dzieci skończyły studia. Córka pracuje w swoim zawodzie do dziś, a syn co prawda ukończył informatykę, ale już dzień po odebraniu dyplomu powiedział, iż do komputera nie siądzie i zupełnie zmienił zawód. To już jego sprawa.
Ponad 50 lat razem to imponujący wynik. Jaka jest recepta na tak długi, szczęśliwy związek?
Zbigniew Michno: Najtrudniejsze jest pierwszych 45 lat. Potem to już z górki (śmiech). Tak naprawdę nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Ale oczywiste jest, iż w ciągu tylu lat małżeństwa zdarzają się trudne, konfliktowe momenty. W takiej sytuacji jedna ze stron musi zrobić krok w tył. U nas tak to działało – raz żona się wycofywała, a raz ja.
Krystyna Michno: W takich chwilach, kiedy ma się ochotę wybuchnąć złością, najlepiej policzyć do trzech i przemilczeć. Później u obu stron pojawia się refleksja, iż dobrze się stało, bo nie ma sensu zadawać sobie więcej bólu. Stawianie sprawy na ostrzu noża nie popłaca. Dlatego nigdy nie reagujemy agresją, czy w stosunku do siebie nawzajem, czy do dzieci i wnuków. Pomaga w tym też wiara, która pozwala wyciszyć się modlitwą, poprosić o wsparcie. A później trzeba pozwolić drugiej osobie się znowu zbliżyć i żyć dalej.
Nasze życie płynie adekwatnym torem. Mąż jest bardzo spokojnym, ugodowym człowiekiem. Nigdy nie musiał walczyć o swoje miejsce w domu, bo zawsze był najważniejszą osobą w naszej rodzinie. Ja natomiast nie raz zaskoczyłam go swoją zaradnością. To nas scalało. Wykorzystywaliśmy nasze cechy i talenty w dobry sposób.
Zbigniew Michno: Przeczytałem niedawno piękne stwierdzenie, iż rodzimy się z niczym i bez niczego odchodzimy z tego świata, więc bez sensu jest walczyć o wszystko w życiu. Po co? Życie trzeba brać takie, jakie jest.
CZYTAJ: W Dobrzeniu Wielkim świętowano złote, diamentowe i żelazne gody
Co jeszcze jest ważne w codziennej pracy nad związkiem?
Krystyna Michno: Wsparcie – szczególnie w chorobie. Nie można odwracać się od siebie, gdy jedno słabnie. Trzeba okazywać serce, współczucie i wzajemnie sobie pomagać. My też na co dzień spędzamy razem dużo czasu. Lubimy siadać razem przy stole i jeść wspólne posiłki – nie byle gdzie, nie osobno. Razem pijemy poranną kawę, razem oglądamy telewizję. Ale potrafimy też dzielić się obowiązkami. Mąż ma swoje, ja swoje i nie wchodzimy sobie w drogę.
Zbigniew Michno: Dodałbym, iż potrzeba też dużo wzajemnej wyrozumiałości, tolerancji i miłości, która jest inna na różnych poziomach. Wtedy spokojnie da się przeżyć razem choćby ponad 50 lat.
Czy miłość zmienia się na przestrzeni lat?
Zbigniew Michno: Oczywiście. Miłość na każdym etapie życia wygląda inaczej, ponieważ inne są nasze potrzeby, inne zależności. Chwilami jedno z nas potrzebuje większego wsparcia. Z czasem pogłębia się wzajemne zrozumienie, ale też przyzwyczajenie. Najważniejsze, aby utrzymać pewien poziom tej miłości, w którym nie przeradza się ona w obowiązek. Żeby nie pojawiła się złość, zniechęcenie, znudzenie. Miłość nie może nużyć, choćby jeżeli po 50 latach wygląda zupełnie inaczej niż na początku.
Krystyna Michno: Z czasem nauczyliśmy się rozwiązywać też trudne problemy. Nasze życie nie było usłane różami, ale zawsze dochodziliśmy do tego samego wniosku: „przytulmy się, będzie dobrze”.
Jaką radę daliby Państwo młodym parom, które dopiero zaczynają wspólne życie?
Krystyna Michno: Tolerancję, bo bez niej związek długo nie przetrwa. Relacje psują też kłótnie z byle powodu, brak umiejętności rozmowy, zbyt wielka lekkomyślność. Młodzi ludzie mają dziś ogromne oczekiwania wobec siebie nawzajem – trzeba mieć wykształcenie, dobrą pracę, wielkie zarobki, drogi samochód, to i tamto… Ale nikt nic nie musi. Można chcieć i próbować osiągnąć to razem. Tylko szanujcie się, nie obrażajcie o drobiazgi, współpracujcie.
Zbigniew Michno: Nie mam pojęcia, co mógłbym doradzić. Czasy tak bardzo się zmieniły, iż młodych ludzi nasze rady mogą śmieszyć. My szukaliśmy partnerki lub partnera na całe życie, nie na miesiąc czy dwa. Założenie rodziny było podstawą, wokół której wszystko się budowało. A ponadto były to znajomości bezpośrednie, nie przez Facebooka, Instagrama czy inną aplikację. Teraz źródłem wszystkiego jest internet. To zupełnie inne podejście do życia, którego nie rozumiem.
A jakie mają Państwo marzenia?
Krystyna Michno: Niczego nie pragnę, gwiazdki z nieba nie potrzebuję. Mam to, co najważniejsze i uważam, iż żyjemy godnie, w odpowiednich warunkach. jeżeli zdrowie dopisze nam na tyle, iż do końca naszych dni nikt nie będzie musiał się nami opiekować, to będę szczęśliwa. Z mniejszymi problemami sobie poradzimy.
Zbigniew Michno: Nie mamy żadnych marzeń materialnych. Mamy wszystko, co nam potrzebne. Teraz wystarczy zdrowie i spokój.
Dziękuję za rozmowę.