Krewni przyjechali — i już zostali

newsempire24.com 15 godzin temu

Krewni przyjechali i zostali

Justyna Nowak właśnie wyjmowała z piekarnika jabłecznik, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek wpół do dziesiątej rano… Trochę wcześnie na gości.

Już idę! zawołała, wycierając ręce w fartuch i kierując się do przedpokoju.

W drzwiach stała Weronika z mężem Leszkiem, obwieszona torbami i walizkami. Jej kuzynka wyglądała na zmęczoną i zgniecioną, a jej małżonek marszczył brwi z niezadowoleniem.

Justynko, kochanie! zaczęła Weronika, rzucając się w objęcia. Przyjechaliśmy do ciebie! Przecież nie odmówisz rodzinie?

Weronika? Justyna zmieszała się, patrząc na gości. Co się stało? Skąd przyjechaliście?

Z Katowic burknął Leszek, wciągając do przedpokoju ogromną walizę. Strasznie długo jechaliśmy, przeklęte korki.

Wchodźcie, wchodźcie zabiadała Justyna. Rozbierzcie się. Tylko nie rozumiem… Nie daliście mi znać.

Weronika zrzuciła kurtkę i powiesiła na wieszaku.

Justynko, widzisz, mamy taką sytuację. Leszek stracił pracę, pieniędzy brak. A do tego musieliśmy sprzedać mieszkanie.

Jak to sprzedać? zdziwiła się Justyna.

No długi były, kredyty machnął ręką Leszek. Więc postanowiliśmy do ciebie przyjechać. Mieszkasz przecież sama w trzypokojowym. Miejsca starczy dla wszystkich.

Justyna stała i mrugała, nie dowierzając własnym uszom. Tymczasem Weronika już przeszła do kuchni i wciągała nosem zapachy.

Ojej, jak tu pachnie! Ciasto, tak? A my akurat głodni. Całą drogę nic nie jedliśmy, oszczędzaliśmy.

Siadajcie do stołu zaproponowała gospodyni, zdezorientowana. Zaraz zrobię herbatę.

Leszek rzucił się na krzesło i rozglądał się po mieszkaniu.

Nieźle tu u ciebie, Justyna. Remont świeży, meble porządne. Widać, iż samotne życie ma swoje zalety.

W jego tonie brzmiała nuta pretensji, która ukłuła Justynę. Mieszkała sama już osiem lat, odkąd zmarł jej mąż. Przywykła do ciszy i porządku. Pracowała w bibliotece, zarabiała niewiele, ale starczało na wszystko, co potrzebne.

A gdzie wasze rzeczy? spytała, nalewając herbatę.

No właśnie, w przedpokoju wskazała Weronika na walizki. Leszek, przynieś wszystko do pokoju.

Do jakiego pokoju? ostrożnie spytała Justyna.

No do któregoś wolnego. Przecież masz trzy.

Weronika, chwileczkę. Najpierw porozmawiajmy. Nie rozumiem, na jak długo przyjechaliście?

Weronika i Leszek wymienili spojrzenia.

No, dopóki się nie ogarniemy wymijająco odpowiedziała kuzynka. Znajdziemy pracę, stanę na nogi.

A kiedy to mniej więcej będzie?

A kto to wie? Leszek odkroił sobie sporą porcję ciasta. Może miesiąc, może pół roku. Zależy od sytuacji.

Justyna poczuła, jak wszystko w niej się ściska. Wiedziała, iż odmówić rodzinie w trudnej chwili byłoby nieuprzejmie, ale myśl o tym, iż w jej spokojnym życiu pojawią się stali lokatorzy, napawała ją przerażeniem.

Justynko, przecież nie wyrzucisz nas na bruk? Weronika złapała ją za rękę. Jesteśmy rodziną. A rodzina powinna sobie pomagać.

Oczywiście, iż nie wyrzucę westchnęła Justyna. Po prostu to takie nagłe.

Wieczorem goście już całkiem się zadomowili. Leszek rozsiadł się na kanapie z pilotem w ręku i przeskakiwał kanały, głośno komentując to, co działo się na ekranie. Weronika krzątała się po kuchni, przestawiając słoiki z przyprawami.

Justynko, a u ciebie tu taki dziwny porządek zauważyła, wycierając talerz. Sól stoi obok herbaty, cukier w najdalszym kącie. Ja to poukładałam normalnie.

Justyna z przerażeniem patrzyła na tę reorganizację. Każda rzecz w jej domu miała swoje miejsce, wszystko było pr

Idź do oryginalnego materiału