Wśród książek, nut i wspomnień – XII Opolskie Dni Kresowe znów przypomniały, iż historia Kresów nie kończy się na mapach. Bo choć Lwów, Wilno czy Grodno zostały za wschodnią granicą, to ich duch zamieszkał w Opolu, Prudniku, Kluczborku i dziesiątkach opolskich wsi. To nie tylko wspomnienia – to żywa opowieść, której strażnikami są ludzie. Kresowiacy i ich potomkowie.



W Opolu, na rogu Piastowskiej i ścieżek wspomnień, spotkali się znów – ci, którzy pamiętają. XII Opolskie Dni Kresowe to nie tylko wydarzenie kulturalne. To coś głębszego – akt cichej, serdecznej obecności, manifest wspólnoty zbudowanej na tęsknocie, dumie i… kuchni. Bo kto raz spróbował prawdziwych pierogów po lwowsku, ten wie, iż smak dzieciństwa może przetrwać kilka pokoleń i tysiące kilometrów przesiedleńczej historii.
Ale zanim usiedli do biesiady i zanim zabrzmiała piosenka o Lwowie, trzeba przypomnieć: skąd oni się tu w ogóle wzięli?
Kresowiacy na Opolszczyźnie – historia wypędzona z domu
Po 1945 roku, gdy nowy porządek świata podzielił Europę linijką, tysiące Polaków zamieszkujących Kresy Wschodnie stanęło przed brutalnym wyborem: zostać i być „obcym” u siebie, czy wyjechać – z domem w walizce, z duszą w niepewności. Dla wielu odpowiedź była oczywista. Ruszyli na Zachód, nie z własnej woli, ale przymusem historii.
Z Wilna, Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola – jechali przez Wrocław, Nysę, Katowice – i docierali na Opolszczyznę. Bywało, iż wysadzano ich z pociągów na pustych stacjach, przydzielano domy po Niemcach, niekiedy bez okien, czasem z cudzymi obrazami jeszcze na ścianach. Zaczynali od zera.
To właśnie wtedy zaczęły się rodzić kresowe wsie i miasteczka – nie z geograficznego przypadku, ale z siły wspólnoty. W Prószkowie zamieszkało wielu lwowian. W Dąbrowie Niemodlińskiej słychać było wileńską gwarę. W niektórych parafiach ksiądz odprawiał nabożeństwa z akcentem z Grodna. A w przydomowych ogródkach gwałtownie pojawiły się maciejki, lawenda i szparagi – tak jak na Kresach.
Ślady obecności – nie tylko w kuchni
Co ciekawe, obecność Kresowian na Opolszczyźnie nie skończyła się na niedzielnym rosole. Przez dziesięciolecia współtworzyli oni tkankę społeczną regionu – byli nauczycielami, kolejarzami, organistami, krawcami. To oni zakładali chóry parafialne, organizowali pierwsze biblioteki wiejskie, prowadzili domy kultury. Wnieśli ogromny kapitał kulturowy i społeczny. A przy tym długo milczeli o swojej przeszłości. Bo PRL nie był łaskawy dla kresowych wspomnień.
Dopiero w latach 90. – dzięki takim ludziom jak Jolanta Kołodziejska z Towarzystwa Miłośników Lwowa – przeszłość wróciła z pełną mocą. Dziś już nie trzeba się wstydzić opowieści o babci z Kołomyi czy dziadku z Wołynia. Przeciwnie – to powód do dumy.



Biblioteka jak dom
Nieprzypadkowo więc Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu staje się co roku gospodarzem Dni Kresowych. Książki i wspomnienia idą tu ramię w ramię. – Nasze województwo to tygiel kultur. Dzięki temu jesteśmy tak bogaci – mówił podczas wydarzenia dyrektor Adam Drosik. Trudno się nie zgodzić.
Wzruszające były słowa wicemarszałka Zbigniewa Kubalańcy, który przyznał, iż jego własne korzenie sięgają tam, gdzie dziś Polska już nie sięga. – Wilno, Lwów, Grodno… To nie tylko punkty na mapie. To moje dziedzictwo – mówił. I naprawdę nie była to kurtuazja.
Przeszłość jako przyszłość
Felieton to nie miejsce na statystyki, ale warto je przytoczyć: szacuje się, iż choćby 40% mieszkańców Opolszczyzny ma korzenie kresowe. To nie jakiś margines, to fundament. Dlatego takie wydarzenia jak Opolskie Dni Kresowe nie są „miłym folklorem” – są potrzebą serca. Bo kto nie zna historii swojej babci, ten jakby nie znał połowy siebie.
I jeszcze jedno: gdy dzisiaj świat znów zdaje się pękać na kawałki, może warto przypomnieć sobie historię ludzi, którzy musieli zbudować wszystko od nowa – z resztek, ze wspomnień, z melodii śpiewanych dzieciom do snu. Zrobili to. A my możemy dziś po prostu im za to podziękować – oklaskami, obecnością, pamięcią.



I tak, jak śpiewano w jednej z kresowych pieśni:
„Tam, gdzie płynie Dniestr i Bug,
Został dom, i wiatr, i Bóg…”
Tu, na Opolszczyźnie, zostało wszystko inne. Serce, wspomnienie i nadzieja.












Fot. CMZJMZ