— Nie żałujesz? — zapytał Krzysztof, czując, jak Paulina przytula się do jego piersi.
— Nie. A ty? — Paulina uniosła głowę, patrząc na męża.
— Jestem szczęśliwy. Wiesz, kiedy przyszłaś do nas z Zosią, od razu wiedziałem, iż to przeznaczenie. Wszystko, co było przed tobą, prowadziło nas do tego spotkania. Po tym, jak odeszła…
Paulina przycisnęła palec do jego ust.
— Nie wspominaj złych rzeczy. Teraz wszystko będzie dobrze…
**Rok wcześniej**
Paulina nakryła stół w pokoju świątecznym obrusem. Potem przyniosła z kuchni stos talerzy, półmiski, dwa kieliszki.
— Jesteś pewna, iż dobrze zrobiliśmy, zostając w domu? Wśród znajomych byłoby weselej. Zdążymy jeszcze do Marka — powiedział Bartek, gdy Paulina wróciła do kuchni.
— Pewna. Zaniesiesz to na stół. — Podsunęła mu talerz z wędliną i serem, salaterkę. — Ze znajomymi zobaczymy się jutro. Jesteśmy razem trzy lata, a nigdy nie spędziliśmy Sylwestra sami. Jak Nowy Rok przywitasz, tak go spędzisz.
— Czyli chcesz zaprogramować nam rok samotności we dwoje? — Bartek zatrzymał się w drzwiach kuchni.
— Byłoby cudownie. Szkoda, iż nie wyjdzie — westchnęła Paulina.
— No dobrze, spróbujmy — skapitulował Bartek i wyszedł.
Paulina wyjęła z lodówki butelkę szampana, jeszcze jedną salaterkę i zaniosła do pokoju.
— No jak? Ładnie? — Bartek wskazał na stół. — Możemy już żegnać stary rok? Bo zaraz się udławię śliną.
— Jeszcze nie. Daj mi pięć minut. Muszę założyć nową sukienkę i się ogarnąć. — Paulina skierowała się do sypialni.
— Po co nowa sukienka, skoro jesteśmy sami? — burknął Bartek, sięgając po plaster kiełbasy.
— Bo to święto! — odpowiedziała już z sypialni.
*”Oj, ta artystyczna dusza z upodobaniem do teatralnych gestów”*, pomyślał niechętnie Bartek i wziął kolejny kawałek wędliny.
Wkrótce do pokoju weszła uśmiechnięta Paulina w jasnoniebieskiej sukience, z rozpuszczonymi włosami. Bartek skinął z uznaniem, oceniającym wzrokiem wodząc po niej. Paulina zakręciła się na obcasach, a falbana sukni uniosła się, by zaraz opaść wokół jej nóg.
— Teraz możemy zaczynać — rzuciła wesoło, spoglądając na zegar.
— No, stół jak u króla. Tego nie zjemy sami. Może zadzwonimy do Tomka? Siedzi z mamą — zaproponował Bartek, siadając naprzeciw niej.
— Jutro. Otwieraj szampana. — Paulina promieniała.
*”Dziś jakaś inna”*, pomyślał Bartek, odkręcając korek.
— Jesteś jakaś… — zawahał się, szukając słowa, — podekscytowana.
— Troszkę. Poczekaj, zaraz się dowiesz. — Wiedziała, iż powie mu po północy, by było uroczyście. Kiedy indziej, jak nie w Nowy Rok?
Wypili, spróbowali sałatek. Najedzony Bartek odchylił się na krześle. W telewizji leciał jakiś lekki film.
— Czemu nie wypiłaś? — spytał, widząc, iż Paulina ledwo tknęła szampana.
— Bo zaraz bym usnęła, a chcę zobaczyć koncert — wyjaśniła.
— Wyjdę na balkon — Bartek otworzył drzwi.
Padający śnieg, migoczące lampki w oknach, gdzieś w oddali petardy.
— Bartek, chodź, zaraz przemówienie! — zawołała Paulina.
Zaciągnął się ostatni raz i rzucił niedopałek. Gdy wszedł do środka, prezydent już mówił. Bartek słuchał półuchem, nalewając sobie wina.
— Znowu nie pijesz? — zdziwił się, widząc pełny kieliszek Pauliny.
— Bartek, muszę ci coś powiedzieć. — Uniosła głowę. — Nalej sobie jeszcze. — Czekała, aż to zrobi. — Ten rok witamy nie we dwoje, ale w troje. Jesteśmy już całym towarzystwem.
Bartek patrzył, nie rozumiejąc.
— Nie domyślasz się? Jestem w ciąży. Mamy dziecko. Tylko jeszcze malutkie.
Bartek wypił duszkiem i postawił kieliszek.
— Nie cieszysz się? — spytała Paulina, niepewna.
— Cieszę, ale… chcieliśmy poczekać.
— Jestem ze trzy lata. Mam już dwadzieścia osiem lat. Chcę dziecka — powiedziała cicho. — Czekać na co?
— Ale… brałaś tabletki.
— Od miesiąca nie. Myślałam, iż zajdzie to dłużej, ale wyszło od razu. Fajnie, prawda?
— Dlatego nie poszłaś do Tomka z Anią? — domyślił się.
— Tak. Myślałam, iż potem mi się oświadczysz — szepnęła. — No cóż… — Dwie łzy spłynęły po jej policzkach. — Jesteś jeszcze na czas. — Zerwała się i wybiegła do kuchni.
— Paulina, nie powiedziałem, iż się nie cieszę, tylko to niespodziewane! — Pognał za nią.
Wypadła na balkon, trzymając drzwi.
— Co za dzieciństwo? Zmarzniesz! — Szarpnął drzwi, omal na niego nie wpadła.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
— Bo byś mnie znowu przekonał. Tak ci wygodnie, ale to nie jest rodzina. — Płakała już bez hamulców. — Idź się bawić! — krzyknęła i zamknęła się w łazience.
Za oknem huczały fajerwerki.
— Przepraszam, nie spełniłem twoich oczekiwań. Nie jestem gotowy… — Przywarł do drzwi.
Wrócił do pokoju, spojrzał na stół, na pełny kieliszek Pauliny. Wypił go. *”Nowy Rok, a tu taki smród. Po co to zrobiła? Mieliśmy dobrze. Zepsuła święto.”* Złość narastała. *”No to pójdę. Będę całą noc patrzeć na jej łzy?”* Ubrał się i wyszedł.
Paulina usłyszała trzask drzwi. Zaczęła sprzątać, przebrała się i skuliła na kanapie.
Bartek nie wrócił ani tej nocy, ani następnego dnia. Przyszła przyjaciółka Kasia i wyciągnęła z niego prawdę.
— Uspokój się. Faceci zawsze boją się dzieci. Wróci. Nie denerwuj się.
— Nie potrzebuję. Idź już.
Po trzech dniach zjawił się Bartek. Przepraszał, tłumaczył się. Ale rozmowa nie kleiła się. Ciągle ktoś do niego pisał.
— Nic mi nie masz do powiedzenia? — spytała w końcu Paulina.
— Co chcesz usłyszećPaulina uśmiechnęła się przez łzy, czując jak maleńka rączka córeczki zaciska się wokół jej palca, a w tej chwili zrozumiała, iż każdy ból prowadził ją właśnie tutaj – do tego szczęścia.