– Moda jest jak drzewo – liście zmieniają się co sezon, ale pień i konary stylu pozostają. Tworzymy ubrania, którym kilka szkodzi czas, które po latach zachowują klasę i styl – tak o swojej pracy opowiada mistrz krawiectwa Jerzy Turbasa.
Pańska pracownia działa nieprzerwanie od 1946 roku. To imponujący czas. Jakie momenty w historii zakładu były najważniejsze dla ukształtowania jego obecnej renomy?
Jerzy Turbasa: Wszystko zaczęło się od mojego ojca, Józefa. Był krawcem o wybitnej osobowości, o którym można powiedzieć, iż miał „złotą rękę”. Chociaż dobry krawiec to nie tylko ręce, ale przede wszystkim twórcza głowa. Wybuch jego talentu wyróżnił go wśród krakowskich rzemieślników, a rozwojowi paradoksalnie pomógł powojenny paskudny los.
W nagrodę za patriotyzm trafił na kilka powojennych miesięcy do więzienia Świętego Michała. By go pohańbić, umieszczono młodego żołnierza A.K. z volksdeutschem w jednej celi! A tym z wyrokiem śmierci okazał się znakomity przedwojenny mistrz krawiectwa Józef Aksak, który dostrzegł w ojcu niebywały potencjał. I uznał, iż wobec nieuchronności losu, warto przekazać tajniki sztuki krawieckiej. Jak u Homera – wprost – ustnie, bez szkiców i zapisów. Była to wiedza niemal mityczna, przekazywana z mistrza na ucznia.
Ojciec kontynuował tę tradycję, rozwijając pracownię, która zawsze mieściła się przy ulicy św. Gertrudy. Przez dekady ta lokalizacja stała się naszym znakiem rozpoznawczym, choć formalnie nazwę ulicy zmieniano. To miejsce i jego historia odcisnęły trwałe piętno na naszej działalności.
Czy są wartości lub filozofie, które Pana ojciec przekazał Panu i które przez cały czas kierują pracownią?
Ojciec przekazał mi fundamentalną zasadę: w tym zawodzie nie liczą się pieniądze. Najważniejsze jest doskonałe wykonywanie swojej profesji, a pieniądze przyjdą same. To była mądrość, która – choć prosta – miała w sobie coś głęboko filozoficznego. Powtarzał, iż krawiectwo wymaga pasji, precyzji i cierpliwości.
Dziś widzę, jak wiele tej mądrości można odnieść również do innych dziedzin. Współczesność bywa chaotyczna i pełna pośpiechu, ale – jak pięknie ujęła to Szymborska [której zawdzięczam esej-recenzję mojej „ABC męskiej elegancji i zapisane piękne słowa o pracowni] – „głupota sprzedaje się hurtowo, a mądrość detalicznie”. My w naszej pracowni staramy się sprzedawać tę mądrość detalicznie – z dbałością o każdy szczegół, zarówno w pracy, jak i w relacjach z klientami.
Pana wykształcenie architektoniczne wyróżnia się na tle tradycyjnego krawiectwa. Jak wpływa ono na Pana podejście do projektowania i szycia?
Architektura i krawiectwo mają więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Obie dziedziny opierają się na proporcjach, harmonii i umiejętności patrzenia na formę w sposób całościowy. Studia architektoniczne ukończyłem z wyróżnieniem – czerwonym dyplomem, broniąc po raz pierwszy w historii WA PK już zaprojektowany przeze mnie i zrealizowany dom w Miłogoszczy. Dalej asystentura u prof. Skoczka A indywidualnie jako architekt, projektowałem między innymi domy jednorodzinne dla znanych osobistości. Tworzyłem wnętrza – na przykład restauracji „Pod Krzyżykiem”, czy projekt pierwszej części Parku Strzeleckiego i koncepcję z urbanistyką pomnika Jana Pawła II. Współpracowałem też z artystą Sobockim przy projekcie fryzu brackiego.
Temperament projektancki sprawiał, iż moje randez vous z igłą, zaczynałem od projektowania kolekcji. Dla pań rzecz jasna, bo te okrycia dają szalone możliwości. Współpracowałem z takimi renomowanymi pismami jak „Elle” czy “Twój Styl”, na łamach których zamieszczano moje modele. Pisałem stałe eseje o modzie dla “Pulsu Biznesu” i stałą rubrykę „Skrojone z szykiem”. Równolegle projektowałem architekturę i starałem się łączyć dwa światy – świat kalki ze światem igły. Dlatego wszystkie garnitury dla panów czy kostiumy dla pań, które powstają w naszej pracowni, to indywidualna dzieła, w której tradycja wykonawcza spotyka się z nowoczesnym podejściem do formy i detalu.
Jakie wartości uważa Pan za najważniejsze w prowadzeniu tak wyjątkowego miejsca?
Podstawą jest szacunek do tradycji – to ona nadaje naszemu rzemiosłu głębię i autentyczność. Ale równie istotne jest ciągłe poszukiwanie innowacji. Krawiectwo artystyczne wymaga cierpliwości, pokory i wyczucia, ale także odwagi, by wychodzić poza schematy. Są nowe tkaniny, inne dodatki i nowe techniki wykonawcze.
Staram się, by nasza pracownia była miejscem, gdzie rzemiosło spotyka się z pasją i sztuką. Każdy projekt traktujemy indywidualnie, dbając, by odzwierciedlał osobowość klienta i ducha miejsca, z którego się wywodzimy. Bo my tak naprawdę nie szyjemy ubiorów, ale ubieramy klientki i klientów, a to wielka różnica. Dla nas człowiek to obraz i do niego dostosowujemy adekwatną ramę.
Kiedy zdecydował się Pan przejąć pracownię po ojcu? Czy czuł Pan wtedy ciężar legendy, którą stworzył Pański ojciec?
Decyzja o przejęciu pracowni dojrzewała we mnie. Ojciec nie wywierał presji, bo znał naszą tatarską krew. Wiedział, iż nacisk wywołuje opór – to niemal prawo psychiki, podobne do pierwszej zasady dynamiki Newtona. Nasze relacje – jak to bywa w rodzinach pełnych silnych osobowości – nie zawsze były łatwe. Czułem, iż spuścizna ojca jest czymś wyjątkowym, czymś, czego nie można zaprzepaścić. Jego praca miała ogromny wpływ na ludzi i pozostawiła trwały ślad w krakowskiej tradycji rzemieślniczej. Ostateczna decyzja wymagała dojrzałości i zrozumienia, iż to, co stworzył, jest nie tylko jego dziełem, ale też częścią naszej rodzinnej tożsamości.
Pracownia ubierała wiele znanych osobistości. Czy mógłby Pan podzielić się jakąś szczególną anegdotą związaną z klientami?
Takich historii nie brakuje. Najbardziej zapadają w pamięć te drobne chwile, gdy ludzie o wielkim formacie pokazują swoje ludzkie oblicze. Weźmy na przykład Tomasza Stańkę – człowieka o niezwykłej wrażliwości. Potrafił dostrzec to, co dla większości pozostaje niezauważalne. Kiedyś zapytał mnie, dlaczego w jednej marynarce czuje się bardziej swobodnie, a w innej poważniej. Powiedziałem mu, iż to kwestia chwili – mojego nastroju w czasie pracy, ale też tego, kto ją szył. Emocje, jakie wnosimy, przekładają się na ostateczny efekt. Ten wielki trębacz miał rzadki dar odczuwania takich subtelności. Był niezwykle inspirujący, niemal nieprawdopodobny. Rozmowy z nim przypominały obcowanie z kimś, kto przenika do istoty rzeczy. Miał niezwykłą empatię i zdolność zadawania pytań, które otwierały nowe perspektywy. Gdyby wybrał karierę naukowca, być może zdobyłby Nagrodę Nobla. A ubieraliśmy też noblistów i cały kwiat kultury i sztuki od połowy XX wieku. Kredyt zaufania sprawiał, iż wielka Anna Polony czytała na Rynku tekst w czasie mojej intronizacji jako króla kurkowego, a druga wielka Anna – Dymna zniosła moje dwugodzinne spóźnienie na spotkanie i tylko tej klasy postać mogła powiedzieć „panie Jurku nic się nie stało, każdemu może się to zdarzyć”. Szyć ludziom z I ligi, to prawdziwa przyjemność. A potem frukty – wystąpienie z naszym klientem aktorem Tadeuszem Nowakiem w filmie „Istnienie”, czy nasz kostium dla Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej w „Hamlecie” w reżyserii Andrzeja Wajdy. To dzięki „tańcowaniu igły z nitką” niezapomniane rozmowy z poetą Adamem Zagajewskim…
Mówi Pan o wytrwałości i determinacji, które są najważniejsze w wielu dziedzinach. Czy te cechy odnajduje Pan również w swoim zawodzie?
Bycie krawcem to nieustanne dążenie do perfekcji, połączone z wiernością zasadom. Nasze kroje uwzględniają anatomię, proporcje, a każdy detal ma znaczenie. Korzystamy z tradycyjnych technik, takich jak nabijanie płótna zamiast stosowania klejonek. To wymaga czasu i precyzji, ale daje efekty, które klienci doceniają choćby po dekadach. Krągłości marynarek dalej uzyskuje się układając je na udzie, stąd ten mięsień nie bez przyczyny nazywany jest przez anatomów – krawieckim!
Jak pracownia radzi sobie z nowoczesnymi trendami, zachowując jednocześnie swoje wartości?
Nigdy nie podążaliśmy ślepo za modą. Dla nas to zjawisko przypomina drzewo – liście, czyli trendy, zmieniają się co sezon, ale pień i korzenie pozostają niezmienne. Naszym pniem jest klasyka, ponadczasowy styl, który od zawsze stanowi fundament naszej pracy. To on pozwala nam tworzyć ubrania, które choćby po latach zachowują klasę i charakter.
Moda to gra subtelności – delikatne akcenty, które nazywamy liśćmi, wprowadzamy z myślą o potrzebach współczesnych klientów. Zawsze jednak robimy to w zgodzie z naszymi wartościami, szanując proporcje, przestrzenne krój dopasowany do anatomii człowieka, manualne wykończenia i firmowe detale, które dodają charakteru każdemu projektowi. Nie zalecamy biegania za modą, pamiętając, iż kto żeni się z modą gwałtownie staje się wdowcem.
Nowoczesność nie jest dla nas wyzwaniem, ale narzędziem – to sposób na wspieranie naszej precyzji tam, gdzie technologia może wnieść coś wartościowego. To właśnie ta równowaga – między tradycją a nowoczesnością – definiuje naszą filozofię i pozwala nam tworzyć rzeczy piękne, trwałe i wyjątkowe.
Proces tworzenia garnituru trwa wiele godzin. Jak wygląda ta praca?
Samo szycie to około 100–120 godzin, w zależności od projektu. Wszystko zaczyna się od konsultacji z klientem, precyzyjnych pomiarów i wyboru materiału, zgodny z przeznaczeniem, ale i karnacją klienta. Rozmawiamy, by poznać jego temperament, by oddać jego osobowość. To ma być jego „nowa skóra”. Potem następuje krojenie, szycie i kilkukrotne mierzenie. Każdy etap wymaga uwagi i troski, bo nie idziemy na żadne kompromisy. Każdy element musi być perfekcyjny.
W czasach masowej produkcji i szybkiej mody, czy klienci wciąż doceniają taką jakość?
Do nas trafiają młodzi ludzie o wysokich wymaganiach estetycznych. Wiedzą, iż oferujemy coś więcej niż zwykłe ubranie. Konfekcyjny garnitur jest jak pieczątka, ten szyty na miarę – jak podpis klienta. By był elegancko ubrany, a nie elegancko przebrany! Zdarza się, iż młode pary przychodzą z pomysłami, które są – delikatnie mówiąc – dyskusyjne. Bywa, iż narzeczona chce, by garnitur był w kolorze jej sukni. By byli podobni. Ale rzecz w tym, iż gdy są kontrastowo kolorystycznie ubrani, wtedy znakomicie się wzajemnie eksponują.
Wspomniał Pan również o srebrnych belgijskich lustrach w pracowni. To wyjątkowy detal. Jaką mają dla Pana wartość?
Nigdy nie przyszło mi do głowy, by je wymieniać, mimo iż z czasem nabrały patyny, bo w nich odbijały się postacie, które tworzyły historię – prezydenci, nobliści, artyści. Mają w sobie duszę, jakby zatrzymywały cząstkę każdego, kto się w nich przeglądał. A odbijały się w nich tej miary postacie jak Krzysztof Penderecki, Stanisław Lem, Aandrzej Wajda czy Czesław Miłosz. Gdyby ktoś opracował technologię odtwarzania obrazów z tych tafli, moglibyśmy ujrzeć całą historię zapisaną jak na taśmie filmowej.
Krawiectwo artystyczne balansuje pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Jakie techniki stosuje się w Pana pracowni, a jakie odeszły w niepamięć?
Rękodzieło to nasza dusza. manualne szycie dziurek, indywidualne wykończenia, detale tworzone z pasją – to wszystko pozostaje nienaruszone, bo klienci zaczynają na nowo doceniać to, co unikalne i osobiste. Kiedyś na okładce amerykańskiego ,,Time” ukazało się zdjęcie podpisane – symbol luksusu. I nie była to wyspa, ferrari czy willa, a manualnie dziergana dziurka w marynarce. Dziś, w epoce masowej produkcji, takie detale stają się coraz bardziej cenione. Nie unikamy nowoczesnych technologii tam, gdzie pomagają one zachować precyzję, jak choćby w krojeniu tkanin czy wykorzystując parę do prasowania. To ciągły dialog między tradycją a nowoczesnością.
Co chciałby Pan przekazać młodym ludziom, którzy marzą o karierze w krawiectwie artystycznym?
Przede wszystkim cierpliwość – to cecha kluczowa. Rzemiosło wymaga czasu, praktyki i pokory wobec siebie samego. Po drugie, nie kierujcie się pieniędzmi – one przyjdą same, jeżeli oddacie się pracy z pasją. I wreszcie, każdego dnia pamiętajcie, iż macie szansę stworzyć coś pięknego i wyjątkowego. To największa nagroda w naszym zawodzie, zwłaszcza gdy nasze dzieło znajdzie się na ramionach kogoś znakomitego.
Jakie wyzwania widzi Pan dla swojej branży w przyszłości?
Największym wyzwaniem jest zachowanie tradycji w świecie zdominowanym przez masową produkcję i krótkotrwałe trendy. Rzemiosło wymaga czasu, cierpliwości i szacunku do szczegółów, a to często stoi w sprzeczności z tempem współczesnego życia. Jednak jestem przekonany, iż zawsze będą ludzie, którzy docenią wartość rzeczy unikalnych i trwałych.
Czy zdarza się, iż odmawiacie wykonania zamówienia?
Zdarza się, choć rzadko. Mój ojciec miał zasadę: „Zapraszam za dwa lata.” W większości przypadków, gdy klient wracał, miał już inne, bardziej przemyślane oczekiwania. To pokazuje, iż czas i doświadczenie są najlepszymi doradcami. Jako krawcy, musimy być cierpliwi i dyplomatyczni, ale czasem trzeba postawić granicę, by zachować jakość i wierność własnym zasadom.
Jakie znaczenie ma dla Pana lokalizacja pracowni w kontekście jej bogatej historii?
Atmosfera miasta odgrywa kluczową rolę. W obecnych czasach moglibyśmy prowadzić pracownię choćby w Myślenicach, ponieważ era internetu i łatwość podróżowania sprawiły, iż lokalizacja przestała być barierą. Niemniej jednak Kraków, z całym swoim dziedzictwem i kulturą, nadaje naszej działalności unikatowy charakter. Nasza firma, która w przyszłym roku będzie obchodziła 80-lecie, wręcz wrosła w pejzaż tego miasta. Współpracujemy z Muzeum Narodowym w Krakowie – jest nadzieja, iż w hotelu Cracovia powstanie muzeum designu, gdzie być może przekażemy część archiwów związanych z działalnością pracowni i mojego ojca. To dla nas wielki zaszczyt i dowód, iż krawiectwo może być postrzegane jako sztuka, a nie tylko rzemiosło.
Jakie wyzwania napotyka dzisiaj renomowana pracownia specjalizująca się w szyciu na miarę?
Szycie na miarę to zupełnie inna rzeczywistość niż konfekcja. Tu nie ma miejsca na schematy – każda tkanina, każdy krój jest tworzony indywidualnie, z myślą o konkretnej osobie. To sztuka dopasowania ubrania do karnacji, temperamentu i osobowości klienta. Takie ubranie staje się jego „drugą skórą”. Niestety, elegancja na co dzień zanika – na ulicach królują pikowane kurtki i dresy. Pamiętam słowa hrabiego Ostrowskiego sprzed 30 lat: „Frak dobrze leży dopiero w trzecim pokoleniu.” Elegancja wymaga czasu, tradycji i świadomości estetycznej. Współczesne pokolenie dopiero zaczyna na nowo odkrywać tę wartość.
Jakie cechy powinien mieć krawiec pracujący w tak prestiżowej pracowni?
Przede wszystkim, musi mieć niezwykle analityczny umysł. Ręce to tylko narzędzie – prawdziwe decyzje zapadają w głowie. Tu nie można spać z otwartymi oczami. Krawiectwo wymaga wizji i wyobraźni, a także precyzyjnego warsztatu. Znajdują się młodzi adepci, którzy kochają szycie i odnajdują się w nim. Są jak diamenty – rzadcy, ale niezwykle cenni. Muszą wiedzieć, iż każde zamówienie należy traktować jako swego rodzaju egzamin. Nasza renoma, budowana przez lata, może zostać zniweczona jednym błędem – dlatego zawsze dążymy do perfekcji.
Co najbardziej cieszy Pana w tej pracy?
Uwielbiam wyzwania. Przychodzą do nas klienci o nietypowej budowie ciała, którzy często wątpią, czy cokolwiek będzie na nich dobrze leżało. Dla mnie to okazja, by pokazać, jak wiele można osiągnąć dzięki odpowiednim proporcjom i krojowi. Garnitur czy kostium potrafią zdziałać cuda – wydłużyć nogi, wysmuklić sylwetkę czy optycznie poprawić proporcje ciała, a choćby „ukraść” do 20 kilogramów. Gdy klient uśmiechnie się, gdy patrzy w lustro i widzi swoją najlepszą wersję, czuję ogromną satysfakcję. Dobry krawiec to na wpół artysta, a trochę optyczny oszust, który potrafi ukryć niedoskonałości i podkreślić atuty.
Czy wciąż jest miejsce dla młodych adeptów krawiectwa w dzisiejszych czasach?
Miejsce jest. Współczesne czasy zmieniły priorytety – młodzi ludzie często szukają łatwego zysku. Jednak zdarzają się pasjonaci, nierzadko po studiach – osoby, które już w domu amatorsko szyją i chcą rozwijać swoje umiejętności. Dla nich to powołanie, nie tylko zawód. To ci młodzi ludzie są przyszłością naszej branży. Kiedy widzę ich zapał i gotowość do nauki, przypomina mi się moja własna drogą.
















***
- Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz choćby mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
- Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, iż zawstydza włoskich pizzaiolo
- Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”