Koszmarna uczta: jak teściowie zasiali wątpliwości co do przyszłości syna.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Koszmarne przyjęcie: jak przyszli teściowie zmusili matkę do wątpienia w przyszłość syna

W małym miasteczku pod Poznaniem Helena szykowała się do ważnego wydarzenia — spotkania z rodziną narzeczonej syna, Jakuba. Wyobrażała sobie ciepły wieczór, pełen serdecznych rozmów, pysznego jedzenia i szczerych uśmiechów. Jakub zapewniał, iż rodzice jego wybranki, Kornelii, to prości i życzliwi ludzie, więc Helena liczyła, iż ta wizyta stanie się początkiem trwałych więzi. Zamiast jednak serdecznego przyjęcia, czekało ją rozczarowanie, które przewróciło jej oczekiwania do góry nogami. Zaczęła się zastanawiać: czy na pewno jej syn powinien wiązać się z tą rodziną?

Droga do domu przyszłych teściów zajęła kilka godzin, a Helena z Jakubem dotarli na miejsce pod wieczór. Chociaż niebo było zachmurzone, nastrój Heleny pozostawał pogodny. Założyła najlepszą sukienkę, zabrała domowe ciasto jako wyraz szacunku i spodziewała się ciepłego powitania. Już od progu jednak jej nadzieje zaczęły pryskać. Matka Kornelii, Wanda Kazimierzowa, ledwie rzuciła okiem na gości i rzekła sucho: „Wàożcie do salonu, poczekacie”. Helena zmieszała się, ale poszła za synem, myśląc, iż to tylko niezręczny początek.

Salon okazał się ciasny, z wysłużonymi meblami i chłodem, jakby od dawna nie ogrzewany. Helena wzdrygnęła się — w domu panował przenikliwy ziąb. Wanda Kazimierzowa zniknęła w kuchni, a ojciec Kornelii, Zdzisław Henryk, mruknął coś o pilnych sprawach i wyszedł na podwórze. Jakub próbował przełamać atmosferę, ale Helena czuła się jak intruz. Czekała, aż zostaną zaproszeni do stołu, ale minuty mijały, a nic się nie działo. Kornelia, niepewnie się uśmiechając, zaproponowała herbatę, ale i ta okazała się letnia, niesmaczna, podana w popękanych filiżankach. Helena próbowała podtrzymać rozmowę, ale odpowiedzi były urywane, a spojrzenia teściów — obojętne.

Minęła godzina, potem druga. Głód dawał się we znaki, a Helena traciła cierpliwość. Szepnęła do Jakuba: „Kiedy nas w końcu nakarmią? Przecież jesteśmy gośćmi!” Syn tylko wzruszył ramionami, przyzwyczajony do dziwactw rodziny narzeczonej. W końcu Wanda Kazimierzowa pojawiła się z talerzami. Helena spodziewała się hojnego poczęstunku, jak to bywało w jej domu, ale spotkał ją szok. Na stole stała miska z wodnistą zupą, w której pływały trzy kartofle, oraz talerz z kotletami, które trąciły zjełczałym tłuszczem. Podano do tego czerstwy chleb i kwaśną kapustę o mdlącym zapachu. „Jedzcie, nie krępujcie się”, rzuciła przyszła teściowa i znów zniknęła.

Helena patrzyła na ten posiłek, a w jej piersi gotowała się gorycz. To nie było przyjęcie, tylko upokorzenie. Przymusiła się do przełknięcia łyżki zupy, ale smak był ohydny. Jakub jadł w milczeniu, jakby tego nie zauważał, a Kornelia bez entuzjazmu poruszała widelcem w talerzu, unikając spojrzenia Heleny. Zdzisław Henryk wrócił, ale tylko zamruczał coś o swoich sprawach i ponownie wyszedł. Helena próbowała nawiązać rozmowę, ale teściowie odpowiadali niechętnie, jakby goście byli im ciężarem. Jej ciasto, upieczone z miłością, stało nietknięte w kącie stołu.

Gdy podano herbatę — znowu letnią, o posmaku starej zalewajki — Helena nie wytrzymała. „Dlaczego tak skąpo?” — spytała cicho Jakuba. „Przyjechaliśmy się poznać, a traktują nas jak natrętów”. Syn zawahał się, wymamrotał, iż u Kornelii zawsze tak. Ale dla Heleny to nie było „tak”. Przypominała sobie, jak w jej domu witało się gości z radością, jak stół uginał się od potraw. A tu? Mizerna zupa, czerstwy chleb, chłodne spojrzenia. To nie było przyjęcie — to była obelga.

Powrót do domu wypełniły ciężkie myśli. Helena patrzyła na milczącego syna, a jej serce ściskał niepokój. Wyobrażała sobie, jak Jakub wiąże się z tą rodziną, gdzie króluje obojętność i skąpstwo. „Czy naprawdę ma spędzić życie na takich ochłapach? — myślała. — W rodzinie, gdzie gości się nie szanuje, a więzy krwi nic nie znaczą?” Rozumiała, iż kocha Kornelię za jej dobroć, ale ten wieczór pokazał, iż dziewczyna wyrosła w chłodnym domu, a to może zatruć ich przyszłość.

W domu Helena nie zmrużyła oka całą noc. Miotala się między chęcią ochrony syna a strachem przed zranieniem jego wyboru. Jak powiedzieć Jakub, iż to nie jest rodzina, w której chciałaby go widzieć? Bała się, iż jej słowa złamią mu serce, ale milczenie było jeszcze gorsze. Przysięgła sobie, iż z nim porozmawia — ale jak znaleźć adekwatne słowa? Może jej obawy wydadzą mu się przesadne, a może miłość go zaślepi? I co czeka ich rodzinę, jeżeli to małżeństwo jednak dojdzie do skutku?

Idź do oryginalnego materiału