Kocham cię jeszcze bardziej!

newskey24.com 1 dzień temu

Jadwiga nie słyszała szuru kół wózka po szpitalnym linoleum ani pośpiesznych kroków. Jej głowa delikatnie kołysała się w rytm ruchu. Nie widziała migających jarzeniówek nad sobą, nie słyszała krzyku Bogdana: „Jadwiga! Jadwiga!” Nie zauważyła, jak lekarz zastąpił mu drogę.

„Tam pan nie może. Proszę czekać.”

Bogdan usiadł na połączonych krzesłach przy drzwiach intensywnej terapii, oparł łokcie na kolanach i zakrył twarz dłońmi. Nic z tego nie widziała. Leciała w świetlnym strumieniu i pragnęła tylko jednego – żeby ten lot wreszcie się skończył.

***

Grała w krótkiej, zabawnej scence na akademiku z okazji Dnia Kobiet. Wcieliła się w studentkę, która przyszła na egzamin nieprzygotowana i próbowała wybrnąć z sytuacji. Sala pękała ze śmiechu, a potem brawa nie miały końca. Później były tańce, i Bogdan ją zaprosił.

„Grałaś świetnie, jak prawdziwa aktorka” – powiedział szczerze, patrząc na nią z podzihem.

„Wcale nie powinnam grać. Kinga w ostatniej chwili się wystraszyła i uciekła. Tak się denerwowałam, iż zapomniałam tekstu, improwizowałam. Drżałam jak galareta.” – Oczy Jadwigi wciąż błyszczały z emocji.

„Nic takiego nie zauważyłem. Było naturalnie i zabawnie. Wybrałaś zły zawód.”

Po tańcach odprowadził ją do akademika i niezdarnie pocałował w policzek. Sam Bogdan mieszkał jeszcze z rodzicami. Zaczęli się spotykać, a miesiąc później wynajęli malutki pokój u samotnej staruszki niedaleko uczelni. Bogdan stoczył ciężką batalię z rodzicami, ale w końcu ustąpili i pomagali parze.

Staruszka za ścianą była trochę głucha, ale dla pewności puszczali muzykę ciszej. Jadwiga wspominała ten czas jako najszczęśliwszy w życiu.

„Kocham cię” – szeptał rozgrzany Bogdan, leżąc obok niej.

„Nie, ja kocham cię bardziej” – odpowiadała, przytulając się do jego spoconej klatki.

„To niemożliwe! Ja jeszcze bardziej…”

Uwielbiali tę grę. Potem marzyli, iż za rok skończą studia, znajdą pracę, kupią duże mieszkanie i będą mieli dzieci – chłopca i dziewczynkę.

„Nie, najpierw dziewczynkę, potem chłopca” – poprawiała Jadwiga.

„A potem jeszcze jednego chłopca” – dodawał Bogdan, całując ją.
Wydawało im się, iż nikt jeszcze nie kochał tak, jak oni.

Koledzy z roku im zazdrościli, a wykładowcy uśmiechali się pobłażliwie, wspominając własną młodość. Ile takich par widzieli, sami kiedyś tacy byli, a teraz starzy, wpajający studentom podstawy medycyny.

Po studiach przez dwa lata pracowali w miejskiej przychodni stomatologicznej, aż w końcu przeszli do prywatnej kliniki prowadzonej przez przyjaciela ojca Bogdana. Dwa lata później otworzył drugi gabinet i mianował Bogdana kierownikiem.

Zarabiali dobrze. Rodzice pomogli spłacić większość kredytu na mieszkanie. Jak planowali, najpierw urodziła się córeczka, a trzy lata później, jeszcze w trakcie urlopu macierzyńskiego, syn.

Rodzice często zabierali wnuki na weekendy, dając im czas tylko dla siebie. Szczęśliwa, ładna rodzina. Czego więcej pragnąć?

Gdy syn podrósł, Jadwiga chciała wrócić do pracy. Nudziło ją siedzenie w domu, bała się, iż zapomni zawodu.

„Po co? Ja dobrze zarabiam. Zajmuj się dziećmi” – nagle zaprotestował Bogdan. – „Może trzecie? Rodzice pomogą.”

Ale tym razem nie zachodziła w ciążę. Myślała, iż to jej wina, chodziła po lekarzach, którzy nie znajdowali problemów.

„Nie dramatyzuj. Gdybyśmy w ogóle nie mieli dzieci, rozumiałbym cię. Ale mamy dwójkę. I to jaką! Daj spokój” – przekonywał.

Uspokoiła się, ale wciąż chciała wrócić do pracy.

„Nie gniewaj się, ale nie przyjmę cię do mojej kliniki” – powiedział pewnego dnia Bogdan. – „Po pierwsze, to nieprofesjonalne. Po drugie, siedem lat przerwy? Żadna klinika cię nie weźmie.”

I zaczęły się kłótnie. Jadwiga zajmowała się domem, dziećmi. Ale gdy te wyjeżdżały do dziadków, tłukła się po mieszkaniu z nudów. Pewnego dnia nalała sobie wina, żeby poprawić nastrój. Zasnęła na kanapie. Rano zrozumiała, iż Bogdan nie wrócił. Odebrał dopiero za trzecim razem.

„Nie było cię w nocy…” – zaczęła.

„Byłem, ale ty byłaś pijana i nie zauważyłaś” – w jego głosie wyczuła irytację, a choćby odrazę.

„Wypiłam jeden kieliszek! A co mam robić? Nie puszczasz mnie do pracy, dzieci u twoich rodziców…”

„Zadzwonię, żeby je przywieźli. Muszę iść.” – Przerwał połączenie.
Rzuciła telefon o ścianę, patrząc, jak rozpada się na kawałki.

Kiedy to się zaczęło? Przecież wszystko było idealnie. Chodziła po mieszkaniu, przestawiając rzeczy. Chciała znów napić się wina, ale wiedziała, iż nie może. Rodzice przywiozą Olę i Kacpra. Ale nikt nie przyjeżdżał. Znów się napiła i zasnęła.

Obudził ją dźwięk klucza w drzwiach. Bogdan wyglądał wypoczęty i elegancki. A ona – zmęczona i rozczochrana.

„Świetnie wyglądasz. Nie jakbyś spał w gabinecie. I nowa koszula?” – powiedziała, obserwując jego reakcję.
ZamJadwiga spojrzała na niego przez łzy, wiedząc, iż ich miłość już nigdy nie będzie taka jak dawniej, ale może – jeżeli oboje bardzo się postarają – da się ją jeszcze uratować.

Idź do oryginalnego materiału