Dzisiaj znowu myślałam o nim… O Tomaszu. Czuję, iż go kocham, iż coś we mnie drży, gdy tylko na niego spojrzę. Jest taki przystojny, taki… męski. Mój żołądek się ściska, serce bije szybciej. Wydawało mi się, iż to miłość – ta burza w mojej głowie, ten niepokój w ciele.
Ale on mnie nie widzi. Próbowałam wszystkiego: mówiłam pieszczotliwym tonem, rzucałam zalotne spojrzenia, szukałam pretekstu, żeby tylko zamienić kilka słów. Rozpięłam choćby jeden guzik przy bluzce, żeby pokazać odrobinę więcej… Nic. Zero reakcji.
A potem zobaczyłam, jak zaczyna zwracać uwagę na inną kobietę z pracy. Na Małgorzatę. Zwyczajną, przeciętną, starszą od niego babę! Gadają godzinami, on przynosi jej kawę z automatu, odprowadza wzrokiem, a teraz choćby ją odwozi do domu swoim golfem. Ona choćby prawa jazdy nie ma!
Jak to możliwe? Przecież ja jestem młodsza, ładniejsza, bardziej ułożona. A on nie patrzy w moją stronę. Nie czuje tego, co ja.
I wiesz co? To wcale nie jest skomplikowane. Ta cała moja “miłość” – to nie była miłość. Bo ja w ogóle nie wiem, kim on jest. Wiem tylko, iż nie jest żonaty, iż zarabia dobrze, iż nosi drogie garnitury, a jego samochód kosztował pewnie tyle, co mieszkanie w Krakowie. Ale co dalej? Co go śmieszy, co go boli, co czyta, o czym marzy? Nie mam pojęcia.
Mnie interesował TYLKO ON. Jego uśmiech, jego dłonie, jego obecność. Chciałam, żeby mnie objął, żebyśmy byli razem, żebyśmy wzięli ślub.
A on? On godzinami rozmawia z Małgosią. Piszą do siebie, dzwonią, siedzą w aucie i ciągle coś omawiają. “To nie jest miłość” – myślałam. “To tylko gadanie.”
Ale właśnie – miłość TO jest gadanie. To rozumienie bez słów. Śmiech, zanim dopowiesz żart. Wspomnienia, które tylko wy dwoje znacie. “Pamiętasz te bajkę o Szewczyku Dratewce? Założę się, iż w podstawówce też grałeś w dwa ognie. Zobacz, begonia w końcu zakwitła, ty zawsze miałeś rękę do kwiatów. Jest ci ciepło? Nie zapomnij szalika, wiatr dziś zimny.”
I przytulenie. Bo oddycham tylko dla ciebie. I należymy do siebie.
Dla kogoś z boku to strata czasu. Paplanie o niczym. Ale dla tych, którzy kochają naprawdę – to język, który znają tylko oni. Głębokie poznanie drugiej osoby, zainteresowanie każdym jej oddechem.
A ja? Ja interesowałam się tylko sobą. Swoim “uczuciem”, które nazywałam miłością. A to był tylko głód. Chęć posiadania, zdobycia. Pragnienie, żeby wreszcie być nasyconą.
Ale nie posiądziesz tego, czego nie rozumiesz. Muzyka, której nie czujesz, nie stanie się twoja. Wiersz, którego nie pojmujesz, będzie obcy. I człowiek, którego nie znasz – nigdy nie będzie twój. Możesz próbować, manipulować, kokietować… Ale jeżeli nie chcesz go poznać, jeżeli dla ciebie liczy się tylko apetyt – to nie ma szans.
Można kochać łabędzia. Podziwiać go, karmić, chronić przed zimnem. A można też upiec go na złoto, przyrządzić pasztet jak król Zygmunt, zjeść – i w końcu poczuć pustkę. Gdzie teraz jest ten łabędź?
Tak samo z miłością. Ludzie, którzy nie widzą drugiej osoby, którzy nie rozumieją, czym jest prawdziwe uczucie – ciągle tylko rozpinają guziki, rzucają zalotne spojrzenia. Czasem uda im się “złapać” kogoś. Ale co potem? Tylko chwilowa sytość. I gorycz.
I nie da się im tego wytłumaczyć. Oni po prostu… nie zrozumieją.