**”Żart”**
– Małgosia, już idziesz? Zaraz Katarzyna i Bogdan przyjdą – powiedział niecierpliwie Paweł, zaglądając do sypialni.
– Zaraz. Jeszcze tylko chwila – odpowiedziała Małgosia, nie odwracając się od lustra w szafie.
Przesunęła szminką po ustach, potrząsnęła głową, lekko burząc starannie ułożone włosy, poprawiła kołnierz sukienki i dopiero wtedy odwróciła się do męża.
– Gotowa – uśmiechnęła się do niego.
– Wow! Jaka ty jesteś piękna – Paweł podszedł i przyciągnął ją do siebie.
– Ostrożnie, szminka – Małgosia odsunęła głowę od jego klatki piersiowej, patrząc na niego czule, z lekkim błyskiem w oku.
– Gosiu… – zaczął Paweł nagle ochrypłym głosem, ale w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. – No właśnie. – Rozczarowany rozluźnił uścisk, westchnął i ruszył otworzyć.
Małgosia rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro, poprawiła sukienkę i poszła za Pawłem.
W przedpokoju już rozrabiał Bogdan z ogromnym bukietem róż. Obok stała jego żona, Katarzyna, z prezentem w ręce.
– Gdzie jubilatka? Dlaczego nie wita gości? – huczał Bogdan, szeleszcząc opakowaniem bukietu. Zobaczył Małgosię i zrobił krok w jej stronę. – No, nareszcie. Małgosiu, wyglądasz, jak zawsze, cudownie. Paweł, uważaj, bo ci odbiję. Gosiu, daj buziaka. – Głośno cmoknął ją w policzek i dopiero potem wręczył kwiaty. – Życzę ci…
– Ej, rozbieraj się, a toasty zostaw na stół – wtrącił Paweł.
– Pawle, podaj kapcie, a ja postawię kwiaty – powiedziała Małgosia i wyszła do kuchni.
W mieszkaniu zrobiło się od razu gwarnie i ciasno. Bogdan pocierał ręce przed nakrytym stołem pośrodku pokoju.
– Gosiu, ty czarodziejko. Co za stół. Zaraz się udławię śliną – jęknął patetycznie Bogdan.
– Będziesz musiał chwilę poczekać – odparła Małgosia, wniosąc wazon z różami. Postawiła go na stoliku pod oknem.
– Żart – szepnęła ledwo słyszalnie Katarzyna, przewracając piękne ciemne oczy.
Małgosia podeszła i położyła dłoń na jej ramieniu, jakby chciała uspokoić. Właśnie wtedy znów zadzwonił dzwonek, i Małgosia poszła witać nowych gości.
– To Ola, a to moja siostra Małgosia – przedstawił Jarek dziewczyny i podał Małgosi bukiet.
– Miło mi – uśmiechnęła się Małgosia. Ola ledwo skinęła głową. – Przepraszam, kapci już nie ma.
– Nic, ja Oldze oddam swoje – powiedział Jarek.
Małgosia spojrzała na brata zdziwiona. Jej wzrok mówił: *Co ty w niej widzisz?*
– Zapraszaj do stołu, siostrzyczko – powiedział Jarek, ignorując pytanie w jej oczach.
Weszli do pokoju.
– Mojego brata wszyscy znacie, a to Ola, jego nowa dziewczyna – przedstawiła Małgosia. – Resztę sam, szepnęła bratu i wyszła z kwiatami do kuchni.
Nie mieli już drugiego wazonu, więc postawiła bukiet w litrowym słoiku na kuchennym stole.
Gdy wróciła, goście już zasiedli. Paweł wskazał jej krzesło na czele stołu. Małgosia usiadła i ze zdziwieniem zauważyła, iż Bogdan i Katarzyna siedzą osobno, po przeciwległych stronach.
Paweł rozlewał już mężczyznom koniak, a kobietom wino. Ola siedziała wyprostowana, poważna, obojętna na wszystko. Jarek nałożył jej sałatkę na talerz. choćby tego nie zauważyła.
*O rany, jakie to lodowate. Zupełnie jakby połknęła kij…* – myśli Małgosi przerwał Paweł. Zaczął mówić toast, stojąc z kieliszkiem w ręku i patrząc na żonę z czułością.
Wszyscy ucichli. Potem rozległ się dźwięk stukających kieliszków, zastąpiony brzękiem sztućców o talerze…
Małgosia spojrzała po obecnych. Bogdan hałaśliwie jadł, chwaląc jej kuchnię i zerkał na Katarzynę. A ta wpatrywała się w talerz, ignorując spojrzenia męża. Ola powoli przeżuwała, nie patrząc na nikogo. Jarek coś szeptał jej do ucha. Paweł pilnował, by wszyscy mieli pełne kieliszki. *Widzisz, wszystko w porządku, a ty się martwiłaś…* – mówił jego wzrok.
Małgosia rozluźniła się. Gdy goście zaspokoili głód i napili się, Paweł przyniósł z sypialni gitarę. Po chwili strojenia zaczął śpiewać: *”Ty jesteś jak…”* Miał piękny, aksamitny głos, śpiewał z uczuciem. I wszyscy wiedzieli, iż śpiewa dla żony.
Małgosia słuchała, lekko kołysząc się na krześle, potem zaczęła mu wtórować. Brzmieli harmonijnie. Gdy pieśń się skończyła, przez chwilę panowała cisza, potem posypały się propozycje kolejnych utworów.
Paweł zagrał kilka akordów i zaczął słynną piosenkę *”Moja biedna gwiazda…”*, ulubioną Małgosi.
W połowie utworu Katarzyna wstała od stołu i wyszła do kuchni, cicho zamykając za sobą drzwi.
– Śpiewasz świetnie, Pawle. Za to trzeba się napić – powiedział Bogdan, gdy piosenka dobiegła końca.
– Idę po gorące – szepnęła Małgosia mężowi i też wyszła do kuchni.
Katarzyna stała przy otwartym oknie i paliła.
– Co się stało? – zapytała Małgosia, stając obok niej.
Katarzyna wypuściła strzęp dymu. Papieros w jej smukłych palcach drżał. Popiół spadł na parapet. Zmiotła go dłonią, ale tylko rozmazała.
– Przecież zawsze lubiłaś, jak Paweł śpiewa. Dlaczego wyszłaś? – powtórzyła pytanie Małgosia.
– Lubię i teraz – odparła Katarzyna i obejrzała się, czy drzwi są zamknięte.
Z pokoju dobiegł niezgrabny chór męskich głosów. *”Bo zupa była za słona…”* – najgłośniej wyśpiewywał Bogdan.
– Możesz mi pomóc? – nagle spytała Katarzyna.
– Ile? – zapytała Małgosia.Ona spojrzała w niebo, w którym pierwsze gwiazdy zaczynały migotać, i westchnęła, czując, iż choć życie bywa okrutne, to właśnie w takich chwilach znajduje się siłę, by iść dalej.