Teściowa zajrzała do garnka i aż krzyknęła ze zgrozy
Maria Janiszewska obudziła się o świcie i, jak zawsze, udała się do kuchni w swoim domu na przedmieściach Poznania. Ku jej zdumieniu, przy kuchence już krzątała się synowa.
— Dzień dobry — uśmiechnęła się Zofia, mieszając coś w garnku.
— Dzień dobry — burknęła Maria Janiszewska, marszcząc nos. — Co ty tam gotujesz?
— Żurek — odparła synowa, nie odrywając się od roboty. — Janek go uwielbia.
— Żurek? — teściowa przywąchała podejrzliwie. — Czy żurek tak pachnie?
— A jak powinien? — Zofia wzruszyła ramionami, nakryła garnek pokrywką i wyszła z kuchni.
Maria Janiszewska, nie tracąc czasu, podbiegła do kuchenki, zdjęła pokrywkę i zajrzała do środka. To, co zobaczyła, sprawiło, iż aż krzyknęła ze zgrozy.
— Co to za paskudztwo? — mruknęła, cofając się, jakby przed trującym wywarem.
Zofia wróciła z talerzami i, zauważywszy reakcję teściowej, spokojnie wyjaśniła:
— Żurek, Maria Janiszewska. Warzywa z naszego ogródka — świeże, prosto z grządki. Gdy gotujesz z własnych plonów, to jak święto.
— Święto? — prychnęła teściowa, krzyżując ręce. — Ten wasz ogródek to istna katorga! Marnować czas na grządki, gdy wszystko można kupić w sklepie? Nie rozumiem was.
— A ja to lubię — odparła łagodnie Zofia, nalewając żurek do talerzy. Zapach zakwasu, ziemniaków i ziół wypełnił kuchnię. — Ziemia daje tyle siły, gdy się z nią pracuje.
— Siły? — teściowa przewróciła oczami. — To zabawa dla tych, którzy nie mają prawdziwych zajęć. Normalni ludzie… — Urwała, widząc, iż Zofia tylko się uśmiecha, jakby nie słyszała jej jadowitych uwag. — A dla kogo tyle nawarzyłaś?
— Dla nas — odpowiedziała synowa. — Na parę dni. Janek zawsze prosi o dokładkę.
Maria Janiszewska dramatycznie odskoczyła, jakby od zapachu żurku zrobiło jej się niedobrze.
— Ja tego nie tknię! — oznajmiła z patosem. — Sam zapach przyprawia o mdłości! Co ty tam namieszałaś?
Zofia westchnęła, starając się nie patrzeć na teściową. Kątem oka zauważyła, jak jej mąż Janek, który wszedł do kuchni, napięty, obserwuje całą scenę, ale na razie milczy.
Maria Janiszewska nie mogła pojąć, co się stało z jej synem. Jeszcze dwa lata temu Janek był miejskim chłopakiem, obiecującym informatykiem. Chodzili razem na wystawy, rozmawiali o nowych restauracjach, planowali jego karierę. A nagle — ta wiejska egzystencja na odludziu, ogródek, ta prosta Zofia! Samo jej imię wywoływało u teściowej dreszcz irytacji.
Janek zawsze był świetną partią — wysoki, inteligentny, przystojny. Ile porządnych dziewczyn z dobrych rodzin wzdychało do niego! Dlaczego wybrał tę wiejską dziewuchę i ten domek na końcu świata? Maria Janiszewska miała nadzieję, iż syn się “wybije” i wróci do miasta, do normalnego życia. Ale czas mijał, a Janek coraz bardziej wciągał się w tę “wiejską sielankę”.
Postanowiła działać. Zaproszenie na obiad od Zofii stało się idealnym pretekstem. Teściowa ułożyła plan: przypomnieć synowi, kim jest, i wyrwać go z tej głuszy, póki jeszcze nie jest za późno.
Janek wszedł do kuchni, objął żonę i zwrócił się do matki:
— Mamo, spróbuj żurku. Zosia gotuje go wyśmienicie!
— Janku, ty wiesz, iż ja z ojcem nigdy nie jadaliśmy tych wiejskich zup — odparła Maria Janiszewska. — Pamiętam, jak sam w dzieciństwie krzywiłeś się na żurek, mówiłeś, iż to jedzenie dla bab.
Zofia niechcący się uśmiechnęła, wyobrażając sobie małego Janka krzywiącego się nad talerzem. Ale teraz jej mąż był dorosłym mężczyzną, a jego gusta wyraźnie się zmieniły.
— Mamo, czasy się zmieniają — uśmiechnął się. — Żurek Zosi to arcydzieło. Spróbuj, nie pożałujesz.
— Arcydzieło? — teściowa aż się zakrztusiła z oburzenia. — Janku, ty nazywasz garnek z zakwasem arcydziełem? Prawdziwe arcydzieła to teatry, galerie, a nie to… warzywna breja!
Zofia starała się nie słuchać słów teściowej, ale coś w środku ją ukłuło. Wiedziała, iż dla Marii Janiszewskiej jest tylko wiejską gospodynią, niegodną jej syna. A tak bardzo pragnęła, by teściowa choć raz doceniła jej starania.
— Mamo, wystarczy — powiedział stanowczo Janek. — Zosia wiele dla nas robi. Jesteśmy szczęśliwi, i to się liczy.
— Szczęśliwi? — Maria Janiszewska zaci— Szczęśliwi? — Maria Janiszewska zaciśnęła usta, a w jej oczach zapalił się iskra nowego, niecnego pomysłu.