Kiedy zaczynasz komuś pomagać – bądź ostrożny. Bo dobra sprawa gwałtownie traci wartość. Jeden raz pomogłeś – a już myślą, iż to dla ciebie łatwe

polregion.pl 1 tydzień temu

Gdy wędrujesz po mglistym Krakowie, by pomóc nieznajomemu, zachowaj czujność. Dobroć topi się niczym lód pod wiosennym słońcem. Jeden raz podasz rękę, a ludzie zaczyną wierzyć, iż masz nadmiar. Czas, pieniądze, siłę i zasoby wszystko staje się ich własnym podkarpackim skarbem.

W tej iluzji czai się pułapka: pomoc może zamienić się w jarzmo, które przygniata. Najpierw dziękują, klękają nisko, jakbyś przyniósł im chleb z Zakopanego. Potem pytają grzecznie, a następnie żądają coraz więcej, jakby w ich kieszeniach rosły nowe złote sztabki. Gdy już nie możesz, gdy zasoby się wyczerpią, traktują cię jak zdrajcę, jakby nie oddałeś pożyczonego grosza z warszawskiego lombardu.

W ich wyobrażeniu jesteś dobroczyńcą, więc musisz dostarczać nieustannie. Twoja łagodność w ich księgach zamienia się w planowane przychody. Zobowiązali się, iż będziesz zbawcą, a gdy odmówisz, nagle jesteś winny.

Kolejna gorzka prawda: twoja pomoc nie zawsze wzbudza wdzięczność, ale zazdrość. jeżeli on może dawać, to musi mieć nadmiar. Dlaczego on ma pełne talerze, a ja jedynie okruszki? szepczą, a twoje wsparcie staje się upokorzeniem, a nie darem.

Kiedy w końcu mówisz: Przepraszam, nie dam już więcej, zamiast współczucia słyszysz obelgi i zarzuty. Tak samo w mojej znajomej Jadwigi dziewczyny, której imię brzmi tylko w polskich legendach.

Jadwiga miała przyjaciółkę z dzieciństwa, Zosię, z którą zawsze dzieliły się marzeniami. Gdy Zosia straciła pracę w Gdyni, Jadwiga od razu podjęła się pomocy: pożyczyła złotówki, przedstawiła ją znajomym w lokalnym domu kultury, a choćby przyjęła pod swój dach na kilka miesięcy, jakby w jej domu rosły niekończące się pokoje.

Na początku Zosia dziękowała codziennie, jakby śpiewała w rytm dzwonów w kościele na Starym Mieście. Potem przyzwyczaiła się. A potem zaczęła traktować tę pomoc jak coś oczywistego. Jesteś moją jedyną, zawsze mnie uratujesz, prawda? powtarzała przy każdym kolejnym prośbie.

Jadwiga przez cały czas pomagała, aż pewnego dnia, zmęczona własnym ciężarem, powiedziała: Przepraszam, nie mogę już dalej. Sama mam teraz trudny okres.

Zosia natychmiast się zmieniła. Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują? wykrzyczała, a w jej oczach pojawiły się obrazy krzywych luster. Wszystko, co Jadwiga robiła latami, zniknęło z pamięci Zosi, zostawiając jedynie uraz: Nie pomogłaś, kiedy prosiłam.

Ból był najgłębszy nie od utraconych złotówek, nie od straconego czasu, ale od braku prawdziwej przyjaźni. Była to jedynie przyzwyczajenie do brania.

Wtedy Jadwiga pojąła najważniejsze: pomoc jest cenna wtedy, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast wdzięczności przychodzi żądanie, nie jest już wsparciem, ale wykorzystaniem. Od tamtej chwili pomaga tylko tym, którzy potrafią wyciągnąć rękę innym. Wie, iż dobro musi być wzajemne, bo w przeciwnym razie zamienia się w kajdany, które ciągną w dół, niczym cienie pod warszawskim mostem.

Tak więc, zanim wyciągniesz dłoń w sennej krainie, pamiętaj: po drugim lub trzecim prośbie zatrzymaj się i zastanów, czy twoja dobroć nie stanie się niekończącą się służbą, której nie ma w żadnym polskim przysłowiu. Dobro, dawane szczerze i bezinteresownie, albo zostaje docenione, albo natychmiast traci wartość. I w tym nie jesteś winny.

Idź do oryginalnego materiału