Jednym słowem, zatęskniłam za Portugalią. Tam pracuję, jestem w ciągłym ruchu, czekam na niedzielę, aby spotkać się z dziewczynami w parku. Latem często jeździmy nad morze, ciesząc się wolnym dniem.
Tylko Bóg wie, jak bardzo chciałam wrócić do domu. Przez ostatnie trzy lata nie przyjeżdżałam choćby na święta. W tym roku postanowiłam przyjechać na kilka miesięcy. Bardzo gwałtownie jednak rozczarowałam się swoją decyzją, i tak samo jak tęskniłam za domem, zatęskniłam za powrotem do Portugalii.
Pracuję za granicą od 14 lat. Zawsze uważałam, iż to jakby jakaś klatka, ale pocieszałam się tym, iż przynajmniej mogę zarobić pieniądze. Przez ten czas wyremontowałam dom na wsi i kupiłam dwupokojowe mieszkanie.
Kiedy wróciłam z Portugalii na urlop, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było pójście do kawiarni, gdzie kupiłam sobie kawę i ciastko, na które wcześniej żałowałam wydać 8 euro. Przewartościowanie życia nastąpiło u mnie dopiero teraz, nie wiem, co dokładnie na mnie wpłynęło, ale jestem już inną Anną niż kiedyś.
Mam 66 lat, choć wyglądam nieco młodziej. Wyjechałam do pracy za granicę z tego samego powodu, co większość kobiet – żeby poprawić swoją sytuację finansową. Miałam męża, ale nie potrafił zarobić choćby grosza, a wychowywaliśmy córkę i musieliśmy myśleć o jej przyszłości.
Wyjechałam dopiero po tym, jak córka wyszła za mąż. Zostawiłam ich wtedy i wyjechałam zarabiać pieniądze. Wszystko, co zarabiałam, przekazywałam córce i zięciowi, którzy nadzorowali budowę domu. Moja mama była już w podeszłym wieku, nie chciałam jej obciążać, a mężowi bałam się powierzyć pieniądze, bo mógł wszystko przepić. Dzieci stanęły na wysokości zadania i zbudowały piękny dom. Powiedziałam, iż to mój prezent dla nich, ale pod jednym warunkiem – mieli się opiekować moją mamą, swoją babcią.
Męża straciłam kilka lat temu, alkohol doprowadził go do śmierci. Kiedy dom był gotowy, zaczęłam odkładać na mieszkanie. Wiedziałam, iż muszę pomyśleć o swojej starości, więc kupiłam dwupokojowe mieszkanie.
Zawsze były potrzeby finansowe, dlatego rzadko przyjeżdżałam do domu – w ciągu 15 lat byłam tu tylko cztery razy i to na krótko. Tym razem bardzo chciałam wrócić na święta, liczyłam dni w kalendarzu, by łatwiej było doczekać się powrotu do domu.
Niestety rzeczywistość, którą zastałam, nie była taka, jak sobie wyobrażałam. Chciałam spędzić czas z dziećmi, wnukami, zobaczyć się z rodziną i przyjaciółmi, powspominać stare czasy, ale okazało się, iż nikomu nie jestem potrzebna.
Córka miała do mnie pretensje, iż kupiłam mieszkanie dla siebie. Liczyła, iż przekażę je jej. Na święta wychodziła z domu, zostawiając mnie z moją mamą. Rodzinę pozdrowiłam przez telefon, ale nikt mnie nie zaprosił, mimo iż przywiozłam dla nich prezenty. Każdy mówił, iż nie ma czasu w rozmowy.
Nie rozumiem, co się zmieniło. Kiedyś na święta spotykaliśmy się całymi rodzinami, kolędowaliśmy tak, iż całe miasteczko słyszało, a teraz wszyscy zamykają się w domach. choćby dzieciom kolędującym nie otwierają drzwi. Co się stało z ludźmi? Kiedyś mieliśmy mniej, ale byliśmy szczęśliwsi.
Najbardziej jednak zabolało mnie to, iż wiele moich przyjaciółek, które chciałam odwiedzić, już nie żyje. Moja stara przyjaciółka i matka chrzestna, Maria, wróciła do domu, usiadła na kanapie i… to był koniec. A ja nic o tym nie wiedziałam. Dowiedziałam się od córki, iż zmarła jeszcze latem.
Takie jest życie… Kiedy wyjeżdżałam do Portugalii, miałam wielkie marzenia, myślałam, iż zarobię pieniądze i będę cieszyć się życiem, ale okazało się, iż wszystko potoczyło się inaczej. Jednym słowem, zapragnęłam wrócić do Portugalii. Tam pracuję, jestem w ruchu, czekam na niedzielę, by spotkać się z dziewczynami w parku. Latem często jeździmy nad morze.
Teraz jednak zmieniłam podejście. Postanowiłam, iż nie będę oszczędzać na kawie, ciastkach czy restauracjach. Zawsze szkoda mi było na takie rzeczy, ale teraz zrozumiałam, iż to był błąd. Życie jest jedno, trzeba dziękować Bogu za to, iż dał mi dożyć tego wieku, i co najważniejsze – pamiętać, żeby jeszcze trochę pożyć.