Kiedy już mnie nie będzie? szepnęła zięć przy mojym szpitalnym łóżku, nieświadoma, iż słyszę wszystko i iż dyktafon ciągle nagrywa.
Jej oddech był ciepły, pachniał tanim espresso. Myślała, iż jestem nieprzytomna jedynie ciało wypełnione lekami.
Lecz nie zasypiałam. Leżałam pod cienką, szpitalną kołdrą, a każdy nerw w ciele napięty byłby jak struna.
Pod dłonią, schowaną przed wzrokiem gości, spoczywał mały, zimny prostokąt dyktafonu. Przycisk nagrywania wcisnęłam jeszcze godzinę wcześniej, gdy weszła do sali razem z moim synem.
Michał, ona i tak jest jak warzywo głos Jadwigi podniósł się, wyraźnie przy czymś przy oknie. Lekarz mówi, iż nie ma szans. Na co czekamy?
Usłyszałam ciężki westchnienie mojego jedynego syna.
Jadwigo, to to nie tak. Ona jest moją matką.
A ja twoją żoną! odparła ostro. Chcę mieszkać w normalnym mieszkaniu, nie w tej strychowej piwnicy. Twoja matka przeżyła już siedemdziesiąt lat. Dość tego.
Nie poruszyłam się. Oddychałam równomiernie, udając głęboki sen. Łez nie było wewnątrz wszystko spłonęła na popiół szary jak kurz.
Pozostała jedynie lodowata, krystaliczna klarowność.
Pośrednik mówi, iż ceny są teraz dobre nie przestawała Jadwiga, przechodząc na ton biznesowy. Dwu pokojowy w centrum, po remoncie
Możemy wyciągnąć spory grosz. Kupimy dom pod miastem, jak zawsze marzyliśmy. Nowy samochód. Michał, wstawaj! To nasza szansa!
Milczał. Jego milczenie było straszniejsze niż jej słowa. To była zgoda. Zdrada w płaszczu słabości.
Zimowy szczep rubinowego czosnku! Odmiana europejska. Promocja. W sklepie.
A jej rzeczy kontynuowała Jadwiga. Połowę wyrzucimy. To graty, które nikomu nie przydadzą się. Serwisy, te głupie, książki Zostawimy jedynie antyki, jeżeli się znajdą. Zadzwonię po rzeczoznawcę.
W duchu uś, gapiąc się na dyktafon, uśmiechnęłam się. Rzeczoznawca. Ona nie ma pojęcia, iż już tydzień przed tym, jak położyłam się, uporządkowałam wszystkie cenne przedmioty i dokumenty, które od lat nie były w mieszkaniu. Trzymały się w bezpiecznym miejscu.
Dobrze w końcu wymamrotał Michał. Rób, jak uważasz. Trudno mi o tym mówić.
Nie mów nic, kochanie wymamrotała. Zrobię wszystko sama. Nie będziesz brudził rąk.
Podeszła do łóżka.
Czułam jej spojrzenie oceniające, lodowate. Jakby patrzyła nie na żywą osobę, ale na przeszkodę, którą zaraz zetrze.
Ledwo ściskałam palcami gładki korpus dyktafonu. To był dopiero początek. Nie wiedzieli, co je czeka.
Wykreślili mnie z życia. Na próżno. Stara się nie poddać. Idzie w ostatni szturm.
Minął tydzień. Tydzień kroplówek, bledych papek i mojego cichego teatru. Jadwiga i Michał przychodzili codziennie.
Mój syn siadał na krześle przy drzwiach i wpatrywał się w telefon, jakby chciał odciąć się od rzeczywistości. Nie mógł znieść widoku mojego nieruchomego ciała, ani własnej zdrady.
Jadwiga natomiast czuła się w sali jak w własnym domu. Głośno rozmawiała z przyjaciółkami, omawiając przyszły dom.
Trzy sypialnie, duży salon i działka, wyobrażasz? Zróbmy projekt ogrodu. Co? Teściowa? Och, w szpitalu, gorzej już nie będzie.
Każde jej słowo wpadało na taśmę. Moja kolekcja rosła.
Dziś przekroczyła granicę. Przyniosła laptop i, osadzona przy moim, pokazywała Michałowi zdjęcia willi.
Patrz, jaka! A ta? Prawdziwy kominek! Michał, słuchasz mnie w ogóle?
Słucham odparł nijak, nie podnosząc wzroku z podłogi. To dziwne przy niej
Gdzie jeszcze? przerwała Jadwiga. Nie ma czasu do stracenia. Musimy działać. Zadzwoniłam już do pośrednika, jutro przyjdą pierwsi nabywcy. Mieszkanie trzeba pokazać w najlepszym świetle.
Odwróciła się do mnie. W jej spojrzeniu nie było nic ludzkiego jedynie zimny rachunek.
A propos rzeczy. Wczoraj wjechałam, zaczęłam przeglądać szafy. Tyle gratów ohydnie. Twoje suknie stare… Wszystko zapakowałam do worków, oddam na cele charytatywne.
Moje suknie. Ta, w której broniłam dysertację. Ta, w której ojciec Michała złożył mi się o rękę.
Każdy przedmiot odłamek wspomnień. Wyrzucała nie tylko materiał, ale wymazywała moje życie.
Michał drgnął.
Po co dotykasz? Może ona chciała
Co chciała? przerwała Jadwiga. Ona już nic nie chce. Michał, przestań być dzieckiem. Budujemy przyszłość.
Wstała, podeszła do mojej komody i bezceremonialnie otworzyła szufladę. Palce grzebały w środku, natrafiając na chusteczki i opakowania tabletek.
Czy nie trzyma tutaj dokumentów? Paszportu? Czegoś do transakcji?
Tak oto psychiczny nacisk przerodził się w konkretne czyny. Nie tylko rozmawiała okradała mnie żywcem.
W tym momencie weszła pielęgniarka.
Anno Pawłowska, czas na zastrzyki.
Twarz Jadwigi natychmiast zmieniła się w troskliwą.
Oczyk, oczywiście. Michałku, chodźmy, nie przeszkadzajmy lekarzom. Mamusiu, wrócimy jutro wymamrotała, głaszcząc moją dłoń.
Jej dotyk był odrażający, niczym robak po skórze.
Gdy wyszli, nie otworzyłam oczu, aż do momentu, gdy kroki pielęgniarki ucichły w korytarzu. Potem, z wielkim trudem, odwróciłam głowę. Mięśnie bolały, ale dało się.
Wyjęłam dyktafon, nacisnęłam stop i zapisałam plik pod numerem siedem. Pod poduszką wyciągnęłam drugi telefon, mały przyciskowy, który przyniósł mi dawny przyjaciel i adwokat.
Wybrałam numer, który pamiętałam na pamięć.
Słucham odebrał spokojny, rzeczowy głos po drugiej stronie.
Semen Borowski, to ja mój głos chrapnął, niecodzienny. Uruchom w plan. Czas nadszedł.
Następnego dnia, dokładnie o trzeciej, rozległ się dzwonek w moim mieszkaniu. Jadwiga otworzyła drzwi najczulszym uśmiechem.
Na progu stało eleganckie małżeństwo z pośredniczką.
Proszę wejść! piszczała. Przepraszamy za bałagan, po prostu przygotowujemy się do przeprowadzki.
Prowadziła gości korytarzem, opowiadając o cudownych widokach z okien i przyjaznych sąsiadach.
Michał przylegał do ściany, starając się pozostać niewidzialny. Jego twarz była szara jak popiół.
Mieszkanie należy do mojej teściowej rzekła Jadwiga ze smutkiem w głosie. Niestety jest ciężko chora, lekarze nie dają nadziei.
Postanowiliśmy, iż w specjalistycznym ośrodku będzie jej lepiej, pod stałą opieką. A te mury niosą za dużo wspomnień dla niej.
Zatrzymała się na chwilę, dramatycznie, by wydobyć z gości pełną głębię sytuacji.
Wtedy drzwi ponownie się otworzyły, bez dzwonka. Do mieszkania wcisnęła się powoli wózek inwalidzki. W nim siedziałam ja.
Nie w szpitalnej koszuli, ale w rygorystycznym, ciemnoniebieskim jedwabnym fartuchu. Włosy starannie upięte, usta ledwo pomalowane. Spojrzenie spokojne i lodowate.
Za mną stał Semen Borowski mój adwokat. Wysoki, siwy, w eleganckim garniturze. Cicho zamknął drzwi za sobą.
Jadwiga zamarła. Uśmiech wyparował, jakby wymazany gumką.
Michał wykrzywił się jeszcze bardziej, przeszukując wzrokiem pokój w poszukiwaniu wyjścia. Goście i pośrednik wymieniali zagubione spojrzenia między mną a Jadwigą.
Dzień dobry mój głos, choć cichy, przeciął milczenie precyzyjnie. Wygląda na to, iż pomyliliście adres. To mieszkanie nie jest na sprzedaż.
Zwróciłam się do zdenerwowanej pary.
Przepraszam za ten incydent. Moja zięć chyba przeprosiła się o mój stan i przesadziła.
Jadwiga jakby się obudziła.
Mamo? Jak tu jesteś? Przecież nie powinnaś
Mogę zrobić, co uznam za słuszne, kochana odwróciłam się do niej, a powietrze zgęstniało. Zwłaszcza gdy w moim domu władzę sprawują obcy.
Nacisnęłam odtwórz. Z głośnika popłynęło znajome syczenie i cichy głos:
Kiedy już cię nie będzie?
Twarz Jadwigi zbledła jak pościel. Próbowała mówić, ale nie wydobywała dźwięku. Michał przytulił się do ściany i zasłonił twarz dłońmi.
Mam obszerne archiwum nagrań, Jadwigo rzekłam spokojnie. O twoich marzeniach, sprzedanych rzeczach, rzeczoznawcy. Myślę, iż niektóre urzędy będą zainteresowane.
Szczególnie w sprawie oszustwa.
Semen Borowski wyszedł naprzód z teczką dokumentów.
Anno Pawłowska już dziś rano podpisała pełnomocnictwo na moje nazwisko doniósł sucho. Dodatkowo zgłoszenie na policję i pozew o eksmisję z uwagi na szkodę moralną i zagrożenie życiu. Dajcie sobie 24 godziny na wyprowadzki.
Położył papiery na stolik, a ich szelest brzmiał nieodwracalnie.
To był koniec. Granica. Kropka, po której nic już nie da się odwrócić. A w tej chwili po raz pierwszy od tygodni nie poczułam bólu ani urazy. Pojawiła się siła. Lodowata, pewna, nieugięta moc kogoś, kto nic już nie traci i przychodzi po swoje.
Pośrednik z nabywcami zniknęli w pośpiechu, szepcząc przeprosiny. W salonie zostaliśmy tylko we czterech. Cisza stała się gęsta niczym kurz w starej izbie.
Pierwsza się otrząsnęła Jadwiga. Szok przemienił się w gniew.
Nie macie prawa! krzyczała, stukając mnie palcem. To przecież mieszkanie Michała! On jest zapisany! On jest spadkobiercą!
Były spadkobierca skorygował Semen, przeglądając dokumenty.
Zgodnie z nowym testamentem, sporządzonym i poświadczonym wczoraj, całe majątki Anny Pawłowskiej przechodzą na fundusz wsparcia młodych naukowców. Twój mąż, niestety, nie jest wśród beneficjentów.
To był mój ostateczny strzał. W jej oczach zgasła ostatnia iskra nadziei. Spojrzała na Michała z taką nienawiścią, jakby on był jedynym winowajcą.
Michał, mój syn, w końcu odrywał się od ściany. Podszedł do mnie. Jego twarz była mokra od łez, żałosna.
Mamusiu przepraszam. Nie chciałem. To ona ona mnie zmusiła.
Patrzyłam na niego. Na tego czterdziestoletniego mężczyznę, który krył się za plecami kobiety, wybierając własną drogę.
Miłość, a szczególnie matczyna miłość, umarła w szpitalnym pokoju przy szeptach jego żony. Pozostało tylko gorzkie rozczarowanie.
Nikt cię nie zmuszał do milczenia, Michale odpowiedziałam. Głos był równy, prawie obojętny. Wybrałeś własną drogę. Żyj z tym.
A dokąd pójdziemy? wtrąciła się Jadwiga, drżąc ze strachu i gniewu. Na ulicę?
Mieliście wynajęte mieszkanie, zanim pomyśleliście, iż ja niedługo wyjadę przypomniałam. Możecie tam wrócić lub dokądkolwiek. To już nie mój problem.
Jadwiga rzuciła się do rzeczy, nerwowo pakując je do torby i przeklinając. Michał stał w środku pokoju, zagubiony.
Spojrzał ponownie na mnie.
Mamo, proszę. Rozumiem. Zmieniam się.
Zmiana nie przychodzi za późno przyznałam. Ale nie tutaj i nie ze mną. Drzwi mojego mieszkania są zamknięte na zawsze.
Zgiął głowę. Zrozumiał, iż to koniec. Nie spektakl. Nie kara. To ostateczna decyzja.
Po godzinie wyszli. Usłyszałam jak zamykają się drzwi. Semen podszedł do mnie.
Anno Pawłowska, czy nie odwołać funduszu? Moglibyśmy wszystko przywrócić.
Skinęłam głowąZamknęłam drzwi na klucz, odwróciłam się i ruszyłam w stronę nowego jutra, pewna, iż przeszłość już nie może mnie już dłużej trzymać.












