Pod powierzchnią istnieje życie o skali, której wciąż nie ogarniamy ani poznawczo, ani wyobrażeniowo – z artystą Jarosławem Kozakiewiczem, który zaprojektował obserwatorium bogatego życia dziejącego się w glebie, rozmawia Bogna Świątkowska
Poruszasz się po różnych obszarach. Pierwszy to oczywiście sztuki wizualne, drugi to architektura, trzeci to krajobraz. Projekt, który można było w tym roku oglądać w Muzeum Warszawy – instytucji zajmującej się obserwowaniem tego, co dzieje się pod ziemią – nosi tytuł Underground wskazujący, w jakim kierunku nas zaprasza. Jak to się stało, iż zacząłeś się tym interesować?
To raczej propozycja myślowa niż gotowy obiekt. Ma uruchamiać wyobraźnię odbiorcy, prowokować do refleksji nad tym, czym jest gleba – nad widzeniem w ciemności, nad znaczeniem tego, co zwykle pozostaje pod powierzchnią. Przedstawiam koncepcję paraarchitektoniczną, projekt obserwatorium życia w glebie.
Takie obserwacje są niezwykle trudne. W glebie panuje ciemność – a nasze narzędzia percepcji są ograniczone do wąskiego pasma światła i bardzo skromnej rozdzielczości przestrzennej. Widzimy mało. Tymczasem specjaliści badający architekturę i biologię gleby wypracowali szereg technik, które umożliwiają wgląd w ten ukryty świat. Używają endoskopów przeniesionych z medycyny, stosują skanowanie rentgenowskie pozwalające zobaczyć trójwymiarowe układy korzeni, sięgają też po metody archaiczne – kopią doły, ustawiają szyby przy pionowych przekrojach i obserwują to, co dzieje się za szkłem. Już przy niewielkich powiększeniach – 20-, 30-krotnych – ujawnia się zaskakująco bogate życie: sieci porów, mikroorganizmy, ruchy wody, wymiana energii. Widzimy wówczas, iż gleba nie jest bierną materią, ale dynamicznym, pulsującym układem.
Nie istnieje dziś żadne publicznie dostępne obserwatorium gleby. Wydaje mi się, iż właśnie taki brak jest wymowny – pokazuje, jak bardzo oderwaliśmy się od tego, co nas podtrzymuje. Gleba to nie brud, ale skóra Ziemi – żywa warstwa oddychania i wymiany, warunek obiegu wody i energii, warunek życia w ogóle.

Jarosław Kozakiewicz, Anastomoza, 2024, dzięki uprzejmości artysty
Co o niej wiadomo?
Para amerykańskich paleontologów – Mark A. McMenamin i jego żona Dianna L. Schulte McMenamin – w latach 90. XX wieku wprowadziła pojęcie hypersea, czyli hyperoceanu[1]. To określenie odnosi się do wszystkiego, co dzieje się w ekosystemie lądowym – do całego życia, które w nim pulsuje, krąży, współdziała. Hypersea tworzą organizmy eukariotyczne oraz ich symbionty. Wiemy o istnieniu tego hyperoceanu dzięki kopalnym tracheofitom, grzybom mykoryzowym i prototaksytom.
Bo jeżeli pomyśleć o planecie jako o systemie zależności, to gleba i sieć istniejących w niej mikoryz, czyli symbiotycznej relacji między korzeniami roślin a grzybami, leżą u jego podstaw. To one umożliwiają obieg materii, energii i informacji. Dziś wiemy, iż biomasa życia glebowego znacznie przekroczyła to, co dzieje się w oceanach – pod powierzchnią ziemi istnieje życie o skali, której wciąż nie ogarniamy ani poznawczo, ani wyobrażeniowo.
W tym kontekście warto przypomnieć, iż pierwszym badaczem, który opisał związek między grzybami a korzeniami roślin, był Polak – Franciszek Dionizy Kamieński. Już w 1881 roku opublikował on pracę, w której rozpoznał tę symbiotyczną relację, dziś znaną jako mykoryza. Sam termin wprowadził kilka lat później Albert Bernhard Frank, ale to Kamieński jako pierwszy uchwycił jej istotę.
W tym projekcie współpracujesz z naukowcami. Czego dotyczy wymiana między sztuką a nauką w przypadku waszego spotkania?
Praca nad tym projektem rozpoczęła się w roku 2018. Współpracowałem wtedy z Miastem Stołecznym Warszawa i koncepcja obserwatorium życia w glebie pomyślana była dla przestrzeni między Parkiem Kultury w Powsinie a Ogrodami Botanicznymi. Projekt nie został wówczas rozwinięty, ale spowodował, iż spotkałem prof. Dorotę Hilszczańską – i to spotkanie okazało się kluczowe. To ona wskazała mi coś, o czym wcześniej nie słyszałem – sieć Hartiga.
To odkrycie kompletnie mnie pochłonęło. Sieć Hartiga to struktura labiryntowa, niezwykle złożona, powstająca na styku grzyba i rośliny. To właśnie w tym miejscu dochodzi do wymiany substancji – swoistego „interfejsu” międzygatunkowego. Szukałem materiałów, zdjęć, jakichkolwiek wizualnych śladów tej struktury, ale to bardzo trudno dostępne obszary. Większość obrazów pochodzi spod mikroskopów, z powierzchni liczących ułamki milimetra.

Jarosław Kozakiewicz Wikłanie II, 2024, dzięki uprzejmości artysty
Wtedy trafiłem na prof. Karla Ritza z Uniwersytetu w Nottingham – biologa gleby, który od lat dokumentuje podziemne życie. Zaczęliśmy współpracować i gwałtownie staliśmy się przyjaciółmi. Karl dysponuje ogromnym zbiorem obrazów i publikacji – oraz dostępem do setek tysięcy dokumentów. Kiedy jednak poprosiłem go o zdjęcia sieci Hartiga, znalazł ich zaledwie kilka, rozproszonych w 30 artykułach. To pokazuje, jak mało wiemy o podziemnym świecie.
Sieć Hartiga jest strukturą niezwykłą – rodzajem labiryntu powstającego w wyniku dyfuzji, a zarazem delikatnego połączenia między grzybem a korzeniem. Między komórkami korzenia rośliny powstają tzw. arbuskule – mikroskopijne gałązki, które tworzą mykoryzę arbuskularną. Na zewnątrz korzenia pojawiają się z kolei osłony, tzw. płaszcze, chroniące go przed organizmami żyjącymi w glebie. Zacząłem tę strukturę rekonstruować – najpierw w rysunkach, potem w modelach 3D. Sieć Hartiga jest przestrzennym, niemal niemożliwym do narysowania obiektem, więc stworzyliśmy ją w środowisku komputerowym, a dopiero później przenieśliśmy w materię. To była jedna z najciekawszych dróg, jakie przeszedłem w ramach jednego projektu – łącząca intuicję artystyczną z doświadczeniem naukowym, fascynująca na każdym etapie.

Jarosław Kozakiewicz Obserwatorium gleby, model, fot. z wystawy Underground w Muzeum Warszawy, 2025, dzięki uprzejmości artysty
Kształt architektoniczny planowanej instytucji oparłeś na wiedzy o strukturach, które istnieją w świecie podziemnym, w glebie. Jak adekwatnie to wygląda?
W pierwszej wersji projektu część nadziemna miała pełnić funkcję centrum edukacji środowiskowej. Nie było lepszej nazwy, więc tak określałem ją roboczo. Pod ziemią znajdować się miało obserwatorium – przestrzeń, do której się schodzi, dwukondygnacyjna, pozwalająca przyglądać się życiu w glebie in situ.
Forma całego budynku od początku była pomyślana jako spójna całość. Część nadziemna i podziemna są ze sobą powiązane formalnie i znaczeniowo. Chciałem, żeby bryła nad ziemią przypominała porosty – organizmy, które nie są ani grzybami, ani roślinami, a jednocześnie zawierają bakterie. Są zatem przykładem współistnienia i współzależności różnych form życia. Tę powierzchnię pokryłem motywem sieci Hartiga, która jest symbolem wymiany i interfejsem łączącym świat grzybów i roślin – a w szerszym sensie: różnych form życia na Ziemi.
Część podziemna ma charakter organiczny. Składa się z systemu kokonów – form, które można kojarzyć zarówno z korzeniami, jak i z grzybnią. Nie są one dosłownym odwzorowaniem żadnej z tych form, raczej intuicyjnym odniesieniem do struktur znajdujących się pod powierzchnią. Schodzi się do nich po schodach. Całość to odwrócenie klasycznego obserwatorium astronomicznego. Zamiast patrzeć w niebo przez kopułę, schodzimy w głąb ziemi, do przestrzeni, gdzie w ciemności tętni życie. Tam, w miejscu obserwacji, umieszczone są urządzenia optyczne, które pozwalają zaglądać w glebę bezpośrednio, bez jej naruszania. Część z nich to systemy rurowe z przeszklonymi fragmentami, do których wprowadza się kamerę endoskopową, by obserwować procesy zachodzące w glebie. Problemem jest jednak światło – jego obecność zaburza zachowanie organizmów. Trzeba więc konstruować systemy umożliwiające widzenie bez oświetlania, widzenie w ciemności. To jeden z największych eksperymentalnych problemów przy tego typu obserwacjach.
Do tej pory stworzyłem dwie makiety takiego hipotetycznego obserwatorium: pierwsza pokazuje relację między częścią nadziemną a podziemną, druga – przekrój obserwatorium, w którym widać ludzi siedzących i patrzących w głąb ziemi. Chciałem, by ta scena przypominała sytuację z planetarium, tyle iż odwróconą o 180 stopni. Patrzymy nie w daleki kosmos, ale w bliski mikrokosmos.
Jak powstaje obraz tego, co żyje w glebie?
Można to prześledzić na wizualizacjach przygotowanych przez prof. Karla Ritza, który od lat opracowuje niezwykłe obrazy ukazujące podziemne życie. Proces ich powstawania jest bardzo złożony technologicznie. Fragment ziemi, pobrany w całości, zalewa się specjalnymi żywicami, które utwardzają się długo, by nie zniszczyć delikatnej struktury mikroorganizmów. Potem taki blok tnie się diamentowymi piłami na cienkie plasterki – rzędu milimetra – i poleruje, aby można je było oglądać pod mikroskopem.
Te preparaty są następnie podświetlane na różne sposoby, w zależności od tego, co naukowcy chcą zobaczyć. Każdy sposób oświetlenia wydobywa inne elementy – czasem strukturę porów, czasem arbuskule, czasem ślady po działalności dżdżownic. To, co widzimy, wymaga interpretacji, a różne ośrodki badawcze potrafią się o te interpretacje spierać, jak to w nauce bywa.

Jarosław Kozakiewicz Labirynt (sieć Hartiga) I, 2024, dzięki uprzejmości artysty
Ty także stworzyłeś rysunki. Więcej tu sztuki czy naukowego poznania?
To prace zupełnie inne niż dokumentacje naukowe – raczej fantazmaty, wizualne intuicje, które zrodziły się z kontaktu z ogromną liczbą mikroskopowych obrazów i tekstów naukowych. Po jakimś czasie ten język – język podziemnego życia – zaczął sam mi się układać w głowie. Rysowałem kredką na białym papierze, tworząc światy, które możemy sobie tylko wyobrazić.
Zależało mi, by te rysunki były atrakcyjne wizualnie, żeby przyciągały uwagę i odczarowywały nasze wyobrażenia o glebie. Od stuleci od niej uciekamy – od tej najbliższej nam materii, od której zależy nasze życie. Chciałem pokazać, iż gleba jest piękna, iż może być fascynująca jak kosmos, który uczyniliśmy przedmiotem kultu. Bo kosmos stał się przecież w pewnym sensie iluzją – projekcją ludzkiego pragnienia ekspansji, które usprawiedliwia eksploatację planety. Możemy marzyć o Marsie, ale to tutaj, w ziemi, jest nasze miejsce.
Dlaczego twoim zdaniem częściej myślimy o kosmosie?
Przyczyn jest wiele: religijne wyobrażenia zła zepchniętego pod ziemię, działające na wyobraźnię obrazy Memlinga czy Boscha, ale też społeczny ideał czystych rąk i „lepszego życia” bez fizycznego kontaktu z naturą. W efekcie zapomnieliśmy o rolnictwie, odebraliśmy godność pracy z ziemią – jednej z najstarszych ludzkich aktywności, najbardziej sensownych i koniecznych dla przetrwania.
Dziś wydaje się, iż lepiej sprzedawać paliwo w czystej koszuli, niż pracować na roli. A przecież to właśnie prace podstawowe – uprawa ziemi, opieka, nauczanie, leczenie, budowanie schronienia – są tym, co pomaga nam przetrwać w świecie. Reszta często tylko wytwarza napięcie, stres i rozproszenie. Dlatego zachęcam do zanurzenia rąk w ziemi. To czynność dobra dla zdrowia, dla psychiki i dla planety. I może najprostszy sposób, by przypomnieć sobie, iż jesteśmy częścią tego świata, nie jego właścicielami.

Jarosław Kozakiewicz Obserwatorium gleby, model, wystawa Underground w Muzeum Warszawy, fot. T. Kaczor, 2025, dzięki uprzejmości artysty
Na szczęście dzisiaj dużo się mówi o odzyskaniu gleby w miastach, powstają propozycje polityki glebowej, rozmawia się również o możliwości nadania glebie osobowości prawnej, tak jak innym bytom przyrodniczym – to oczywiście w tych najbardziej zaawansowanych stadiach czy formach świadomości miejskiej. Jakie są szanse na to, żeby tę ideę instytucji, która spogląda w głąb ziemi, zrealizować?
Technicznie to jest możliwe. Jak w przypadku każdej instytucji opartej na technologii, jej urządzenia można z czasem modernizować, ulepszać, wymieniać. Problemem są jednak koszty. Najdroższe urządzenia tego typu znajdują się dziś w laboratoriach medycznych, bo medycyna jest traktowana jako „pierwsza potrzeba”. Nauka o glebie, rolnictwo czy biologia gruntu mają ograniczony dostęp do takich technologii. Mikroskopy i aparatura, które mogłyby pokazać życie pod ziemią, kosztują ogromne pieniądze.
Rolnictwo – a adekwatnie to, co dziś stało się z produkcją rolną – działa w logice przemysłowej, nie ekologicznej. A przecież życie w glebie to potężny ekosystem: na jednym hektarze ziemi ornej znajduje się ok. 5–10 ton biomasy organizmów, a w lesie choćby 100 ton. To niewyobrażalna różnica, która dobrze pokazuje, jak bardzo nawozy sztuczne niszczą równowagę. Mogłyby być używane jako interwencja, tymczasem stały się narzędziem chciwości i nadprodukcji.

Jarosław Kozakiewicz Underground Landscape, dzięki uprzejmości artysty
Kiedyś ziemi pozwalano odpocząć, przywracano jej życie przez wypas zwierząt, przez rotację upraw. Dziś mamy do czynienia z chemizacją gleby na skalę planetarną. Wszystko zaczęło się na początku XX wieku od metody Habera i Boscha – dwóch niemieckich chemików, którzy opracowali syntezę amoniaku i otrzymali za to Nagrodę Nobla. Ten sam proces umożliwił później produkcję nawozów, ale też Cyklonu B. Szacuje się, iż dziś jedna trzecia ludności Ziemi ma co jeść dzięki nawozom sztucznym. To trudny paradoks. Z jednej strony mamy życie, które dzięki nawozom jest możliwe, z drugiej – planetę, którą te same nawozy powoli zabijają. I to pytanie pozostaje otwarte: gdzie adekwatnie jesteśmy w tej historii i jak z niej wyjść?
Wszystko, co robimy na Ziemi, sprowadza się w gruncie rzeczy do jednego: sposobu, w jaki traktujemy glebę. jeżeli nauczymy się ją widzieć jako wspólny z nami organizm, to może pozostało szansa, iż przetrwamy.
Jarosław Kozakiewicz – artysta działający na pograniczu rzeźby, nauki i architektury. Od blisko trzech dekad bada relacje między ludzkim ciałem a otoczeniem, łącząc różnorodne dziedziny: od genetyki, fizyki, astronomii, ekologii po inżynierię i budownictwo. Autor utopijnych i krytycznych projektów z pogranicza sztuki i urbanistyki, m.in. Projektu Mars (2007) i Oxygen Towers (2005). Laureat międzynarodowych konkursów architektonicznych; w 2006 roku reprezentował Polskę na 10. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji.
[1] M.A. McMenamin, D.L.S. McMenamin, Hypersea. Life on Land, Columbia University Press, New York 1996.













