Kiedy urodziła się nasza córka, przyjechała do nas moja teściowa. Dopóki z nami mieszkała, w domu panował porządek i czystość, a żona praktycznie nie robiła nic. Gdy teściowa wyjechała – rozstaliśmy się

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Pobraliśmy się w trudnych latach 90-tych. Miałem wtedy swój mały biznes – trzy stoiska na targowisku. Kto pamięta tamte czasy, ten wie, iż łatwo nie było. Ale udało mi się kupić dwupokojowe mieszkanie. Oczywiście już po ślubie, więc formalnie wspólne, chociaż żona nie dołożyła do niego ani złotówki.

W 1997 roku urodziła się nasza córka, a do pomocy przyjechała teściowa. Nie mogę o niej powiedzieć złego słowa – neutralna kobieta, nigdy nie mieszała się w nasze sprawy. Dużo pracowałem, wracałem do domu zmęczony i podenerwowany, a to właśnie teściowa podawała mi kolację. Moja żona natomiast… nic nie robiła. choćby do dziecka rzadko podchodziła – wszystkim zajmowała się jej mama.

Kiedy teściowa wyjechała pomagać swojemu synowi – w jego rodzinie też urodziło się dziecko – wszystko się posypało. Moje stoiska musiałem zamknąć, konkurencja na początku lat dwutysięcznych wykończyła mnie. Przypomniałem sobie o dyplomie elektryka i zatrudniłem się w porządnej firmie. Żonie się to nie spodobało – przecież nie po to wychodziła za „biznesmena”, żeby mieszkać z „robotnikiem”! Ale mnie odpowiadało, a wypłata była uczciwa – co prawda „do ręki”, ale konkretna.

Po wyjeździe teściowej w domu zapanował chaos. Brud, brak jedzenia, córka brudna i głodna siedziała wśród porozrzucanych zabawek. Żona całe dnie na telefonie albo przed telewizorem. Po powrocie z pracy wyciągałem z góry brudnych naczyń lepką patelnię, żeby ugotować obiad dla całej rodziny. W końcu miałem dość – i złożyłem pozew o rozwód.

Sąd, jak nietrudno zgadnąć, przyznał opiekę nad córką matce, a mieszkanie również zostało z nią – z racji opieki nad dzieckiem. Nie kłóciłem się – na początku zamieszkałem u przyjaciela. Przecież nikt mi dziecka by nie oddał. A matka to matka – ja, jak to w Polsce, ojciec „drugiego sortu”. Choć dla mnie córka była ważniejsza niż dla niej.

Dogadaliśmy się tak: ja ubieram córkę, daję pieniądze na jedzenie i szykuję ją do szkoły. Rozwód był w 2004 roku.

Była żona musiała iść do pracy – i bardzo jej się to nie podobało. Królowej każą pracować! W weekendy zabierałem córkę, ubierałem ją, chodziłem z nią na lody, na występy, kupowałem zabawki. Na koniec dawałem jeszcze kieszonkowe na tydzień. Ale gwałtownie była zrozumiała, iż łatwiej jej było żyć ze mną niż samodzielnie.

Zaczęła więc narzekać: iż przeze mnie zmarnowała życie, nie mogła skończyć szkoły (chociaż wcale nie studiowała), iż w kiosku zarabia grosze, iż ciągle choruje – a w skrócie: „daj pieniądze”.

Zacząłem więc kupować jedzenie i ubrania dla córki. I znowu źle: „Nie umiesz wyliczyć porcji, nie ubieraj jej, dawaj pieniądze – ja kupię”.

Później zadzwoniłem do teściowej i dowiedziałem się, iż ona też przesyła wnuczce pieniądze. Tylko że… część rzeczy, które kupowałem córce, była sprzedawana, a pieniądze szły na ciuchy dla byłej żony i kolacje w restauracjach – żeby „ułożyć sobie życie”.

Zaczęło mi się wszystko składać w całość – córka narzekała, iż jej ubrania są wiecznie brudne. Ale ich po prostu nie było – zostały sprzedane.

Zadzwoniłem do byłej i pytam, co się dzieje. A ona mi na to: „Jesteś skąpy, kupujesz rzeczy niemodne, pieniędzy i tak za mało, liczyłam na więcej. Mam już tego dość, żyję o chlebie i wodzie. Składam wniosek o alimenty!”

Odpowiedziałem: „To może inaczej – skoro nie potrafisz jej utrzymać, oddaj mi córkę i mieszkanie, a ja ci jeszcze alimenty zapłacę.”

Rozłączyła się. Oddzwoniła po dwóch dniach – zgodziła się, żeby wszystko zostało, jak było. Ale ostrzegłem ją: jeżeli jeszcze raz sprzeda coś, co kupię córce, idę do sądu i odbieram jej wszystko!

Zaczęła się zachowywać nieco lepiej, ale opowiadała o mnie wszystkim znajomym jako o potworze. Wielu jej wierzyło. I dlatego nie wierzę dziś rozwiedzionym kobietom, które narzekają na byłych mężów.

Dziś mieszkam w nowym mieszkaniu i adekwatnie wychowałem córkę „na odległość”. Teraz sama mi mówi, jak w dzieciństwie miała dość tego bałaganu, jak lgnęła do mnie, jak matka ją nastawiała przeciwko mnie i ile zła o mnie rozpowiadała. Ale córka dorosła i wszystko zrozumiała.

Idź do oryginalnego materiału